czwartek, 29 maja 2014

More Than Famous || Epilog

"Without you, I feel torn.
Like a sail in a storm.
Without you, I'm just a sad song."
 ~.~
Niall, nigdy nie chciałam się żegnać z Tobą w taki sposób, ale jestem do tego zmuszona. Zasługujesz, aby dowiedzieć się całej prawdy. Jako jedyny mnie nie zostawiłeś. Byłeś do końca. Od samego początku widziałeś, że coś jest nie tak. Chciałeś mi pomóc, ale nie wiedziałeś jak. Pamiętasz, jak Ci powiedziałam, że za pracę kelnerki, nie utrzymam dwóch osób. Miałam wtedy na myśli Rebeccę. Musiałam być z Harry'm, żeby jej pomóc. Była chora na AIDS i potrzebowałam pieniędzy na jej leki. Wiesz jakie Rose miała zdanie na ten temat. Nie miałam wyjścia, musiałam być z nim. Rebecca teraz nie żyje, więc ja też odchodzę. Nie chcę dłużej mieszać w waszym życiu, tym bardziej, że Harry nic do mnie nie czuje. Dobrze wiesz, że niepotrzebnie go pokochałam i teraz nie dałabym rady pożegnać się z wami osobiście. Kiedy już wiem, że on nic do mnie nie czuje, nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy. Kocham go. Dlatego wyjeżdżam, jak najdalej stąd. Nikomu nie powiedziałam o tym, że Beccy jest moją siostrą, dlatego, że wiązałoby się to z dalszymi wyjaśnieniami o jej chorobie. Jest moją siostrą w połowie, tak samo jak Mike – chłopak, o którym mówił Harry. Z Rebeccą mam wspólnego ojca, a z Mike'iem mamę. Jest jeszcze Angel, z którą również łączy mnie wspólna mama. Zastanawiasz się pewnie, czemu nigdy nie powiedziałam Ci o nich. Chciałam zapomnieć o przeszłości. Kiedy dowiedziałam się o chorobie Beccy, nasz ojciec zginął razem z jej matką w wypadku samochodowym. Becks została sama, a ja byłam jedyną osobą, która mogła jej pomóc. Prosiłam o pomoc moją rodzinę, jednak mama stwierdziła, że nie chce mieć nic wspólnego z moim ojcem i jego córką. On ranił ją w przeszłości i dlatego tak zareagowała. To była chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Uciekłam z domu. Poleciałam na inny kontynent tylko dlatego, aby pomóc siostrze. Musiałam zmienić nazwisko. Było ciężko. Miałam tylko osiemnaście lat i nie mogłam znaleźć pracy, podobnie jak Beccy. Pracowałam dorywczo, aż w końcu spotkałam Rose. Dalej wiesz co było. Zakochałam się w Harry'm, a on nie odwzajemnił moich uczuć. Niedawno byłam z nim u jego rodziny. Przez chwilę pomyślałam, że mogłoby być tak zawsze. Było idealnie. Miałam wrażenie, że on jednak coś do mnie czuje. Ale sam powiedział, że jest inaczej. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to zabolało. Anne jest taką miłą osobą, traktowała mnie jak córkę. Pewnie nie będzie zadowolona, kiedy dowie się, że nie jestem już z jej synem. Tak samo jak Katy. Obiecałam jej, że nie zostawię Harr'ego, ale muszę to zrobić, nie mam wyjścia. Muszę odejść. Jego obecność za każdym razem sprawiała, że byłam szczęśliwa, a z drugiej strony dobijała, bo wiedziałam, że on nigdy nie odwzajemni moich uczuć. Zawiodłam was wszystkich. Ciebie. Chłopaków. Dziewczyny. Anne. Katy. Rodzinę Harr'ego. Rose. I Harr'ego chyba też... Przepraszam za wszystko. Nie miałam odwagi napisać tego wszystkiego w liście do Harr'ego. Ty zawsze podejmowałeś dobre decyzje. Jeśli uważasz, że powinien wiedzieć, możesz mu pokazać ten list. A jeśli nie, to po prostu zachowaj go dla siebie, albo wyrzuć, cokolwiek z nim zrób. To już od Ciebie zależy. Dziękuję Ci za wszystko, za wspaniałą przyjaźń, za pomoc i wsparcie, które mi dałeś, za twoją obecność. Dziękuję. Chciałabym Cię teraz przytulić, ale wiem, że gdybym została, rozpłakałabym się i nie potrafiłabym Cię potem zostawić. Przepraszam, że to wszystko tak się potoczyło. Nigdy nie chciałam się z Tobą żegnać. Ale muszę to zrobić. Żegnaj Niall.”

Nie, to nie koniec. Nie pozwolę jej tak odejść. Kocham ją. Kocham i będę o nią walczyć. Nie mam pojęcia, gdzie teraz jest, ale znajdę ją nawet, jeśli musiałbym objechać cały świat i pukać do każdych drzwi. Znajdę ją, ponieważ ją kocham.


_________________
TO JESZCZE NIE KONIEC! TO DOPIERO POCZĄTEK!

Najpierw chcę powiedzieć, że moja kochana Maddie wymyśliła shipperskie imię dla naszych bohaterów - Halyn (jestem zbyt tępa, żeby sama na to wpaść, ale na szczęście Mad mi pomogła <3)
A teraz chcę wam wszystkim podziękować za to, że czytaliście, komentowaliście, wspieraliście. Jesteście wspaniali! Mam najlepszych czytelników na świecie. Były trudne momenty i dzięki wam się nie poddałam. Przez to opowiadanie poznałam wiele wspaniałych osób! Czasami śmieszyły mnie wasze rozkminy na temat dalszych losów bohaterów. Kilka osób na początku miała nadzieję, że Lyn będzie z Niall'em, ale nie jest. To jest historia Lyn i Harr'ego, a nie Lyn i Niall'a. Niall miał swoją historię, ma swoją dziewczynę i jest szczęśliwy. Pozwólmy Lyn być szczęśliwą z Harry'm. Mogę was poprosić o jedną rzecz? Mianowicie chciałabym żeby KAŻDY CZYTELNIK zostawił komentarz, chociaż ten jeden raz i napisał co mu najbardziej się podobało w opowiadaniu, albo zacytował ulubiony fragment. Chciałabym to wiedzieć :)

A teraz muszę was zmartwić, że zostawiam was na tydzień, albo dwa. Niestety muszę to zrobić. Za kilka dni dodam zwiastun tej części, a prolog trochę później. Nie mam dużo w zapasie rozdziałów, a teraz nie mam czasu pisać, więc jak będę już dodawać drugą część, rozdziały będą się pojawiać raz w tygodniu. Chciałam tu napisać tak dużo rzeczy, ale zapomniałam w między czasie. No nic, kocham was wszystkie i dziękuję!

wtorek, 27 maja 2014

More Than famous || Rozdział 33

"Say Something..."

 ~.~
-Więc jak się teraz nazywasz? -spytał lekko zdezorientowany Mike.
-Alice. Alice Bailey. -odpowiedziałam niepewnie.
-Czemu masz jego nazwisko? -był zdziwiony. Nie sądził, że przyjmę nazwisko osoby, która zrobiła mi tyle krzywdy.
-Żeby wpisali mnie do dokumentów Beccy, musiałam przyjąć nazwisko ojca. Nie miałam skończonych osiemnastu lat, więc musiałam mieć nazwisko osoby, która łączy mnie i Becks. Padło na niego. -wyjaśniłam mu.
-A ten chłopak? -spytał się niepewnie.
-Harry? -powiedziałam mu jego imię.
-Tak ten. Co Cię z nim łączy? Nie wiedział, że masz rodzeństwo, ale jeśli Cię kocha, powinien Ci wybaczyć. Natt by Ci wybaczył.
-Problem w tym, że nie wiem, czy on mnie kocha. Nasze relacje są skomplikowane. Czasami mam wrażenie, że zależy mu na mnie, a czasami wręcz przeciwnie. -schowałam twarz w dłonie, aby ukryć łzy, które zbierały mi się pod powiekami.
-A ty go kochasz? -zadał kolejne pytanie. To przecież było oczywiste.
-Tak, kocham go. -odpowiedziałam z wielką pewnością. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.
-Ally, ja nie wiedziałem. Nie chciałem zepsuć niczego między wam... -zaczął mówić, jednak przerwał mu dźwięk mojej komórki. Pierwsza myśl to to, że dzwoni Harry, może przemyślał, może chce porozmawiać, lecz niestety okazało się, że nie jest to Harry. Nie znałam tego numeru.
/-Słucham? -odezwałam się do słuchawki.
-Rozmawiam z panią Alice Bailey? -usłyszałam głos doktora Smith'a, tego samego, który dzwonił, aby powiedzieć mi, że Becks jest w szpitalu.
-Tak. -odpowiedziałam niepewnie. Co ten człowiek chce ode mnie o tak późnej porze?
-Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Przykro mi. -wypowiedział te słowa, które rozerwały moje serce na milion części. Czułam, że z moich oczu zaczynając lecieć łzy. Nie mogłam powiedzieć żadnego słowa. To było zbyt wiele. Najbliższa mi osoba odeszła. Beccy nie żyje. -Może przyjść pani jutro podpisać papiery? -doktor zadał pytanie poważnym głosem. Pewnie już nie raz musiał powiadomić o śmierci pacjenta.
-T-tak. -zająknęłam się./
Gdy skończyłam rozmowę z doktorem, nie mogłam powstrzymać emocji. Rzuciłam telefonem o ścianę tak, że rozleciał się na kilka kawałków. Zjechałam po ścianie na podłoge i zaczęłam płakać. Nic do mnie nie docierało. Harry odszedł. Beccy umarła. Jestem sama.
-Co się stało? -Mike ukucnął obok mnie.
-Beccy nie żyje. -szepnęłam i schowałam kolejny raz twarz w dłonie.
***
Rebecca nie była osobą wierzącą. Nie miała pogrzebu, więc przynajmniej nie musiałam niczego organizować. Poza tym nie zniosłabym widoku, jak zakopują jej trumnę. I tak podpisanie papierów dotyczących jej zgonów, było dla mnie ciężką sytuacją. Ostatnie trzy dni minęły bardzo szybko. Harry się nie odezwał ani razu. Niall w sumie też nie, a to było dziwne, bo normalnie dzwonił codziennie. Pewnie Harry już mu powiedział i teraz żaden z nich nie będzie chciał mnie znać. To były ciężkie samotne trzy dni. Był jedynie Mike, ale on nie jest mi tak bliski, jak Hazz czy Niall. Umowa się kończy, a mi zostało jedno. Muszę zaryzykować. Właściwie nie mam nic już do stracenia. Jeśli nie, to wyjadę. Spróbuję zapomnieć. Zanim wyszłam z domu, zorientowałam się, że Harry wciąż ma kluczyki do mojego auta i w sumie samochód też ma. Postanowiłam, że przejdę się na piechotę do biura. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. Trochę głupio mi będzie rozmawiać z Harry'm o takich prywatnych rzeczach przy chłopakach, ale nie mam wyjścia. Na parkingu przed wytwórnią Rose zobaczyłam mój samochód, czyli Harry już jest. Gdy jechałam windą na górę, serce biło mi niemiłosiernie. Boję się spojrzeć mu w oczy. Z ogromnym strachem weszłam do gabinetu Rose. Byłam spóźniona jakieś dziesięć minut, ale co mogłam zrobić, skoro musiałam iść piechotą? Niepewnie spojrzałam się w stronę chłopaków. Harry siedział z poważną miną. Miał pusty wzrok. Nie wyrażał żadnych emocji. Nawet złości. Sama nie potrafiłam się odezwać. Rose skinęła głową, abym usiadła. Zajęłam miejsce na pustym fotelu. Czułam na sobie wzrok Harr'ego.
-Przepraszam, że was tu ściągnęłam. Nie mieliśmy z Paul'em czasu, aby wymyślić jak skończyć wasz związek. Możecie przyjść za trzy dni? -odezwała się Rose w naszą stronę. Chłopaki skinęli głową. Rose wyszła z gabinetu, zostawiając nas samych. Chyba liczyła, że wyjdziemy zaraz po niej, jednak nikt nie wstawał.
-Powiesz coś? -odezwał się Harry poważnym głosem w moją stronę.
-Co ona ma Ci powiedzieć? -spytał Zayn, który nie miał o niczym pojęcia.
-O tym, że nas cały czas okłamywała. Niall, wiedziałeś, że ona ma rodzeństwo? Że Rebecca jest jej siostrą? -zachowywał się tak, jakbym wcale nie była w pomieszczeniu razem z nim. Jego ton głosu był taki sam, jak na początku naszej znajomości. Niall spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem.Trudno mi było określić jego reakcję. Uważnie zlustrował moją osobę, po czym spojrzał się na Harr'ego.
-Może miała jakiś powód, żeby Ci nie powiedzieć? -Horan wzruszył ramionami. Znowu mnie bronił, nawet kiedy wiedział, że również został okłamany.
-Jaki powód? -Harry zadrwił z jego odpowiedzi.
-Może miała problemy? -wciąż był po mojej stronie. Niall zawsze był wspaniałym przyjacielem. Cieszę się, że jeszcze on mnie nie zostawił.
-To nie znaczy, że nie mogła nam o tym powiedzieć! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! -ostatnie zdanie skierował do mnie. Widziałam rozgoryczenie na jego twarzy.
-Są rzeczy, o których nie mówi się nawet przyjaciołom. -Niall powtórzył moje słowa, które kiedyś powiedziałam do niego.
-Dziękuję Niall, ale chcę porozmawiać z nim sama. -w końcu zebrałam się na odwagę. Musiałam znać prawdę.
-Więc powiesz coś? -Harry chyba oczekiwał ode mnie wyjaśnień. Byłam gotowa powiedzieć mu wszystko, jednak on musiał mi powiedzieć pierwszy.

