"You were strong and I was
not
My illusion, my mistake
I was careless, I forgot
I di"
My illusion, my mistake
I was careless, I forgot
I di"
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu.
Dzwoniła Rose. Już skądś znałam tą sytuację. Tak zaczęła się
moja znajomość z Harry'm. Od tego jednego telefonu.
/-Słucham? -powiedziałam zaspanym
głosem do słuchawki.
-Co to miało być wczoraj Alice? To,
że jesteście na wakacjach, nie znaczy, że macie też wakacje w
waszym związku! -zaczęła krzyczeć do słuchawki moja szefowa.
-To on stroił wczoraj jakieś fochy,
nie ja. -zaczęłam się tłumaczyć.
-Nie obchodzi mnie to, kto się na kogo
obraził. Jest o tym głośno i musicie coś z tym zrobić. -nie dała
mi dojść do słowa. Zanim coś jej odpowiedziałam, ona się
rozłączyła. Zrezygnowana wstałam z łóżka i podeszłam do
szafy. Wyciągnęłam szorty i top. Nagle spojrzałam się na swój
nadgarstek. Top odpada. Zamieniłam go na cienką koszulę, której
rękawów nie zamierzałam podwijać, mimo że na zewnątrz było
bardzo ciepło. Szybko założyłam na siebie wybrane ubrania i
doprowadziłam włosy do porządku. Zrobiłam delikatny makijaż i
wyszłam z łazienki. Akurat do pokoju wszedł Harry. Zaczął mówić
coś w moją stronę, jednak ja go wyminęłam. Nagle poczułam
bolesny uścisk na nadgarstku. To Harry złapał mnie za niego,
akurat w tym miejscu, gdzie były nacięcia. Mimowolnie syknęłam z
bólu i zaczęłam masować swój nadgarstek.
-Przepraszam, nie chciałem aby to Cię
zabolało. -powiedział zmartwiony i spojrzał się na mój
nadgarstek. Nagle jego twarz przybrała przestraszony wyraz. Z
ciekawości spojrzałam się w miejsce, gdzie się patrzył. Moja
błękitna koszula była przesiąknięta krwią. Rany były na tyle
świeże, że jedno mocniejsze dotknięcie, mogło powodować ich
naruszenie. Gdy Harry złapał mnie za nadgarstek, spowodował, że
znowu zaczęła mi lecieć krew. Moja mina nie była lepsza od
Styles'a. Hazz nie mówiąc nic złapał mnie z dłoń i podwinął
rękaw koszuli do góry. I stało się najgorsze. Zobaczył nacięcia.
Przez chwilę patrzył się na nie pustym wzrokiem.
-Czemu to zrobiłaś? -spytał
przerażonym głosem. Nie wiedziałam co powinnam mu odpowiedzieć.
Nie mogę mu powiedzieć, że go kocham.
-T-to.. bo ja... ja coś... ale to...
-nie wiem, czemu nagle miałam ochotę powiedzieć mu, że go kocham.
Zrobiłabym to, ale zabrakło mi słów i zaczęłam się jąkać.
Gdy zaczęłam mówić, mój telefon ponownie zadzwonił. Odwróciłam
wzrok od Harr'ego i odebrałam komórkę.
/-Halo? -spytałam niepewnym głosem.
Nie znałam numeru, który do mnie dzwoni.
-Czy rozmawiam z panią Alice Bailey?
-usłyszałam w słuchawce głos jakiegoś starszego mężczyzny.
-Tak, przy telefonie. -odpowiedziałam
mu.
-Nazywam się John Smith, jestem
ordynatorem w szpitalu na New Cavendish Street w Londynie. W
dokumentacji medycznej pacjentki Rebecci Wright znaleźliśmy jedynie
pańskie nazwisko. Czy zna pani tą pacjentkę? -spytał się
mężczyzna, a mi serce podeszło do gardła. Czemu dzwonią do mnie
ze szpitala i pytają się o Beccy.
-Tak, znam. -odpowiedziałam poważnym
i przestraszonym głosem.