Say something, I'm giving up on you
I'm sorry that I couldn't get to you
Anywhere, I would've followed you
Say something, I'm giving up on you”

-Czemu chcesz to wiedzieć? Kim ja dla Ciebie jestem? Czy ty coś do mnie czujesz? -zadałam te wszystkie pytania bez namysłu pod wpływem emocji.
-Co? Czy ja coś do Ciebie czuję? -zaśmiał się ironicznie, tak jak robił to na początku. -Nie, nic do Ciebie nie czuję. -odpowiedział na moje pytanie. Poczułam się tak, jakby te słowa przebiły kilka razy na wylot moje serce.
-W takim razie nie mam powodu, aby cokolwiek Ci powiedzieć. -powiedziałam ze stoickim spokojem i skierowałam się do wyjścia. -Żegnaj Niall. -powiedziałam bezgłośnie do blondyna, gdy byłam już przy drzwiach. Czy to zabrzmiało jak pożegnanie? Powinno, bo już nigdy go nie zobaczę. Już nigdy z nim nie porozmawiam. Już nigdy go nie przytulę. Już nigdy nie będę mu zabierać jedzenia. Nigdy.
Nie mogłam pohamować łez, które spływały po moich policzkach. Bolało i to bardzo. Wiedziałam na co się piszę, zakochując się w nim. Nie żałowałam, że zapytałam się go o to. Wiedziałam na czym stoję i nie spędziłabym reszty swojego życia w niepewności. Gdy tylko weszłam do mieszkania, wyjęłam ze schowka walizki. Zaczęłam niechlujnie i szybko wkładać do nich ubrania. Sama nie wiem kiedy dwie walizki były już pełne tak, że ledwo co się dopięły. Mike wszedł do mojej sypialni i zdziwił się, widząc spakowane walizki.
-Wrócę z Tobą. -powiedziałam do brata.
-Ona naprawdę się zmieniła. Przemyślała wszystko. Na pewno się ucieszy na twój powrót. -Mike podszedł do mnie i mnie przytulił. Wiedziałam, że to nie jest ten uścisk, którego potrzebowałam. -A co z Harry'm? -spytał po chwili. Gdy tylko usłyszałam jego imię, poczułam ucisk w sercu.
-Harry nic do mnie nie czuje. -spuściłam głowę w dół i mocno zacisnęłam wargi, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem. Mike ponownie mnie przytulił i zaczął pocieszać. Jednak co mi po takim pocieszaniu? Nie ma Beccy. Nie ma Harr'ego. Nie ma Niall'a. Nie ma nikogo.
***
-Alice? -Rose bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła mnie wcześniej, niż się spodziewała. -Przecież spotkanie jest za trzy godziny. Co ty tutaj robisz? -zaczęła się dopytywać. Wypuściłam powietrze z płuc i zaczęłam tłumaczenia.
-Nie chcę spotkać Harr'ego. Przyszłam wcześnie, aby uniknąć spotkania z jego osobą. -wyjaśniłam mojej szefowej.
-Zrobił Ci coś? -spytała sztucznie zmartwionym głosem.
-Nie, po prostu nie chcę go spotkać. Umowa z Modest się skończyła. I ja odchodzę. Nie mogę już dłużej dla Ciebie pracować. -powiedziałam poważnym głosem. W życiu nie byłam tak odważna w stosunku do Rose.
-Jak to nie możesz dla mnie pracować? I skąd weźmiesz pieniądze? Nigdzie nie znajdziesz lepszej pracy. Pomyśl o Rebecce. -zaczęła mi zarzucać wiele rzeczy.
-Rebecca nie żyje. -odpowiedziałam jej wciąż poważnym głosem. Nie mogłam dać po sobie poznać, że w środku mnie rozrywa.
-Przykro mi. -powiedziała cichym glosem Rose.
-Taa... -nie wiedziałam co mogę więcej powiedzieć. -Mogłabyś przekazać to Niall'owi i Harr'emu? -podałam kobiecie dwie białe koperty, na których były napisane imiona wcześniej wspomnianych osób.
-Oczywiście. -lekko się do mnie uśmiechnęła.
-Dziękuję za wszystko. -szepnęłam i przytuliłam kobietę. Wbrew pozorom byłam jej naprawdę wdzięczna. Może zbyt często podejmowała za mnie decyzje, ale gdyby nie ona, Rebecca mogłaby o wiele wcześniej umrzeć. Jak najszybciej wyszłam z biurowca, gdzie była wytwórnia. Wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę i pojechałam na lotnisko. Mike już na mnie czekał z walizkami. Wchodząc do samolotu, czułam, że zamykam za sobą kolejny etap w życiu.

You're the one that I love
And I'm saying goodbye”

Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że nagle pojawi się Harry, zatrzyma mnie, wyzna mi miłość i nie pozwoli odejść, ale nic takiego nie miało miejsca. Zapięłam pasy, a samolot wniósł się w powietrze. To koniec. A ja muszę zapomnieć.
~.~
To wszystko przez złość. Złość na samego siebie. Nie dałem jej powodu, aby mogła mi zaufać, więc czego ja od niej oczekiwałem? Naskoczyłem na nią i to był okropny błąd. Zrobiłem jej awanturę, która nie powinna mieć nigdy miejsca. Kiedy zapytała się czy coś do niej czuję, nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. Nie panowałem nad sobą. To nie byłem ja. Chciałem wykrzyczeć, że ją kocham, a zrobiłem wręcz przeciwnie. Ona odeszła. Nie mam pojęcia, jakiej odpowiedzi oczekiwała, ale powinna znać prawdę. Powinna wiedzieć, że ją kocham. Nie obchodzi mnie jaką miała przeszłość, czy to, że mnie okłamała. Widocznie miała powód, aby to robić. A ja muszę teraz to naprawić. Mam ostatnią szansę. Wszedłem pewnym krokiem do biura Rose. Chciałem od razu powiedzieć Lyn co do niej czuję. Chłopaki już czekali. Usiadłem na wolnym miejscu i rozejrzałem się po gabinecie. Nie było nigdzie Alice. Może się spóźni? Mijały kolejne minuty, a jej wciąż nie było. Rose zaczęła opowiadać o wersji, którą ma usłyszeć świat na temat naszego rozstania.
-Czemu nie ma Lyn? -w końcu zadałem pytanie, które tak bardzo mnie dręczyło.
-Alice już dla mnie nie pracuje. -powiedziała poważnym głosem Rose.
-Zwolniłaś ją?! -mimowolnie podniosłem głos na kobietę.
-Harry, uspokój się. Alice sama odeszła. -wyjaśniła spokojnym głosem, a ja zamarłem.
-Jak to odeszła? -tym razem odezwał się zdziwiony Niall.
-Po prostu odeszła. Była tutaj jakieś trzy godziny temu. Powiedziała, że nie może już dłużej dla mnie pracować. Kazała wam to przekazać. -Rose podała mi i Niall'owi białe koperty. Spojrzeliśmy się na siebie pytająco, po czym zaczęliśmy czytać ich treść.
Harry... Przepraszam, że Cię okłamałam. To wszystko nie tak miało się potoczyć. Na prawdę nie chciałam nic przed wami ukrywać, ale musiałam to zrobić. Tak samo, jak musiałam ukrywać prawdę o naszym związku przed Beccy. Nie zgodziłam się na tą umowę dla sławy. Ja nie potrzebowałam tych pieniędzy. To Beccy ich potrzebowała. Jak wiesz, była chora. Nie mówiłam Ci nigdy na co, ponieważ ona nie chciała, aby ktoś się dowiedział. Teraz mogę Ci już powiedzieć. Rebecca była chora na AIDS, nieuleczalną chorobę. Jedynie leki mogły opóźnić śmierć. Leki, które były bardzo drogie. Nie było mnie na nie stać, a byłam jedyną osobą, która mogła jej pomóc. Rose postawiła sprawę jasno: jeśli się nie zgodzę, tracę pracę. Musiałam się zgodzić. Rebecca nie żyje, a ja nie potrzebuje pieniędzy na jej leczenie. Nie chcę już nikogo okłamywać. Dlatego wyjeżdżam i możesz się cieszyć, bo nigdy mnie już nie zobaczysz. Powiedziałabym Ci jeszcze jedną rzecz, ale nie zrobię tego, ponieważ to i tak nie ma dla Ciebie większego znaczenia. Nie wiem czy spodziewałeś się tutaj większych wyjaśnień. To już nie zależy ode mnie, czy dowiesz się więcej. Żegnaj Harry.
Lyn.”
Gdy czytałem ten list, słyszałem jej głos. Tak, jakby to ona mi go czytała. Czego nie chciała mi powiedzieć? Od kogo zależy, czy dowiem się więcej? Czemu się żegna? Jak to Rebecca nie żyje? Gdzie jest teraz Lyn? Ona mnie zostawiła?

And I am feeling so small
It was over my head
I know nothing at all”

-Harry, sądzę, że powinieneś to przeczytać. -odezwał się Niall, podając mi kartkę z jego listem.

Say something...”


 ___________________
Nieee, Beccy umarła, Lyn wyjechała, Harry powiedział, że nie kocha Lyn. Wiem, że mnie teraz nienawidzicie. Błaaagam, nie zróbcie mi nic za to. Klaudio (tak, właśnie ty, która wiesz gdzie mieszkam xD) nie mów nikomu gdzie mieszkam, bo serio czuję się zagrożona. Jestem na siebie zła, bo to mój ulubiony rozdział, ale też najgorszy, bo tak się wszystko potoczyło. Dodałam go wcześniej, bo nie chciałam was już dłużej trzymać w niepewności. Epilog będzie w czwartek!