-Pacjentka trafiła wczoraj do
szpitala. Zapewne wie pani o jej chorobie. Jej stan zdrowia znacznie
się pogorszył. Wczoraj zasłabła, robiąc zakupy. Zabraliśmy ją
do szpitala i podaliśmy odpowiednie leki. Obecnie jest w śpiączce.
Jeśli leki zadziałają na organizm pożyje jeszcze może rok, może
dwa. Jeśli nie, trzeba przygotować się na najgorsze. Wie pani
może, czy pacjentka przyjmowała regularnie leki?
-T-tak, przyjmowała. -odpowiedziałam
drżącym głosem. Nie mogłam uwierzyć w słowa mężczyzny.
-W takim razie zostało nam modlić się
o cud. Jeśli pani chce, może ją odwiedzić. Do widzenia.
-powiedział doktor Smith i się rozłączył. /
Przez chwilę stałam w bezruchu, nie
wierząc w to, co właśnie usłyszałam.
-Wszystko w porządku Lyn? -głos
Harr'ego wyrwał mnie z transu.
-Beccy... ona... -zaczęłam się
jąkać. Głos mi się łamał i czułam, jak łzy napływają mi do
oczu. -Ona jest w szpitalu. -powiedziałam pozwalając na to, aby łzy
spływały po moich policzkach. Harry szybko pokonał odległość
między nami i mnie przytulił.
-Cii, będzie dobrze. -próbował mnie
uspokoić.
-Nie Harry. Nie będzie dobrze. Ona
umiera. -zaczęłam coraz bardziej płakać. Harry przyciągnął
mnie jeszcze bliżej siebie i zaczął ręką powoli gładzić moje
plecy. Może to taka mała rzecz, ale naprawdę tym mnie uspokajał.
-Co tu się dzieje? -do pokoju weszła
Danielle z Perrie. Od razu odsunęłam się od Harr'ego, jednak on
nie bardzo mi na to pozwolił. Objął mnie ramieniem, tak jakby
chciał mnie chronić przed dziewczynami.
-Co ty jej zrobiłeś?! -krzyknęła
przestraszona Perrie, gdy zobaczyła moje łzy.
-To nie Harry. -szepnęłam. -Rebecca
jest w szpitalu. -dodałam, zaciskając usta, aby nie rozpłakać się
przy nich bardziej.
-Zostawcie nas samych. -poprosił
Harry. Na prawdę wolałam teraz zostać z nim, niż z dziewczynami.
-Nie ma mowy. -od razu Danielle
zaprzeczyła. -Nie zostawimy jej z tobą. -mówiła do niego tak,
jakby mnie tutaj wcale nie było.
-Ona teraz potrzebuje spokoju. -Hazz
próbował postawić na swoim.
-Przy tobie nie jest spokojna. -Pezz
nie odpuszczała. Zaczęło mnie to irytować.
-Po prostu zostawcie nas samych, ok? -w
końcu odezwałam się do dziewczyn, a one posłały mi pytające
spojrzenia. Jednak nic nie odpowiedziały, posłusznie wyszły. Gdy
zostaliśmy sami, Harry ponownie mnie do siebie przyciągnął i
przytulił, a ja ponownie zaczęłam moczyć jego koszulkę. Po
chwili Hazz wziął mnie na ręce i położył na łóżku, a sam
ułożył się obok mnie, obejmując mnie w talii. Mimowolnie
przytuliłam się do jego torsu. Potrzebowałam jego obecności.
Nawet jeśli on nic do mnie nie czuje.
-Czemu to właśnie ty musisz tak
bardzo cierpieć? -w końcu się odezwał. Nie odpowiedziałam. On
chyba myślał na głos. Nie chciałam mu w tym przeszkadzać. -To
nie jest sprawiedliwe. Dlaczego akurat ona? Bóg nie mógł wybrać
innej osoby? Po tym wszystkim chce Ci zabrać najbliższą Ci osobę...
-Harry wciąż mówił. Ja powoli uważnie analizowałam
wypowiedziane przez niego słowa.
-Po czym? -spytałam nagle. Zabrzmiało
to tak, jakby wiedział o mojej przeszłości, ale niby skąd?