I chcę jeszcze odnieść się do komentarzy. "JEBANY. SKURWIEL. MIKE." rozwaliło mnie to :D obiecuję, że jeszcze go polubisz! :)

sobota, 24 maja 2014

More Than famous || Rozdział 32

"In my memory
I was hurting long before we met
Oh, in my memory
They’re still burning, fingerprints you left
And I always meant to say to you I can’t"

~.~
„Teraz, albo nigdy.” - pomyślałem sobie. Muszę jej to w końcu powiedzieć. W końcu jutro wrócimy do Londynu, zostanie kilka dni. A Rose już na te kilka dni zaplanowała Lyn nagrania i sesje, więc nawet nie będziemy mogli się spotkać. Nie chcę jej wyznać miłości przez twitter'a, zresztą pomyślałaby, że Niall, albo Lou zabrał mi komórkę... Postanowiłem ją zabrać w wyjątkowe miejsce.
-Jezu, Harry, daleko jeszcze? -Lyn zaczynała już marudzić. W sumie nie dziwię się jej. Od pół godziny prowadzę ją przez jakieś zarośnięte pole i nie chcę powiedzieć, gdzie idziemy.
-Właściwie to już jesteśmy. -powiedziałem, stając przy niezbyt głębokim strumyku.
-Czemu tutaj przyszliśmy? -spytała z ciekawości.
-Chciałem pokazać Ci to miejsce. Lubiłem tutaj kiedyś przychodzić. Zresztą nadal lubię. Przy tym drzewie pierwszy raz się całowałem. -powiedziałem ostatnie zdanie bez namysłu.
-Ahh, więc przyszliśmy tutaj, żebyś pokazał mi drzewo, przy którym pierwszy raz się całowałeś. Super. -wyczułem w jej głosie nutę ironii. Lyn dziwnie się dzisiaj zachowuje. Od rana jest trochę nerwowa i spięta. A przecież nic jej nie zrobiłem.
-Coś się stało? -spytałem zmartwiony. Ostatnio dawno się tak nie zachowywała. Może nie wróciła całkowicie do tej starej, chamskiej Lyn, ale coraz bliżej jej do tego było.
-Mi? Nic? A co się miało stać? -zacząłem tęsknić za jej cudownym, delikatnym głosem. Zamiast niego dostałem zimny, ironiczny głos Alice, a nie Lyn.
-Lyn, wiesz, że możesz mi powiedzieć. Od rana zachowujesz się dziwnie. Masz zły humor i jesteś dla mnie nie miła. -zwróciłem jej uwagę za to zachowanie. Lyn spojrzała się na mnie smutnym wzrokiem. To mnie tylko upewniło, że coś jest nie tak. Podszedłem bliżej niej i przytuliłem. Odetchnąłem z ulgi, kiedy mnie nie odepchnęła, tylko wtuliła się jeszcze bardziej w moja klatkę piersiową.
-Ja nie chcę wracać do domu Harry. Twoja mama jest dla mnie taka miła. Ona traktuje mnie, jak własną córkę. -zaczęła tłumaczyć spokojniejszym niż wcześniej tonem. Doskonale ją rozumiałem. Najchętniej zostałbym tutaj na zawsze. Razem z nią.
-Za tydzień masz urlop. Będziesz mogła odwiedzić wtedy swoją mamę. -próbowałem ją jakoś pocieszyć.
-Nie Harry. Ja nie mam mamy. -czułem, że jej głos się łamie.
-Jak to nie masz mamy? -spytałem zdziwiony. Mówiła tylko, że jej ojciec nie żyje.
-Nie potrafię nazwać „mamą” kobiety, która mnie urodziła. -wyjaśniła mi i zaczęła płakać. Serce mi pękało, gdy widziałem ją w takim stanie.
-Czy ona coś Ci zrobiła? -spytałem niepewnie. Lyn od razu pokiwała przecząco głową.
-Mi nie. Ale zrobiła coś bardzo ważnej dla mnie osobie. -nadal nie miałem pojęcia o co chodzi. Czy to nie koniec tajemnic? Myślałem, że wszystko sobie już wyjaśniliśmy.
-Lyn, jeśli chcesz, możesz utrzymywać kontakt z moją mamą, kiedy nie będziemy już razem. -powiedziałem kolejny raz bez namysłu. Przecież nie chciałem się z nią rozstawać. Owszem, chciałem, żeby nadal miała kontakt z moją mamą, ale również chciałem z nią być.
-To by dziwnie wyglądało, nie sądzisz? -w sumie miała rację. Co ja sobie wyobrażam? Przyjedzie sobie w niedzielę na obiad i będzie zachowywać się tak, jakby nic nigdy między nami nie było?
-Masz rację. Nie pomyślałem. Chciałbym Ci pomóc. -chciałem, ale nie mogłem. Wszystkie możliwe pomysły, wydawały się tak głupie, że wolałem nie mówić o nich. „Powiedz jej co czujesz.” - podpowiada moja podświadomość. Gdyby to było takie proste... Chyba właśnie mówienie prosto i szczerze o swoich uczuciach jest w życiu najtrudniejsze. -Ja nie chcę o Tobie zapominać, gdy skończy się umowa. Lubię Cię. -jedynie tyle potrafiłem jej powiedzieć, jednak zawsze coś. Wiedziałem, że powinienem powiedzieć jej więcej, jednak byłem zwyczajnym tchórzem.
-Też Cię lubię. -odpowiedziała, uśmiechając się do mnie. Przynajmniej wiem, że mnie lubi. -Wracamy? -spytała po chwili milczenia.
-Jasne. -odpowiedziałem i złapałem ją za rękę. Lubiłem to robić. Czułem się wtedy, jakby rzeczywiście była moją dziewczyną, chociaż wiem, że wcale tak nie jest. Kolejny raz nie wyszło. Nie powiedziałem. A byłem już tak blisko. To naprawdę jest trudne.
***
Wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Do rzeczywistości, gdzie nic nie jest prawdziwe. Mam dokładnie trzy dni. Trzy ostatnie dni, aby powiedzieć jej co czuję. Romantyczna kolacja jest dobrym rozwiązaniem? Nie wiem, przekonam się. Zaplanowałem wszystko szczegółowo. Bardzo polubiłem jej samochód. Najpierw zawożę ją do szpitala do Beccy. Wracam do jej mieszkania, bo w końcu mam jej klucze. Przygotowuje kolację. Jadę po nią i dalej wyjdzie już samo. Musi wyjść.
-Przyjedziesz za dwie godziny? -spytała Lyn, gdy byliśmy już na szpitalnym parkingu.
-Jasne. -odpowiedziałem, muskając jej usta. Jedynym plusem powrotu jest to, że mogę całować ją w miejscach publicznych.
-To do zobaczenia. -pomachała do mnie, wychodząc z samochodu. Gdy zniknęła za drzwiami wejściowymi do budynku, ja odjechałem, wstępując po drodze po Niall'a. Miał mi pomóc w gotowaniu. Właściwie to już część rzeczy zrobił u siebie w domu. Bardziej miał mi pomóc w ogarnięciu tego wszystkiego. Jest jedyną osobą, którą wtajemniczyłem w mój plan. Jest tak samo jedyną osobą, która wiedziała o moich uczuciach do Lyn. Louis jest moim najlepszym przyjacielem, ale wiem, że sam ma problemy z Eleanor, więc nie chciałem go w to mieszać. Zresztą, gdyby nie ja i Lyn, Niall nie wróciłby do Alex, więc powinien nam teraz pomóc. Gdy tylko weszliśmy do mieszkania brunetki, wzięliśmy się za robotę. Zaczęliśmy od stołu. Bordowy obrus i świece. To był pomysł Niall'a. Nie jestem aż takim romantykiem. Dwa talerze, równo ułożone sztućce, wino, kieliszki i oczywiście nie mogło zabraknąć czerwonych róż. Te dwie godziny minęły tak szybko. Pól godziny przed wyjściem wstawiłem lasaghne do piekarnika. Następnie odwiozłem Niall'a do domu i ponownie podjechałem pod szpital. Napisałem do Lyn sms'a, że już jestem. Po kilku minutach wyszła z budynku. Serce zaczęło walić mi, jak szalone. Pierwszy raz powiem komuś, że go kocham. Boję się jej reakcji, ale Horan zapewniał mnie, że będzie dobrze, więc staram się w to wierzyć.
-Jak się czuje Beccy? -próbowałem ukryć moje zdenerwowanie.
-Nie najlepiej. -odpowiedziała smutnym głosem. -Ona... ona umiera. -zobaczyłem, że z jej oczu zaczynają lecieć łzy. Tak bardzo mi było jej szkoda.
-Nie da się nic już zrobić? Właściwie to na co ona choruje? -próbowałem znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji, ale najpierw musiałem wiedzieć co jej dolega. Alice nigdy mi tego jeszcze nie powiedziała.
-Nie mogę Harry. Ona nie chce, aby ktoś wiedział na co jest chora. -ohh, czyli nie pomogę.
-Nie ma żadnego leku? Operacji? -wciąż miałem nadzieję, że da się coś zrobić.
-Wszystko co dało się zrobić, zostało już zrobione. Zostało jedynie czekać na cud. -powiedziała smutnym głosem. Oh, jak chciałbym ją pocieszyć w tej chwili.
Wjechaliśmy windą na górę i weszliśmy do mieszkania. Już w samym korytarzu było czuć zapach mozzarelli i pomidorów.
-Co tak pachnie? -spytała podejrzliwie.
-Zrobiłem kolację. -udało mi się delikatnie skłamać. Tak naprawdę to Niall zrobił kolację, ale pominąłem ten fakt, aby jej zaplusować.
-Ty? -zdziwiła się, ale widziałem, że poprawił jej się humor.
-Tak, ja. -zapewniłem ją, zabierając od niej płaszcz i wieszając go na wieszaku. Razem z nią poszedłem do kuchni. Gdy tylko zobaczyła zastawiony stół, zrobiła jeszcze większe oczy. Wziąłem do ręki róże, które leżały na stole i podałem je jej.
-To dla Ciebie. -wręczyłem jej kwiaty i delikatnie uśmiechnąłem.
-Dziękuję, ale... po co to wszystko? -nie ukrywała swojego zdziwienia.
-Chciałem być miły. Jakoś wynagrodzić Ci te wszystkie złe rzeczy, które zrobiłem. -wyjaśniłem nie do końca zgodnie z prawdą. Ale na to jeszcze przyjdzie czas. Powiem jej wszystko po kolacji. Cóż, albo potem będzie chciała, żebym został na noc, albo mnie wygoni. Wolałbym, aby pozwoliła mi zostać. Odsunąłem jej krzesło i pozwoliłem usiąść. Sam zająłem się wyciąganiem jedzenia z piekarnika. Miałem z tym mały problem, dlatego, że blacha była gorąca i jedna cienka ścierka przepuszczała ciepło. Potem z nakładaniem również miałem problem. O mały włos nie rozwaliłem! Lyn widząc moje popisy, zaczęła się śmiać. Cieszyłem się, że nie jest smutna.
-Smaczne. -podsumowała danie przygotowane „przeze mnie”.
-Dziękuję, starałem się. -odpowiedziałem, uśmiechając się do niej. Między nami zapadła krępująca cisza. -Wiesz, jest jedna rzecz, o której chciałem Ci powiedzieć. -zacząłem rozmowę. -Ja... Wiem, że to nie powinno się nigdy stać, ale nie miałem na to wpływu, wyszło samo. Ja... -serce waliło mi niemiłosiernie. Ale jeśli nie robię tego teraz, prawdopodobnie nie będę miał już ku temu okazji. Już chciałem jej powiedzieć te magiczne słowa, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Kto to mógł być? Beccy na pewno nie, bo była w szpitalu, więc kto? Jakaś wścibska sąsiadka, która potrzebuje pożyczyć mąkę?
-Ja otworzę. -powiedziałem do dziewczyny, aby się nie podnosiła. Chciałem mieć to już za sobą, a wiedziałem, że jeśli to jakaś sąsiadka, to ja prędzej się jej pozbędę niż Lyn.Otworzyłem drzwi i wcale nie ujrzałem żadnej kobiety. Stał przede mną nieznany mi chłopak, mniej więcej w moim wieku. Miał ciemne oczy, bardzo podobne do oczu Lyn.
-Jest Allyson? -spytał się chłopak.
-Kto taki? -spytałem, aby upewnić się, czy dobrze usłyszałem.
-Allyson. -powtórzył dość wyraźnie.
-Tu nie mieszka żadna Allyson. -miałem ochotę zamknąć mu drzwi przed oczami. Koleś pomylił mieszkania akurat wtedy, gdy miałem powiedzieć najwspanialszej dziewczynie na świecie, że ją kocham.
-Jestem pewien, że mieszka. -upierał się przy swoim. Ugh, ale on uparty...
-A ja jestem pewien, że nie mieszka. Pomyliłeś mieszkania. -tym razem naprawdę chciałem zamknąć mieszkanie, już łapałem za klamkę, gdy usłyszałem głos Lyn.
-Kto przyszedł Harry? -Lyn podeszła do drzwi i spojrzała się na chłopaka. Momentalnie jej twarz przybrała pewnego rodzaju przerażenie.
-A mówiłem, że mieszka! -mówił z satysfakcją. -Cześć Allyson. Muszę przyznać, że urosłaś siostro. -chłopak odezwał się do Lyn. Nazwał ją Allyson. Przecież ona ma na imię Alice.
-Allyson? Siostro?-skierowałem te pytania do Lyn. Niczego już nie rozumiałem.
-To przecież jej imię. -wtrącił się chłopak. -I jest moją siostrą. Nic w tym dziwnego.
-Harry, to nie ta... -zaczęła się tłumaczyć, lecz ja jej przerwałem.
-A jak? Myślałem, że sobie ufamy. Powierzyłem Ci moje sekrety, a ty nie raczyłaś powiedzieć mi, że masz brata? I masz na imię Allyson? I co jeszcze? Może zaraz się dowiem, że Beccy jest twoją siostrą? -mówiłem wkurzony całą tą sytuacją. Ona mnie okłamywała przez cały czas. Pokochałem ją. Zaufałem jej. A ona mnie okłamała.
-Właściwie to Rebecca też jest siostrą Ally. -ponownie odezwał się chłopak.
-To są chyba kurwa jakieś żarty! -krzyknąłem wkurzony. Trudno mi było w to wszystko uwierzyć. Nie mogłem dłużej tam być. Moja złość wzięła górę. Nie czekając na odpowiedź któregoś z nich, wyszedłem z jej mieszkania. Nie obchodziło mnie to, że nie wziąłem swojego płaszcza, na dworze dzisiaj było dość chłodno, jak na lipiec. Tego wszystkiego było zbyt wiele. Pokochałem ją, a ona wszystko zniszczyła. Dlatego nie chciałem do siebie nikogo dopuścić. A kiedy kogoś dopuściłem, okazało się, że popełniłem błąd.
~.~
Jedyna szansa zniknęła. Harry wyszedł. Zostawił mnie samą. Znaczy z Mike'iem. Ale nie ważne gdzie i z kim bym była. Bez Harr'ego wszędzie będę się czuła samotnie.
-Wszystko w porządku? -spytał tak po prostu Mike. Miałam ochotę wywalić go z mojego mieszkania, ale był moim bratem.
-Co ty tu do cholery robisz? -spytałam wkurzona. Zniszczył ten wieczór. Kiedy zobaczyłam zastawiony stół, Harr'ego z różami, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Ale nie. Jak zwykle kurwa nie.
-Przyjechałem po Ciebie. Mama i Angel za Tobą tęsknią. Chciałyby, żebyś je odwiedziła. Byłaś w Chicago. Czemu nie wpadłaś do nas? -mówił tak, jakby nic nigdy się nie stało.
-Ty sobie żartujesz, prawda? Prosiłam was o pomoc przez całe ostatnie dwa lata. Nie chcieliście mi pomóc. A teraz, jak zaczęłam sobie sama radzić, pojawiasz się nagle ty i masz do mnie pretensje o to, że was nie odwiedziłam? -byłam wkurzona całą tą sytuacją. Najgorsze było to, że Harry wyszedł. Potrzebowałam go. -I wiesz co? Przez Ciebie chłopak, którego kocham, wyszedł stąd i prawdopodobnie nigdy więcej się do mnie nie odezwie. -pierwszy raz odważyłam się powiedzieć przy kimś, że kocham Harr'ego. Powiedziałam jeszcze Niall'owi, ale to się nie liczy.
-On nie wiedział jak masz na imię? -spytał zdziwiony.
-Ja już nie mam na imię Allyson, Mike. -powiedziałam poważnym tonem. Bolało mnie to wszystko. Bolało mnie to, że zostawili mnie kilka lat temu samą. Bolało to, że Harry mnie teraz zostawił. Bolało.

_______________
I gdyby Mike nie przyszedł, Harry wyznałby miłość Lyn, ona mu i byliby together forever...
Ale przyszedł i Harry wyszedł... To wydarzenie prowadzi do końca pierwszej części... jakieś pomysły?

 Trochę mi smutno, że pod ostatnią częścią było mało komentarzy, ale trudno... I tak miał dzisiaj się pojawić 33, a nie 32... Tyle dzisiejszej notki...
Chcecie komentować to komentujcie, nie chcecie, to nie róbcie tego, rozdział pewnie i tak pojawi się w środę, chyba, że coś mi się stanie do środy xd

czwartek, 22 maja 2014

More Than famous || Rozdział 31

"So hold your hand up if you hear me,
I've been searching but all that I've found
Is everywhere that I go,
I'm standing alone in the crowd"

~.~
-Załóż sukienkę. -poradził mi Harry, kiedy zobaczył, że stoję przy szafie i nie wiem co mam z niej wyjąć.
-Właśnie to zamierzałam zrobić. -powiedziałam ospale. Na prawdę chciało mi się spać, mimo że jest po 15 i zaraz zaczyna się przyjęcie. Wyciągnęłam z szafy ciemną, opiętą sukienkę i razem z nią poszłam do łazienki. Szybko się wykąpałam i ubrałam sukienkę. Włosy lekko podkręciłam i zostawiłam rozpuszczone. Na powieki nałożyłam delikatny cień i musnęłam rzęsy tuszem. Wyglądałam dobrze. Gdy wyszłam z łazienki, założyłam szpilki. Harry już czekał na mnie w pokoju. Był ubrany w dopasowany czarny garnitur, białą koszulę i cienki, granatowy krawat, który był krzywo zawiązany. Podeszłam do niego i poprawiłam jego krawat.
-Ładnie wyglądasz. -szepnął mi na ucho. Poczułam jak po moim ciele przechodzi milion przyjemnych dreszczy i to tylko pod wpływem jego cudownego głosu.
-Dziękuję. -leciutko się do niego uśmiechnęłam. -Gotowe. -powiedziałam, gdy skończyłam poprawiać jego krawat.
-Idziemy? -spytał, przygryzając swoją wargę, którą tak bardzo miałam ochotę pocałować. Od trzech dni, czyli od przyjazdu do Holmes Chapel się nie całowaliśmy. Jedynie czasami trzymał mnie za rękę, albo przytulał, ale tylko tyle. Chciałam więcej. Cóż, ale co mogłam zrobić? Pokiwałam twierdząco głową, dając Harr'emu do zrozumienia, że idziemy na dół. On złapał mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju. W dość sporym salonie było wiele osób. Harry zaczął się z każdym po kolei witać, a ja nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić. Gdy tylko zeszliśmy na dół, puścił moją dłoń i zachowywał się tak, jakby zapomniał o mojej obecności. Nie chciałam tam stać, jak ostatni kołek. Postanowiłam iść poszukać kogoś, kogo znam, czyli Gemmy lub Anne. Ta druga uparła się, abym mówiła do niej po imieniu. Stwierdziła, że czuje się staro, kiedy mówię do niej per pani. Weszłam do kuchni, gdzie miałam nadzieję, że będzie któraś z szukanych przeze mnie osób. Miałam szczęście, że zastałam tam Gemmę.
-A ty nie z Harry'm? -zdziwiła się na mój widok.
-Jak widzisz. -podeszłam do niej zrezygnowana i oparłam się o blat tuż oboj niej.
-Pokłóciliście się? -dopytywała się Gemma.
-Nie. -od razu zaprzeczyłam. -Harry poszedł do rodziny i zostałam sama, więc przyszłam tutaj. -wyjaśniłam jej. Byłam trochę zła na jego zachowanie, ale nic nie mogłam przecież zrobić.
-Oh, czasami mam wrażenie, że mój brat nie używa swojego mózgu. -zaśmiała się Gemma. -To kompletny imbecyl. Ale nie przejmuj się tym. On nie bardzo wie, jak traktować dziewczynę przy rodzinie, ponieważ żadnej jeszcze nie przyprowadził do domu. Jesteś pierwsza, więc powinnaś zrozumieć jego zachowanie. -poczułam się lepiej, gdy mi to powiedziała. Cieszyłam się, że to ja jestem pierwszą dziewczyną, którą jego mama zaprosiła do rodzinnego domu. Czułam się lepsza od jego poprzednich dziewczyn.
-Gemma złotko! Jak ja dawno Cię nie widziałam. Ale ty wyrosłaś! -do kuchni weszła starsza pani, która zaczęła się ekscytować Gemmą. -A co to za szalony kolor włosów? Anne Ci pozwoliła? -dopytywała staruszka.
-Babciu, to moje włosy i mogę robić z nimi co chcę. -odezwała się niebiesko włosa.
-Oh, a to co za ślicznotka? -tym razem kobieta spojrzała się na mnie. Zrobiło mi się trochę głupio.
-To moja dziewczyna babciu. -nagle w kuchni pojawił się Harry, który podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-Nie wierzę! Harry się zakochał! Więc jak ma na imię wybranka twojego serca? -mówiła do niego, tak jakby zapomniała o mojej obecności.
-Alice. -odpowiedział dumnie. W tym budynku słyszę kolejny raz jego taki ton głosu.
-Oh, tak się cieszę, że w końcu jesteś szczęśliwy. -poczochrała go po włosach, a Harry przewrócił oczami. Miałam ochotę się zaśmiać na ten widok.
-Jestem babcią tego nygusa. -tym razem kobieta odezwała się w moją stronę, wskazując ręką na Harr'ego.
-Wcale nie jestem nygusem! -krzyknął poruszony Styles.
-Jest nygusem. -szepnęła staruszka w moją stronę. -Zawsze wyciągał bez pozwolenia cukierki z szafki. -mówiła cały czas szeptem, a ja cicho się zaśmiałam.
-Już babciu wystarczająco narobiłaś mi obciachu przed Lyn. -Harry przerwał jej opowieści, a z chęcią posłuchałabym więcej. Wyszliśmy z kuchni i usiedliśmy przy stole, gdzie byli już wszyscy. Poczułam na sobie dziwne spojrzenia gości. Czułam się lekko skrępowana. Harry pod stołem złapał moją dłoń, co szczerze trochę dodało mi odwagi. Jakieś ciotki Harr'ego zaczęły coś między sobą szeptać, patrząc się perfidnie na mnie. Byłam pewna, że mnie obgadywały. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Poczułam na sobie wzrok kolejnej osoby. Podniosłam głowę do góry i natknęłam się na spojrzenie mniej więcej 12-letniej dziewczynki. Wpatrywała się centralnie w moją osobę. Na prawdę chciałam stamtąd uciec.
-Katy, przestań się tak patrzeć na moją dziewczynę. -skarcił dziewczynkę Harry.
-Już mnie nie kochasz? Ona jest dla Ciebie ważniejsza? -mówiła obrażonym głosem dziewczynka.
-Katy złotko, nadal Cię kocham, ale musisz zrozumieć, że Lyn też jest dla mnie bardzo ważna i ją też kocham. -zrobiło mi się bardzo miło, gdy to powiedział. Dziewczynka ponownie się na mnie spojrzała.
-On Cię kocha. Obiecaj, że nigdy go nie zostawisz. -nagle zrobiło mi się bardzo smutno. Nie chciałam jej okłamywać, a jednocześnie zawodzić. Dla małych dzieci słowa mają ogromne znaczenie. Utknęła mi gula w gardle. Katy wciąż się we mnie wpatrywała, czekając na odpowiedź.
-Obiecuję. -lekko się do niej uśmiechnęłam. Chciałabym, aby to była prawda. Aby Harry mnie kochał. Abym nie musiała go zostawiać. Jednak kiedyś będę musiała. Został tydzień. Tydzień na miłość? Czy to nie brzmi zbyt filmowo? Nie ma szans, aby Harry pokochał mnie przez tydzień, nawet jeśli bardzo bym tego chciała.
-Ukhm... -babcia Harr'ego wstała od stołu i odchrząknęła, chcąc aby wszyscy ją posłuchali. -Chciałam wnieść toast za te kilka lat Anne i Robina razem. -zaczęła mówić staruszka. -I przy okazji życzyć szczęścia Harr'emu i Alice. -dodała po chwili i upiła trochę szampana ze swojego kieliszka. Goście jej zawtorowali, przenosząc swój wzrok na mnie i Harr'ego. Czułam się niezręcznie. Harry ścisnął trochę mocniej moją dłoń, sprawiając, że lekko się uspokoiłam.
***
-Więc kiedy zamierzacie się pobrać? -to pytanie zadała jedna z ciotek Harr'ego.
-Umm, my jeszcze nie myśleliśmy o ślubie. -odezwał się lekko skrępowany Hazz.
-A szkoda, dawno się nie bawiłam na czyimś weselu. -odpowiedziała ta sama kobieta. -Idealnie razem wyglądacie. Mam nadzieję, że będziecie już razem na zawsze. -kobieta posłała nam ciepły uśmiech.