-Nie wiem Lyn po czym. Wiem, że nie
masz kolorowej przeszłości. Wiem, że cierpiałaś. Nie wiem w jaki
sposób. Nie wiem kto i w jaki sposób Cię zranił. Ale wiem, że
nie miałaś łatwo w życiu. -mówił cichym, delikatnym głosem,
który łagodził moje nerwy.
***
W końcu wylądowaliśmy. Z lotniska od razu pojechałam do szpitala. Harry mnie podwiózł. Chciał wejść ze mną, ale nie pozwoliłam mu na to. Dałam mu klucze do swojego mieszkania i poprosiłam, aby zawiózł tam moje walizki. Gdy tylko weszłam na oddział, zaczęłam szukać sali, w której miała leżeć Beccy. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam. Z lekkim strachem weszłam do środka pomieszczenia. Była tam. Nie spała. Leżała podłączona do wielu kabli. Była taka blada, jak nigdy wcześniej.
W końcu wylądowaliśmy. Z lotniska od razu pojechałam do szpitala. Harry mnie podwiózł. Chciał wejść ze mną, ale nie pozwoliłam mu na to. Dałam mu klucze do swojego mieszkania i poprosiłam, aby zawiózł tam moje walizki. Gdy tylko weszłam na oddział, zaczęłam szukać sali, w której miała leżeć Beccy. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam. Z lekkim strachem weszłam do środka pomieszczenia. Była tam. Nie spała. Leżała podłączona do wielu kabli. Była taka blada, jak nigdy wcześniej.
-Jak się czujesz? -spytałam
drżącym głosem i podeszłam do jej łóżka.
-Jak na osobę, która może
niedługo umrzeć, całkiem nieźle. -wysiliła się na marny żart i
delikatny uśmiech.
-Nie mów tak. Jeszcze długo
pożyjesz. -próbowałam brzmieć wiarygodnie.
-Kogo ty oszukujesz Lyn?
Siebie, czy mnie? To jest AIDS. To nie jest wyleczalne. To po prostu
zabija człowieka. Od początku było wiadome, że umrę. Dawali mi
czas do 25 roku życia. Mam 23, cóż o dwa lata się pomylili.
-próbowała pokazać, że nie przejmuje się tym bardzo, jednak
widziałam smutek w jej oczach.
-Nie chcę, abyś mnie
zostawiała tutaj samą. -pozwoliłam, aby pojedyncza łza spłynęła
po moim policzku.
-Nie zostaniesz sama. Masz
jeszcze Harr'ego. -próbowała mnie podnieść na duchu. Nagle
spojrzała się na mój nadgarstek i zmierzyła mnie wzrokiem. -Lyn,
obiecałaś... -zaczęła mnie upominać.
-Nie mam Harr'ego.
-powiedziałam po cichu, starając się nie rozpłakać.
-Czy wy... -zaczęła
niepewnie. -Czy wy się rozstaliście? -dokończyła po chwili.
-Nie Beccy. Ja nigdy z nim
nie byłam naprawdę. -w końcu odważyłam się jej to powiedzieć.
Wiedziałam, że będzie zła, ale nie mogę jej dalej okłamywać.
-Jak to z nim nie byłaś?
-spytała powoli, próbując znaleźć jakiś sens w moich słowach.
-Mój związek z Harry'm nie
jest prawdziwy. To jest ustawka. -wytłumaczyłam jej.
-Czemu? Czemu się na to
zgodziłaś? -bardziej się spodziewałam pytania „Czemu mi nie
powiedziałaś?”.
-Rose... -zaczęłam
niepewnie. -Ona mi kazała. Powiedziała, że jeśli się nie zgodzę,
stracę tą pracę. Zostanę z niczym. Nie mogłabym Ci wtedy pomóc.
-tłumaczyłam jej, a z moich oczu ciekły łzy. Czułam się podle,
że jej nie powiedziałam na samym początku. -Przepraszam, że Ci
nie powiedziałam. Tak bardzo chciałam to zrobić, ale mam umowę.
Nie mogę nikomu powiedzieć.
-Już spokojnie. Nie płacz.
-Beccy próbowała mnie uspokoić. -Dziękuję, że tyle dla mnie
zrobiłaś. -uśmiechnęła się do mnie.