-Ja również. -Harry przytulił mnie. Chciałabym aby to było prawdą. Czułam okropny ucisk w sercu, gdy te wszystkie osoby gratulowały nam, życzyły szczęścia, a ja musiałam im w żywe oczy kłamać. To było straszne. A najgorsza była sytuacjia z Katy. Wyszłam na taras, aby pobyć chwilkę sama i odetchnąć od tego wszystkiego. Zbyt dużo emocji.
-Przeszkadzam Ci? -usłyszałam za sobą głos dziewczynki.
-Nie Katy. -delikatnie się do niej uśmiechnęłam i usiadłam na bujanej ławce. Katy usiadła obok mnie.
-Harry jest szczęśliwy. -powiedziała, patrząc się przed siebie.
-Tak myślisz? -spytałam z nadzieją w głosie.
-Tak. Jest szczęśliwy dzięki Tobie. Dawno nie widziałam go takiego szczęśliwego. Ta sława go męczy. Ale dzięki tobie się naprawdę uśmiecha. -opowiadała mi, a ja czułam się jeszcze bardziej podle. Wiedziałam, że Harry jest dla niej ważną osobą, chociaż jest jej tylko kuzynem. Ona chce jego szczęścia i myśli, że ja jestem tego powodem. -Wiesz, mam wrażenie, że te wszystkie poprzednie związki Harr'ego były udawane. On oczywiście mi tego nie powiedział, ale ja to wiem. On nie patrzył na nie z taką miłością, jak patrzy na Ciebie. -posłała mi ciepły uśmiech, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Gdyby tylko wiedziała jak jest naprawdę. Wbrew pozorom to bardzo inteligenta dziewczynka.
~.~
Trudno się było usunąć w cień. Na tej imprezie mój związek z Lyn był głównym tematem. Nikt nie dawał nam spokoju. Co chwila przychodziła nowa osoba i pytała się o to samo, co poprzednie osoby, czyli jak się poznaliśmy, jak długo już jesteśmy razem, czy planujemy ślub, albo czy chcemy mieć dzieci. W pewnym momencie Lyn miała dość. Wyszła na zewnątrz, zostawiając mnie samego z nimi wszystkimi.
-To kiedy Anne doczeka się wnuków Harry? -podszedł do mnie mój irytujący kuzyn Connor.
-Daj mi spokój Connor. -odpowiedziałem zmęczony tymi wszystkimi pytaniami.
-Czemu nie odpowiesz na moje pytanie? Może tak naprawdę jej nie kochasz i to wszystko jest na pokaz? -zaczął mnie coraz bardziej irytować.
-Po prostu się zamknij. Kocham ją. -powiedziałem zgodnie z prawdą. Chciałbym potrafić powiedzieć to jej. Chciałbym móc ją tak po prostu pocałować bez powodu. Chciałbym, żeby była moja, tak naprawdę moja, nic więcej.
-Jasne. Jak już zostawisz ją, jak tamte poprzednie to będę mógł się nią zająć? Jest naprawdę ładna. Szkoda, żeby taka wspaniała dziewczyna, jak Lyn, płakała po nocach przez Ciebie. -teraz już zaczął mnie kompletnie wyprowadzać z równowagi. Miałem ochotę mu przywalić za to co powiedział, jednak fakt, że jest tutaj cała najbliższa rodzina i on jest moim kuzynem, uniemożliwił mi użycia siły.
-Jeśli się do niej zbliżysz, obiecuję, że nie będę patrzył na to, że jesteś moim kuzynem. -zagroziłem mu i wstałem z kanapy. Wyszedłem na zewnątrz w celu znalezienia Lyn. Potrzebowałem ją przytulić, złapać za rękę, udowodnić samemu sobie, że jest moja. Po kilku minutach szukania, znalazłem ją. Siedziała na ławce razem z Katy. Podszedłem bliżej, aby usłyszeć o czym rozmawiały. Siedziały tyłem do mnie, więc nie widziały mnie.
-A ty jesteś z nim szczęśliwa? -Katy zadała pytanie Lyn. Chyba ich rozmowa była prywatna i na pewno nie chciałyby, abym ją usłyszał. Czułem się głupio, podsłuchując je, ale moja ciekawość wzięła górę.
-Tak, myślę, że tak. -odpowiedziała po chwili namysłu. Na jej słowa szeroko się uśmiechnąłem. Wiem, że i tak nie odpowiedziałaby jej, że nie jest ze mną szczęśliwa, ale potrafię wyczuć kiedy kłamie. Miałem wrażenie, że mówiła te słowa szczerze.
-To dobrze. Wiesz, będziesz piękną panną młodą. -Katy się do niej uśmiechnęła. To prawda, Lyn wyglądałaby nieziemsko w sukni ślubnej.
-Katy, do ślubu jeszcze bardzo daleko. Mam dopiero dwadzieścia lat. Jestem z Harry'm tylko pół roku, to jeszcze nie tak dużo. Nigdy nie wiadomo co się zdarzy. Może tak być, że za kilka dni się pokłócimy o jakąś głupotę i każde pójdzie w swoją stronę. -na jej słowa posmutniałem. Miała rację. Może tak być. Za kilka dni możemy się rozstać. Miałem nadzieję, że wspólny wyjazd do mojej rodzinnej miejscowości, zbliży nas do siebie, jednak wcale się tak nie stało. Głupio jest mi ją pocałować przy mamie, Robin'ie, czy Gemm'ie, a kiedy jesteśmy sami, nie ma opcji, żebym to zrobił. Jedynie na samym początku prawie się udało, ale Gemma nam przeszkodziła. Gdyby nie ona, nie wiadomo jakby sprawy się potoczyły. Nie chcę za ten tydzień jej stracić. Nie chcę, żeby tak po prostu odeszła. Muszę walczyć. Do końca. Dopóki Lyn nie powie mi wprost, że nic do mnie nie czuje, nie poddam się. Zrobię to tylko wtedy, kiedy będę wiedział, że nie mam już o co walczyć.
-Tu jesteście. Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam. -udałem, że dopiero co przyszedłem. Usiadłem obok Lyn, złapałem ją za rękę i położyłem głowę w zagłębieniu jej szyi. -Katy, możesz zostawić nas samych? -spytałem z nadzieją w głosie, że nas zostawi.
-Jasne, już mnie nie ma. -dziewczynka wstała z chuśtawki i odeszła. Było idealnie. Tylko ja i Lyn. Nikt więcej.
-Lyn? -spytałem niepewnie. -Podoba Ci się tutaj? -zadałem jej zupełnie inne pytanie niż zamierzałem. Nie wiem co ze mną nie tak. Potrafiłem jej powiedzieć wiele nieprzyjemnych słów, a nie potrafię jej powiedzieć o swoich uczuciach.
-Tak. Polubiłam to miejsce. Masz naprawdę wspaniałą rodzinę. Wszystko tutaj jest takie prawdziwe. -kątem oka zobaczyłem, że się uśmiechnęła mówiąc te słowa. Miała rację. Wszystko jest prawdziwe. Moje uczucia do niej są prawdziwe. I nie boję się ich okazywać. Może i jej nie pocałowałem w ostatnich kilku dniach, ale tu chodzi właśnie o te małe rzeczy. Przestałem udawać. Robię to dla siebie, nie dla sławy i zespołu. Jestem dla niej miły, trzymam za rękę, przytulam, bądź po prostu przy niej jestem bo ją kocham i chcę być szczęśliwy.

_______________
Przepraszam, że nie pojawił się wczoraj :c
Nie wiem czemu tak bardzo chcę przeciągnąć zakończenie, a już tylko dwa rozdziały :c ah, wiem, wiem co się wydarzy w następnych rozdziałach i szczerze nie chcę żeby to się stało, bo kiedy skończę dodawać pierwszą część będzie około 2-3 tygodnie przerwy w dodawaniu rozdziałów... a ja nie chce kończyć w takim momencie... I jeszcze w tym rozdziale Harry jest taki słodki <3 wczoraj nie dodałam, bo... nawet nie mam sensownego powodu na wyjaśnienie. Mam mały problem, który robi się z każdym dniem coraz większy... Wczoraj nie miałam siły sprawdzać rozdziału, a błędów trochę było... Prolog nowego opowiadania już dawno sprawdziłam, więc dodałam wcześniej. Eh, mam nadzieję, że nie jesteście aż tak bardzo na mnie złe...
Jak do jutra (23.05) do godz. 19 będzie duuużo komentarzy, rozdział pojawi się jutro :)

środa, 21 maja 2014

Nowe opowiadanie - prolog

To niestety nie jest nowy rozdział... będzie on może jutro, może w piątek, może w sobotę, a może w niedzielę... Wiem, zawaliłam. Nie pytajcie dlaczego go nie dodałam. Nie będę kłamać, że zepsuł mi się komputer, czy usunęłam przez przypadek rozdział. Po prostu go nie dodałam i tyle mojego wytłumaczenia.
Za to pojawił się prolog nowego opowiadania Help Me If You Can (był Distance, ale zmieniłam tytuł).

Krótka notka, nie mam siły i pomysłu co napisać dalej...

niedziela, 18 maja 2014

More Than famous || Rozdział 30

"We can go where you want
Say the word and I’ll take ya
But I’d rather stay on the sofa
On the sofa, with you"