-Na prawdę nie jesteś na
mnie zła? -spytałam zaskoczona.
-Nie mam za co. Chciałaś
mi pomóc. Zrobiłaś tak wiele dla mnie. -jej słowa nieco mnie
uspokoiły. -Tylko jedno mnie dziwi. Przez ten cały czas tak łatwo
przychodziło Ci udawanie. Ty naprawdę nic do niego nie czujesz?
-zaczęła się dopytywać, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz
przeciwnie. Chciałam jej się wygadać ze wszystkiego.
-I właśnie w tym tkwi
problem. Ja... Umm... Ja kocham Harr'ego. Niewyobrażalnie kurewsko
bardzo kocham. A on nic do mnie nie czuje. -wyjaśniłam jej.
-Cięłaś się przez niego,
czy przez to, że dowiedziałaś się o mnie? -zadała kolejne
pytanie.
-Zrobiłam to, gdy nie
wiedziałam jeszcze o tym, że jesteś w szpitalu, czyli wychodzi na
to, że przez niego. Ale założę się, że gdyby nie Harry, wczoraj
zrobiłabym to kolejny raz. -smutno się uśmiechnęłam, na smutne
wspomnienia.
-Jak to „gdyby nie Harry”
? -zacytowała moje słowa.
-On był wczoraj przy mnie.
Nie wie o moich uczuciach do niego. Wiesz, każdy jego dotyk mi
pomaga. Nawet to, kiedy mnie przytula, podnosi mnie na duchu. On jest
tego nieświadomy, ale wczoraj przytulał mnie prawie przez cały
dzień. -wyjaśniłam jej, w duchu uśmiechając się na wspomnienie
o Harry'm.
-Może też coś do Ciebie
czuje? -Becks próbowała mi pomóc, jednak na marne.
-Nie Beccy. Nie czuł, nie
czuje i nigdy nie poczuje. -od razu zaprzeczyłam jej myślom.
-Czemu tak myślisz?
-dopytywała się.
-Powiedział mi to.
Powiedział, że nie chce się zakochać. Że związki nie są dla
niego. On nie wierzy w miłość. Według niego, miłość przynosi
cierpienie i wiele negatywnych rzeczy. Nie widzi żadnych pozytywów.
Powiedział mi, że nigdy nic do mnie nie poczuje. -przypominałam
sobie po kolei słowa, jakie wypowiedział do mnie na samym początku.
Na samą myśl było mi smutno, ale mogłam się tego spodziewać.
Nie mogę go o nic obwiniać. Uprzedził mnie, jak będzie, a ja
głupia się zakochałam.
-Lyn, tak mi przykro. Nie
chcę żebyś została sama. Ale jesteś silna. Ja wierzę, że dasz
sobie radę. -tak, chciałabym aby to była prawda. Ale ja nawet z
nią z trudem dawałam sobie radę, a co dopiero bez niej. Nie
wyobrażam co będzie kiedy Beccy umrze, a zaraz za nią Harry
odejdzie. Zostanę sama. Sama w tym wielkim i okropnym świecie.
Shontelle - Impossible
______________________
Hej :)
Hej :)
Więc macie trochę o chorobie Beccy... Nie wiem czego się tutaj spodziewaliście, mi osobiście rozdział nie podoba się za bardzo, więc jeśli zwiodłam kogoś oczekiwania, to przepraszam!