~.~
-Pośpiesz się! -krzyczał na cały pokój zniecierpliwiony Harry.
-Jezu, przestań się czepiać! -powiedziałam lekko zirytowana jego zachowaniem. Nasze relacje znacznie się poprawiły, ale nadal czasami mnie wkurzał, a zarazem pociągał.
-Mówiłem Ci żebyś była gotowa, jak przyjadę, a ty dopiero się pakujesz. -wypomniał mi to już chyba trzeci raz, odkąd przyszedł.
-Ugh, to nie moja wina, że Rebecca mnie zatrzymała. -a ja ponownie powtórzyłam to samo zdanie.
-Chodzisz do niej codziennie i siedzisz tam po kilka godzin. Mogłabyś znaleźć trochę czasu dla mnie. -mówił rozgoryczony, a ja zaczęłam się z niego śmiać.
-Zazdrosny? -uniosłam delikatnie jedną brew do góry.
-Ja? No co ty? -udawał zdziwionego. -Ale ona jest twoją przyjaciółką, a ja twoim chłopakiem. -wyrzucał z siebie kolejne słowa.
-Od kiedy ty jesteś moim chłopakiem? -zdziwiłam się na jego słowa. Odwróciłam się w jego stronę i zlustrowałam jego twarz. Zrobił się cały czerwony i nerwowo przygryzł wargę.
-Umm... nie o to mi chodziło. -zaczął się tłumaczyć. Trochę mnie to zabolało. Chciałabym, żeby tak po prostu powiedział, że jest moim chłopakiem i się z tego nie tłumaczył. Kiedy dzisiaj powiedział to jedno zdanie, nagle pojawiło się światełko w tunelu, mała nadzieja, na to, że może jednak coś do mnie czuje, ale skoro się tłumaczył, od razu nadzieja zniknęła.
-Idziemy? -spytałam, aby skończyć temat. Widziałam, że trochę się chłopak zestresował.
-Jasne. -odpowiedział i zabrał średniej wielkości walizkę z moich rąk.
-Ej! -krzyknęłam niemalże na cały pokój. -Mogę sama to znieść. -kłóciłam się. Lubiłam wszystko robić sama.
-To jest przecież ciężkie. -jego jedyny argument. Według niego wszystko dla mnie jest ciężkie, walizka, torba z zakupami, czy chociażby butelka wody.
-Tylko uważaj, żebyś się nie przedźwigał. -zaśmiałam się z niego, a Hazz posłał mi mordercze spojrzenie.
Zjechaliśmy windą na dół i wsiedliśmy do mojego samochodu, który w końcu został naprawiony. Harry oczywiście kierował. Kiedy ja ostatnio prowadziłam mój samochód? Na prawdę tego nie pamiętam. Gdy tylko usiadłam na fotelu, odchyliłam go do tyłu i włączyłam głośno muzykę. Akurat trafiło się na Hot – Avril Lavigne. Zaczęłam śpiewać razem z muzyką, a Hazz posłał mi kolejne mordercze spojrzenie.
-Mówiłem Ci już, że od rana boli mnie głowa? -ściszył muzykę tak, że prawie jej nie słyszałam.
-I co z tego? -udałam, że nie wiem o co mu chodzi. Chciałam się z nim podroczyć.
-Jesteś niemożliwa Bailey. Gdybym wiedział, jaka jesteś naprawdę, w życiu nie chciałbym się z Tobą przyjaźnić. -powiedział w żarcie, a ja zaczęłam się śmiać. W sumie miał rację. Zanim się zaczęliśmy przyjaźnić znał mnie z zupełnie innej strony. Byłam raczej spokojna i opanowana. A teraz pokazałam mu swoje prawdziwe „ja”, które wcześniej znała tylko Rebecca i Horan z moich obecnych znajomych.
-Gdybym wiedziała, że będziesz tak fatalnie prowadzić, w życiu nie pozwoliłabym Ci jeździć moim samochodem. -zawtórowałam mu śmiechem.
-To już się chyba nie zmieni, co? -Hazz przestał się śmiać i skupił swój wzrok na jezdni.
-Co się nie zmieni? -tym razem naprawdę nie miałam pojęcia co miał na myśli.
-To, że co chwila sobie dogryzamy. Nawet jeśli teraz jest to w żartach, to i tak to robimy. -wytłumaczył mi. W sumie miał rację. Może teraz kłócimy się po przyjacielsku, czyli co chwila mówimy jakieś nie miłe słowa w swoją stronę, ale żadne z nas się tym nie przejmuje, ponieważ robimy to na żarty. Tak samo, jak było to przed chwilą.
-To już taki nawyk. -odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.
-Dobrze wiedzieć, że jestem twoim uzależnieniem. -pierwszy raz od kilku minut spojrzał się w moją stronę. Moja twarz od razu przybrała czerwoną barwę. Oboje zaliczamy wtopy. Najpierw on powiedział, że jest moim chłopakiem. Teraz ja, że jest moim nawykiem.
-Ugh, nie o to mi chodziło... -powtórzyłam jego słowa.
-Moje słowa. -jakby czytał mi w myślach.
-Daleko jeszcze? -zaczęłam marudzić. Miałam już dość siedzenia w samochodzie. Jakbym jeszcze prowadziła, to miałabym zajęcie, ale nie prowadzę, więc siedzę i się nudzę.
-Cierpliwości trochę. Za niecałą godzinę będziemy w Holmes Chapel. -w końcu dostałam odpowiedź na swoje pytanie. Z jednej strony cieszyłam się, że tylko godzina, a z drugiej coraz bardziej stresowałam. Mama Harr'ego zaprosiła nas do siebie na kilka dni. Podobnież ma być jakaś impreza z powodu rocznicy ślubu jego mamy i Robin'a, jego ojczyma. Anne uparła się, aby Harry mnie wziął ze sobą. Podobnież chce mnie poznać i stwierdziła jeszcze, że Harry powinien przedstawić mnie, jego rodzinie. To wystarczający powód do stresu. W dodatku Rebecca została sama. Niby jest pod szpitalną opieką, ale wolałam siedzieć tam przy niej przynajmniej w ciągu dnia. Pielęgniarki, jak to pielęgniarki. Większość nich jest znudzona swoim życiem i pokazują swoje humorki pacjentom. Jak przyszłam przed wyjazdem do Beccy, jedna zaczęła na mnie krzyczeć, że za często przychodzę do Becks i jej to przeszkadza, bo zawsze za mną pod szpital ktoś się przypałęta (czyt. fanki Harr'ego). Tak, fanki nie dawały mi spokoju. W pozytywnym i negatywnym sensie. Niektóre naprawdę są miłe. Ostatnio często zdarza się, że proszą mnie o autograf, czy zdjęcie, lub po prostu chcą mnie poznać i ze mną porozmawiać. Z kilkoma nawet utrzymuję kontakt na twitterze. Nawet spełniłam ich marzenie – poprosiłam Harr'ego, aby dał im follow. Ale niestety są też takie, które grożą mi śmiercią. Dosłownie grożą. Piszą wiele nieprzyjemnych rzeczy. W sumie nie dziwię się im. Kiedy byłam nastolatką, byłam fanką Taylor'a Lautner'a. Kiedy dowiedziałam się, że chodzi z Seleną Gomez, znienawidziłam dziewczynę. Serio. W głowie knułam plan, co zrobić, aby zerwali. Oczywiście nigdy nie wcieliłabym tego w życie, ale moja wyobraźnia nieźle wtedy pracowała. Kilka lat temu w życiu nie pomyślałabym, że sama będę dziewczyną celebryty. Choć nie. Myślałam, jak jeszcze byłam z Nathan'em. Natt ma swój mały zespół. Kiedyś twierdziliśmy, że za kilka lat będzie sławny na całym świecie, a ja razem z nim. Cóż, ja stałam się sławna, a on nie. Przynajmniej w połowie nasze marzenie zostało zrealizowane.
-Ziemia do Lyn! -Hazz zaczął mi jedną ręką machać przed oczami. Nagle się ocknęłam i spojrzałam się w jego stronę. Staliśmy na jakimś parkingu przy stacji benzynowej.
-Przepraszam, zamyśliłam się. -odpowiedziałam lekko speszona.
-O czym tak myślałaś? -spytał, ukazując mi swoje przepiękne dołeczki w policzkach. Jak ja je uwielbiałam!
-Umm... o wszystkim i o niczym. -próbowałam się wymigać od odpowiedzi. Nie chciałam mu się tłumaczyć.
-A tak dokładniej? -nie dawał za wygraną.
-O tym co jest, co było i co może być. -w końcu mu odpowiedziałam. Nie wiem czy takiej odpowiedzi oczekiwał, ale nie chciałam więcej mówić. -Niektóre twoje fanki chcą mnie zabić. -nagle mi się wyrwało. Mogłam się ugryźć w język, zanim to powiedziałam.
-Lyn, nie przejmuj się tym. Pomyśl tylko, że ty też masz wiele fanów i to płci męskiej, którzy mi ostatnio grozili, że jeśli z Tobą nie zerwę, to znajdą mnie i zabiją. -posłał mi ciepły uśmiech. To miłe, że chciał mi dodać otuchy.
-Na prawdę? Jakoś trudno w to uwierzyć. -zaczęłam się śmiać z jego słów. Fanki może i mam, ale że aż fanów?
-No to patrz. -podał mi swojego Iphone'a, gdzie był włączony jeden z twitter'owych wpisów. Rzeczywiście jakiś chłopak pisał, że mnie kocha i groził Harr'emu. Mimowolnie zaczęłam się z tego śmiać.
-Dobra, wierzę Ci. A tak właściwie, to czemu stoimy? -nagle przypomniałam sobie, że jesteśmy na postoju.
-Musiałem zatankować samochód i przy okazji iść do łazienki. Idziesz też? -złapał za klamkę, jednak nie pociągnął za nią, czekał na moją odpowiedź.
-Z tobą? -podniosłam jedną brew do góry i posłałam mu przenikliwe spojrzenie.
-Czemu nie? Może być fajnie. -cicho się zaśmiał, a ja szturchnęłam go lekko w ramię.
-Gdybyś nie był takim erotomanem, zaśmiałabym się z twojego kiepskiego żartu. -nie mogłam się powstrzymać przed ciętą ripostą. Kiedy powiedziałam te słowa do Harr'ego, wyszłam z samochodu i wolnym krokiem skierowałam się w stronę budynku stacji, gdzie były łazienki. Usłyszałam za sobą kroki, a chwilę potem poczułam jak dłoń Harr'ego splata moje palce. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam i poczułam przypływ ciepła. Całe szczęście, że Hazz tego nie zauważył.
Po kilku minutach postoju, wróciliśmy do samochodu. W ciszy wyjechaliśmy z parkingu.
-Boli Cię jeszcze głowa? -przerwałam lekko krępującą ciszę między nami.