Pod ostatnim rozdziałem pojawiły się stwierdzenia typu, że Lyn nie kocha Harr'ego, czy też byłyście na nią wkurzone. Pisałam to już, ale napiszę jeszcze raz, bo nie każdy mógł przeczytać. Więc trochę zrozumienia dla Lyn. Ona kocha Harr'ego, ale jest jej ciężko. Harry nie był dla niej miły kiedyś, a ona o tym wciąż nie zapomniała. Trudno jest jej uwierzyć, że Harry naprawdę się zmienia. Dlatego wtedy uciekła. Ona chciała tego pocałunku, ale bała się, że on to robi tylko, żeby zbliżyć się do siebie, a potem to wykorzystać przeciwko niej. No to tyle na dzisiaj ode mnie. :)
jak zwykle dużo komentarz=rozdział w piątek, mało=w niedzielę
Do następnego <3
O Boże, popłakałam sie. Masz dziewczyno wielki talent , czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńNo kurde. Niech wszystko sb powiedza i HAPPY >.<
OdpowiedzUsuńMatko ;c biedna Beccy ;/ musi tak cierpieć ;/ Rycze normalnie ;) nauczycielka pyta się czy cos mi się stało ;) jaki uroczy Harry , fajnie, ze tak sie o nią troszczy ;) dobrze , że Becca taj przyjęła tą wiadomość o umowie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! ;)
Do piątku ;*
Buziaczki, Karinka <3
Jezuuu no biedna Beccy. ;c Szkoda mi jej, a Lyn jeszcze bardziej. Mam nadzieje, ze wszystko sie jakoos ulozy i bedzie choc troche dobrze. Czeeekam z megasna niecierpliwoscia na nexta. Caluje, sciskam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS. Mam nadzieje, ze mi wybaczysz, ze nie skomentowalam poprzedniego rozdzialu, ale nie mialan jak xd
PS2. KOMENTOWAAAAAAAAC!
Kurde mam ten ból, że jak przeczytam, to wchodzę po 4 razy dziennie i patrzę czy przypadkiem nie dodałaś rozdziału, a jak już nadchodzi ta wiekopomna chwila, to zapominam, że dzisiaj jest dzisiaj! Ja się kiedyś zabiję za tę moją "wspaniałą" pamięć! A rozdział jest naprawdę, taki łoo! Nie spodziewałam się, że Beccy będzie miała AIDS! Dawaj mi NEXTA, żebym nie zapomniała XD
OdpowiedzUsuńP.S. Nadal sobie czekam na filmik :3
rozdział bardzo mi się podoba. czekam na next :)
OdpowiedzUsuńBoskie *o*.Przepraszam że nie dodałam komentarza pod ostatnim rozdziałem ale nie miałam jak. Pozdrawiam^^
OdpowiedzUsuńsuper;P nie mogę się doczekać;d
OdpowiedzUsuńNie zawiodłam się! :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie spodziewałam się akurat aids. Hahaha i bardzo dobra akcja z dziewczynami, jak im Lyn powiedziała, żeby po prostu ich zostawiły i wszystko potem było po prostu.. słodkie :)
Czekam co dalej z Beccy i oczywiście Lyn i Harrym:)
Kocham to ff!!!♡♡♡ Zaczęłam czytać twoje opowiadanie wczoraj i już się uzależniłam. Bardzo podoba mi się rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny. ♡♥♡♥♡♥♡:-)
OdpowiedzUsuńGenialny ! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
się dzieje!!! ; o
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że nie uśmiercisz tak szybko Beccy ;/
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz i uwielbiam Twoje opoeiadanie ;> nie mogę doczekać się następnego rozdziału ! ;)
Poxdrawiam / Majka ;)
Życie jest tylko życiem. Staram się, aby to ff było rzeczywiste i cóż... nie obiecuję, że przeżyje, ale też nie mówię, że od razu umrze. Po prostu przemilczę ten temat :)
UsuńJest to logiczne, dlaczego Lyn uciekła, ale i tak ze strony osób trzecich jest to wkurzające ;c W sumie ten rozdział wydaje się być taki krótki, ale kochaaam w nim tą scene, gdy Harry łapie ją za ręke. I too przytulanie *o*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lyn, bo naprawdę jej życie nie jest klorowe i szczerze jej współczuje. I jeszcze Becky... Biedna ;cc
Do następnego xx
Wspaniały rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDo następnego!
xxx karoo
Część skarbie :*
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały i wzruszający :)
Czyli jak zwykle :D
Jesteś wspaniała / Kinia
Boski;d czekam z niecierpliwością;p
OdpowiedzUsuńKocham cię dziewczynoo..! <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego.?
Kiedy następny rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńna 99 % jeszcze dziś za jakieś pół godziny, a jak nie dodam dziś, to dopiero w niedzielę :)
UsuńO matko ;d nie wytrzymam do niedzieli ;d ;*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńcudowny ♥
OdpowiedzUsuń