-Już przestała. -odpowiedział mi, a ja włączyłam radio. Leciała akurat piosenka The Fray – Never Say Never, którą uwielbiałam. Gdy tylko do moich uszu doszedł dźwięk melodji, zaczęłam śpiewać na cały pojazd. Hazz zaczął się ze mnie śmiać, jednak po chwili do mnie dołączył. Zdziwiłam się, że znał tekst. Miło nam się razem śpiewało. Były takie momenty, że nie mogliśmy śpiewać, ponieważ oboje się z siebie śmieliśmy. Przestaliśmy dopiero, gdy Harry stanął przed jakimś średniej wielkości domem. Rozejrzałam się wokół siebie. To miejsce przypominało typowe brytyjskie miasteczko. Domy z czerwonej cegły, poustawiane równo w rządku, jeden obok drugiego. Było jednak kilka domów, które wyglądały trochę inaczej. I właśnie dom, pod którym staliśmy wyglądał inaczej. Może nie był większy niż inne, ale był na zewnątrz bardziej nowoczesny i miał znacznie większy ogródek.
-Gotowa? -powiedział w moją stronę, zanim wysiedliśmy.
-Tak. Nie. Nie wiem. -odpowiedziałam z lekkim strachem w głosie.
-Nie bój się. Mama na pewno Cię polubi. Zresztą będzie Gemma, miała przyjechać wczoraj. Ona już Ci zrobiła w tym domu dobrą reklamę, więc się nie przejmuj. -próbował mnie jakoś pocieszyć. Jednak na marne. Moje serce biło tak, jakby miało zaraz się przebic przez płuco i skórę. Harry wyszedł z samochodu, otworzył mi drzwi i podał rękę, którą złapałam. Poprowadził mnie przez kamienistą ścieżkę do drzwi, które otworzył. Nie dzwonił, nie pukał. Po prostu otworzył. Ale to był przecież jego dom, więc czemu ja się dziwię? Ah, pewnie dlatego, że gdybym ja po długim czasie nieobecności wróciła do mojego domu, na pewno bym dzwoniła. Ale ja już nie wrócę do mojego domu. Właściwie nie mogę nazwać miejsca, o którym mówię moim domem.
-Harry! -nagle w korytarzu pojawiła się mniej więcej 40-letnia kobieta, która od razu, gdy nas zobaczyła, rzuciła się Harr'emu na szyję. Styles puścił moją dłoń i przytulił kobietę. Podczas gdy oni się witali, ja stałam z boku i patrzyłam się na tą całą sytuację. Domyślam się, że to była jego mama. Zabolało mnie to, że ja nigdy więcej nie będę mogła tak przytulić kobiety, którą niegdyś nazywałam moją mamą.
-A co to za śliczna istota? -spytała się kobieta Harr'ego, gdy wyswobodziła się z jego uścisku.
-To moja dziewczyna, Alice. -powiedział dumnie Harry. Trochę to dziwnie, jak na niego zabrzmiało.
-Lyn. -poprawiłam go. Dobrze wiedział, że nie używam zbyt często pełnego imienia.
-Jestem Anne. -kobieta odezwała się w moją stronę i przytuliła tak samo jak Harr'ego. Byłam zdezorientowana tym gestem. Nie wiedziałam co miałam zrobić, czy od razu się odsunąć, czy również przytulić kobietę. Niepewnie ją przytuliłam, ale przyszło mi to z trudem.
-Mamooo, udusisz ją! -Harry chyba zauważył, że coś jest nie tak.
-Nie wtrącaj się Harry. -uśmiechnęła się szeroko. Zauważyłam, że ma bardzo podobny uśmiech do Harr'ego. -Jesteście pewnie zmęczeni podróżą. Możecie iść do pokoju odpocząć, naszykowałam wam pościel. -poinformowała nas kobieta, a Hazz skinął jej głową w ramach podziękowań. Złapał mnie za rękę i zaprowadził na górę do jednego z pokoi. Weszliśmy do średniej wielkości pokoju. Było tam jedno większe łóżko, beżowe ściany, biurko, krzesło i komoda, na której stały fotografie. Harry od razu rzucił się na łóżko, a przez to, że trzymał mnie za rękę, wylądowałam centralnie na jego klatce piersiowej. Poczułam bicie jego serca, które wystukiwało równy rytm. Podniosłam głowę do góry i napotkałam się na spojrzenie Harr'ego. W jego oczach widziałam spokój. Były wyjątkowo zielone. Mogłabym w nich utonąć. Przygryzł swoją wargę, co przyciągnęło moją uwagę. Wyglądał tak pociagająco. Właściwie to przestało mnie obchodzić co dzieje się dookoła. Liczył się tylko on. Nie mam pojęcia o czym myślał, ale zaczął zbliżać swoje wargi do moich, jednak przerwał nam dźwięk otwierających się, skrzypiących drzwi. Od razu odskoczyłam od niego, tak jakbym robiła coś złego. Przecież to tylko pocałunek, to nic złego. Ale dla mnie aż pocałunek. Nie jestem naprawdę z Harry'm, a tutaj nikt nas nie widział.
-Taki z Ciebie brat! -w drzwiach stała Gemma ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. -Nawet się nie przywitałeś. Ja wiem, że kochasz Alice, ale ją możesz sobie na co dzień całować. -Gemma próbowała udać obrażoną. Wiem, że nie była tak naprawdę obrażona, jednak czułam się trochę głupio z powodu, że postawił mnie przed nią. Poza tym byłam zawstydzona tą całą sytuacją, która miała miejsce chwilę temu.
-Nie wiedziałem, że przyjechałaś już. -Harry zaczął się tłumaczyć. Wiedziałam, że kłamie, ale nie zwróciłam mu za to uwagi, nie chciałam go wkopać.
-Oh, w porządku. -w końcu przestała udawać, że się gniewa. -Już się rozpakowaliście? -lekko się zdziwiła, gdy nie zobaczyła naszych walizek.
-Nie, jeszcze nie przyniosłem walizek z samochodu. -odpowiedział Harry. Mogłam się odezwać, ale naprawdę było mi głupio przypominać Harr'emu o mojej obecności.
-Idę do mamy na dół, idziesz ze mną? -zapytała się Gemma.
-Jasne. -zgodził się Hazz. -Zaraz wrócę Lyn. -tym razem skierował się do mnie i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Gdy tylko zostałam sama, podeszłam do komody, na której stały fotografie. Zaczęłam je oglądać. Na każdym zdjęciu był Harry. Jedno było z x-factor'a z przesłuchań, kilka było z chłopakami, jedno z Gemmą, z jego mamą i kilka małego, słodkiego chłopca. Na bank były to zdjęcia z dzieciństwa Harr'ego. Na jednym był umazany w czekoladzie. Na drugim jechał małym rowerem, a na trzecim po prostu się uśmiechał. Wzięłam to ostatnie do rąk. Przyjrzałam mu się uważnie. Nadal te same oczy, uśmiech i dołeczki. Jedynie włosy są bardziej kręcone niż kiedyś, ale w sumie to dobrze. Nie wyobrażam sobie go w prostych włosach. Harry był naprawdę słodkim dzieckiem.
-Zawsze byłem słodki, prawda? -usłyszałam przy swoim uchu niski, cichy, zachrypnięty głos Harr'ego. Trochę mnie przestraszył co spowodowało, że upuściłam fotografię na ziemię. Szklana ramka potłukła się na wiele kawałków. Szybko odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam przestraszonym wzrokiem. Czułam jak zapadam się pod ziemię. Bałam się, że Harry zacznie krzyczeć.
-Ja nie chciałam... To nie chcący... Przestraszyłam się... Na prawdę nie chciałam tego potłuc... -zaczęłam się tłumaczyć. Ukucnęłam i zaczęłam zbierać potłuczone szkło.
-Nic się nie stało. To tylko przedmiot. -odpowiedział Harry, jednak trudno mi było uwierzyć.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałam tego potłuc. -dalej się tłumaczyłam.
-To tylko przedmiot Lyn. -powtórzył Harry i złapał mnie za dłonie, uniemożliwiając dalsze sprzątanie szkła.
-Auu. -syknęłam, gdy poczułam jak kaleczę sobie opuszek palca.
-Zostaw to Lyn. Chodź, mam w łazience apteczkę. -pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki. Na widok krwi zrobiło mi się słabo. Harry obmył moją ranę i polał wodą utlenioną co spowodowało nieprzyjemne szczypanie. Do świeżej rany przyłożył niewielką gazę, która szybko wchłonęła cieknącą krew. Co jak co, ale palce są zbyt bardzo ukrwione. Gdy krwotok się uspokoił, Harry przykleił mi kolorowy plasterek. Gdy go zobaczyłam, mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Nie śmiej się. To moje ulubione plasterki. Tylko takich używam. -zaczął się tłumaczyć.
-Dziękuję. -powiedziałam, gdy skończył wykonywać opatrunek. Zaskoczyło mnie jego zachowanie. Nie był w żadnym stopniu na mnie zły. Wręcz przeciwnie. Był bardzo delikatny.
-Nie dziękuj. To przeze mnie się skaleczyłaś. Gdybym Cię nie przestraszył, nie upuściłabyś jej na podłogę. -kolejny raz ukazał mi swoje dołeczki. Wyobraziłam sobie Harr'ego jako małego chłopca. Mimowolnie się uśmiechnęłam na tą myśl.
_______________________
Hej! :)
Mam dla was kilka informacji. Jeśli ktoś czyta stare opowiadanie o Zayn'ie i Nelly na pingerze, niestety musiałam zablokować wszystkie wpisy. Ktoś z moich znajomych dowiedział się o moim koncie na pingerze, a tego bardzo nie chciałam, mam nadzieję, że nie wie o istnieniu tego bloga. Tak czy inaczej stwierdziłam, że przeniosę tamto opowiadanie na blogger'a i troszkę je może dopracuję, bo jest o wiele słabsze niż to, jeśli chodzi o gramatykę itp. Więc tu macie link:  http://too-late-to-apolagize.blogspot.com/ Osoby, które przeczytały, niech nie zdradzają innym fabuły ! :D
Kolejna sprawa: Wiecie, że 5 lipca jest zlot Directioners w Warszawie? Jeśli tak, to super. Jeśli nie, to już wiecie. Dla tych, którzy nie wiedzą w tym twitlongerze macie opisane wszystko: http://www.twitlonger.com/show/n_1s1452e
Więc ja na 99 % będę, ten 1 % zależy od tego, czy nagle coś mi nie wypadnie. Jeśli możesz być, pisz w komentarzu. Ogólnie to chciałabym was poznać, więc ten dzień może być dobrą ku temu okazją. Mam nadzieję, że wy też chcecie mnie poznać xD A jak nie, to i tak fajnie, jakbyście były. Im nas więcej, tym lepiej! Jesteśmy jedną wielką rodziną! :D
ahahaha dobra, to tyle na dzisiaj :)
dużo komentarzy = rozdział w środę, mało = w piątek

piątek, 16 maja 2014

More Than famous || Rozdział 29

 "But your heart gets bigger
As you try to figure out
What's it all about"

~.~
Taksówką wróciłam do mieszkania. Gdy byłam w windzie, uświadomiłam sobie, że Harry ma klucze. W duchu modliłam się, aby nie pojechał do siebie. Nie uśmiechało mi się spędzić całej nocy na wycieraczce. Gdy stanęłam przed drzwiami, chwyciłam za klamkę. Były zamknięte. Cholera! Nie dość, że jest około 22, mam rozładowany telefon, to jeszcze nie mam kluczy do własnego mieszkania. Nacisnęłam dzwonek, jednak wiedziałam, że to nie ma sensu. Skoro nikogo tam nie ma, to kto mi otworzy? Już miałam zamiar oprzeć się o ścianę i zjechać po niej na podłogę, gdy nagle usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. Jednak Harry został.
-Długo Cię nie było. Dzwoniłem do Ciebie, ale nie odbierałaś. -zaczął mówić Harry. Na jego twarzy rysowało się zmartwienie.
-Przepraszam, komórka mi się rozładowała, a trochę zasiedziałam się z Beccy. -odpowiedziałam mu, wchodząc do środka mojego mieszkania.
-W porządku. A jak się ona czuje? -spytał Hazz. Aż dziwne, że jeszcze ani razu nie spytał na co jest chora.
-Nie najlepiej, ale jeszcze się trzyma. -wymusiłam się na słaby uśmiech. -Późno trochę. Przepraszam, że musiałeś tyle czekać. Nie pomyślałam o tym, że nie będę mieć potem kluczy.
-Nic się nie stało. I tak chciałem z Tobą porozmawiać. -zobaczyłam w jego oczach lekki strach. Ciekawiło mnie o czym chciał porozmawiać. Przez moją głowę nagle przeleciało wiele pozytywnych, jak i negatywnych scenariuszy.
-W porządku. Chodź do kuchni, muszę coś zjeść, bo zaraz mój organizm się wyłączy. -zażartowałam, a Harry zaśmiał się zaraz za mną. Pierwszy raz widziałam, że byliśmy sami i się śmiał z moich żartów. Zwykle się krzywił i jak sądzę, stwierdzał, że jestem żałosna.
-Jesteś głodny? -spytałam, wyjmując jedzenie z lodówki. Nie była pusta, bo w końcu Beccy była w mieszkaniu. Jedynie przez ostatnie dwa dni nie.
-Nie. Pozwoliłem sobie samemu wziąć jedzenie, mam nadzieję, że nie jesteś zła. -na prawdę zaczęłam się z niego śmiać. Sposób w jaki wypowiadał to zdanie, powodował, że miałam ochotę skakać ze szczęścia, a to było tylko zdanie o tym, że grzebał w mojej lodówce.
-Nie, wiesz, nienawidzę Cię za to. -powiedziałam sarkastycznie, a on spuścił głowę.
-I tak mnie nienawidzisz, więc to nic nie zmienia. -powiedział cicho, a ja spojrzałam się w jego stronę.
-Kto powiedział, że Cię nienawidzę? -zadałam mu pytanie i usiadłam przy stole.
-Mam takie wrażenie. W końcu po tym wszystkim nie dziwię Ci się. Sam siebie nienawidzę. -zaczął mało zrozumiale mi tłumaczyć.
-Za co siebie nienawidzisz? -zadałam mu kolejne pytanie i zaczęłam powoli pić moją gorącą herbatę.
-Za te wszystkie słowa, które powiedziałem w twoją stronę. Ja nawet Cię nie przeprosiłem. Okropnie się z tym czuję. -wyjaśnił, a ja lekko przygryzłam wargę. Nie wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Owszem, bolało mnie to, że nie przeprosił, ale starałam się puścić to w niepamięć. Moje uczucia do niego ułatwiły mi to.
-Zapomniałam o tym. -skłamałam, a on delikatnie się do mnie uśmiechnął.
-Nawet jeśli zapomniałaś, to Cię przepraszam. Codziennie mnie gryzie sumienie i naprawdę żałuję tych słów. Nie chciałem ich powiedzieć. To przez emocje i tą głupią wazę. Nie chcę żebyś myślała, że jestem materialistą. Dostałem ją od mamy, dużo dla mnie znaczyła. -zaczął się tłumaczyć ze swojego zachowania.
-W porządku, nie musisz się tłumaczyć. -może i chciałam, aby mi powiedział coś więcej o sobie, ale wiedziałam, że to i tak nic nie zmieni, a czym mniej wiem, tym robię sobie mniejszą nadzieję.
-Lyn, ja nie chcę się z Tobą już więcej kłócić. Czy my... -zaczął niepewnie. -Czy my możemy się przyjaźnić? -spytał po chwili namysłu. Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale również zadowolił. Przyjaźń. Przynajmniej tyle. Oczywiście, że chciałabym więcej, ale jak to mówią: bierz co dają.
-Tak, myślę, że możemy. -zgodziłam się na jego propozycję.
-Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym Ci powiedzieć. Ja często byłem dla Ciebie nie miły. Potrzebowałem wyładować swoją złość i padło na Ciebie. To przez przeszłość. Moi rodzice się rozwiedli. Tata zostawił mamę. Ona tak cierpiała przez niego. Widziałem jak płakała... To było straszne. Potem po x-factorze pojawili się haterzy. Ja jestem po prostu słaby. -opowiadał mi dobrze znaną mi historię, ale nie przerywałam mu. Chciałam usłyszeć te słowa z jego ust.
-Nie jesteś słaby. Moi rodzice też się rozwiedli. -powiedziałam bez namysłu. Pierwszy raz nie żałowałam, że powiedziałam kilka słów za dużo. Chciałam, aby mnie poznał. Nawet jeśli to nic nie zmieni.
-Na prawdę? -spytał zaskoczony. -Czy ja mogę Cię o coś się zapytać?
-Jasne. -zgodziłam się, choć w duchu bałam się, że zapyta o najgorsze.
-Czemu nie obchodzisz urodzin? -zadał pytanie, którego się nie spodziewałam. Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam mu odpowiedzieć prawdziwie na to pytanie.
-Przez mojego tatę. On... -zaczęłam się lekko gubić w słowach. -Rodzice wyprawili mi urodziny, jak miałam 10 lat. Zaprosiłam wiele koleżanek z klasy. Miałam piękną, różową sukienkę. Było idealnie. Serpentyny na ścianach, kolorowe czapki na głowach. Tata wyszedł rano z domu. W sumie w tym dniu nie zwracałam uwagi, że go nie ma. Byłam zbyt podekscytowana urodzinami. Ale w końcu wrócił. Akurat miałam dmuchać świeczki na torcie. Przyszedł pijany. Zaczął krzyczeć na wszystkich. Mama próbowała go uspokoić, ale on za to ją uderzył. To było straszne. Zaczęłam wtedy krzyczeć i płakać. Wtedy on podszedł do mnie i uderzył mnie tak samo mocno, jak mamę i to na oczach moich wszystkich koleżanek. To był pierwszy raz, kiedy mnie uderzył. Teraz każde moje urodziny mi o tym przypominają. -kiedy mówiłam mu to, pozwoliłam, aby z moich oczu leciały łzy. O dziwo, nie przeszkadzało mi okazywanie słabości przy nim. Zaufałam mu. I to o wiele bardziej niż Niall'owi.
-Czy ty masz z nim teraz kontakt? -spytał niepewnie Harry.
-Nie. -od razu zaprzeczyłam. -On nie żyje. -dodałam po chwili.
-Tak mi przykro... -zaczął mówić Hazz, jednak mu przerwałam.
-Nie powinno. -poprawiłam go.
-Nie jest mi przykro z powodu, że umarł. Jest mi przykro z powodu, że Cię bił. Nie wyobrażam sobie, jak ojciec może podnosić rękę na własne dziecko. To straszne. -tak, miał rację, to straszne. Ale ja to nic. Beccy miała gorzej. To przez niego ona teraz może umrzeć. Przez niego jej dni są policzone. Podnieść rękę na dziecko to jedno. A zgwałcić dziecko to drugie. Nie dość, że Becks ma po tym traumę do końca życia, to jeszcze zostawił jej pamiątkę w postaci choroby, jaką jest HIV.
-Pamiętasz, jak zaczęłam mówić o wesołym miasteczku, a ty się wkurzyłeś? -zaczęłam kolejny temat, a Hazz pokiwał głową. -Kiedy zacząłeś głośniej mówić, przypominałeś mi go. Kiedyś poszłam ze znajomymi do wesołego miasteczka. Gdy on się o tym dowiedział, bardzo się wkurzył. On był alkoholikiem. Stwierdził, że wydałam pieniądze na głupoty, a mógł za to kupić kolejną butelkę szkockiej. Krzyczał i wyzywał mnie. Potem chciał mnie uderzyć, ale mój... -już chciałam powiedzieć „brat”, jednak w porę ugryzłam się w język. -Mój kuzyn odwrócił jego uwagę. -skłamałam częściowo.
-Lyn, ja przepraszam. Nie chciałem Cię zranić. Na prawdę nie chciałem. Nie miałem pojęcia, że twoja przeszłość jest aż tak pogmatwana. Moja historia w porównaniu do twojej to pikuś. -czułam w jego głosie żal i skruchę. On naprawdę zrozumiał swój błąd.
-Nie przepraszaj mnie za to więcej. Skąd miałeś wiedzieć? Już dawno puściłam to w niepamięć. Zresztą ja też powinnam Cię przeprosić. Też święta nie byłam. Przepraszam. -było mi głupio za to wszystko co zdarzyło się między nami. Kto by pomyślał, że będę mogła zaprzyjaźnić się z Harry'm?
-Mówiłem Ci już, żebyś mnie nie przepraszała. -słodko się do mnie uśmiechnął, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Właśnie takiego Harr'ego uwielbiałam. Prawdziwego Harr'ego, którego pokochałam całym sercem,
-Myślałam, że mówiłeś to, bo Cię irytowałam. -przypomniałam sobie o sytuacji z przeszłości.
-Pff... ty mnie nadal irytujesz. -powiedział tym swoim olewającym tonem, którego naprawdę nigdy nie chciałam słyszeć. Czyli wracamy do punktu wyjścia? Przecież mieliśmy się przyjaźnić. Co z nim nie tak? Może zrobił to wszystko, aby wyciągnąć ze mnie wszystkie sekrety, a potem je wykorzystać?
-Jezu, żartuję tylko. -Hazz zaczął się śmiać, a ja odetchnęłam z ulgi. -Gdybyś tylko widziała swoją minę. Wyglądałaś, jakbyś dostała zawału, czy czegoś takiego. -zaczął się do mnie nabijać.
-Nienawidzę Cię Styles! -krzyknęłam, próbując udać obrażoną.
-A jeszcze kilka minut temu kiedy powiedziałem, że mnie nienawidzisz, zaprzeczyłaś. -zaczął mi wypominać, a ja tylko zrezygnowana opadłam na oparcie krzesła.
-Oh, zamknij się Styles. -jakoś spodobało mi się mówienie do niego po nazwisku. Czułam się, jakbym rozmawiała z dobrym kumplem. Trudno mi uwierzyć, że od teraz Harry jest moim przyjacielem.
-Nie ładnie tak mówić po nazwisku. Gdzie twoja kultura panno Bailey? -spytał się poważnym tonem, a ja się roześmiałam. Czułam się w tamtym momencie przy nim, jak przy Niall'u, kiedy spotkaliśmy się przy Tamizie i co chwila któreś z nas mówiło „mniej więcej”.
-A od kiedy pan Styles zwraca taką uwagę na kulturę? -starałam się brzmieć jak najbardziej dostojnie, jednak średnio mi to wychodziło. Harry razem ze mną zaczął się śmiać.
-Nie wiem. -wzruszył ramionami i ponownie zaczął się śmiać. -Kto by pomyślał, że to właśnie z Tobą się zaprzyjaźnię? -przestał się śmiać i posłał mi delikatny uśmiech.-A teraz powiesz mi co znaczy twój tatuaż? -zadał kolejne pytanie.
-Nie powiem. -szybko odpowiedziałam. To, że się przyjaźnimy, nie zmienia faktu, że powinnam mu powiedzieć o tym, co do niego czuję.
-Czemu? -zrobił smutną minę i maślane oczy. Niech on nie myśli, że to na mnie zadziała.
-To trochę prywatne. Może kiedyś Ci powiem. -lekko się do niego uśmiechnęłam, lecz on nic nie odpowiedział.
~.~
Krok po kroku. Tak właśnie wygląda mój plan. Udowodnię jej, że nie jestem bezuczuciowym dupkiem za jakiego mnie ma. Nie mogę jej od razu powiedzieć o wszystkim co do niej czuję. Pewnie by mnie wyśmiała i odepchnęła. Bo kto normalny najpierw ją rani, a potem wyznaje miłość? No właśnie - nikt. By się mnie jeszcze przestraszyła i uznała za psychopatę. Postanowiłem najpierw zacząć od przyjaźni. To naprawdę może nas do siebie zbliżyć. Mam coraz mniej czasu. Został niecały miesiąc do końca umowy. Mam miesiąc na to, aby się we mnie zakochała. Muszę działać, jednak również uważać na to co robię, czy mówię. Cieszę się, że zaufała mi. Ciekawe czy Niall też wie tak dużo, jak ja. Swoją drogą jej ojciec ma szczęście, że nie żyje, bo gdyby żył, nie darowałbym tego co jej zrobił.
-Niall wie o tym wszystkim co mi powiedziałaś? -spytałem bez namysłu, a Lyn podniosła na mnie wzrok.
-Nie. -zaprzeczyła. Z trudem powstrzymałem się od krzyknięcia głośnego „Jest!”. Czułem, że moje serce wywraca zwycięskie koziołki i staje na podium. Byłem od niego lepszy! Mi pierwszemu zaufała! Więc może jest jakaś nadzieje, że kiedyś odwzajemni moje uczucia?


__________________
Hej :)
Przepraszam, że musieliście cały dzień czekać na rozdział. Ugh, jestem teraz zła na siebie... wczoraj zapomniałam ustawić na zaplanowane, a dzisiaj przez cały dzień nie miałam dostępu do komputera... Przepraszam.
Jeszcze trochę minie czasu zanim zanim wyznają sobie nawzajem uczucia... Na razie jest przyjaźń, chociaż tyle. Mam nadzieję, że na razie wam to wystarczy, bo ja, jak to ja nie wierzę w szczęśliwe zakończenia i miłość, więc podchodzę do tej sprawy trochę pesymistycznie, z tego powody Lyn ma taki, a nie inny charakter. Oczywiście, że kiedyś się ułoży, ale to dosłownie "kiedyś". :)
 Chciałabym, żeby statystyki komentowania się utrzymały, albo jeszcze wzrosły, choć narzekać teraz nie mogę.
Jak zwykle dużo komentarzy = rozdział w niedzielę, mało = w środę :)
Więc do następnego kochani <3

środa, 14 maja 2014

More Than famous || Rozdział 28

 
"You were strong and I was not
My illusion, my mistake
I was careless, I forgot
I di"

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Dzwoniła Rose. Już skądś znałam tą sytuację. Tak zaczęła się moja znajomość z Harry'm. Od tego jednego telefonu.
/-Słucham? -powiedziałam zaspanym głosem do słuchawki.
-Co to miało być wczoraj Alice? To, że jesteście na wakacjach, nie znaczy, że macie też wakacje w waszym związku! -zaczęła krzyczeć do słuchawki moja szefowa.
-To on stroił wczoraj jakieś fochy, nie ja. -zaczęłam się tłumaczyć.
-Nie obchodzi mnie to, kto się na kogo obraził. Jest o tym głośno i musicie coś z tym zrobić. -nie dała mi dojść do słowa. Zanim coś jej odpowiedziałam, ona się rozłączyła. Zrezygnowana wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam szorty i top. Nagle spojrzałam się na swój nadgarstek. Top odpada. Zamieniłam go na cienką koszulę, której rękawów nie zamierzałam podwijać, mimo że na zewnątrz było bardzo ciepło. Szybko założyłam na siebie wybrane ubrania i doprowadziłam włosy do porządku. Zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z łazienki. Akurat do pokoju wszedł Harry. Zaczął mówić coś w moją stronę, jednak ja go wyminęłam. Nagle poczułam bolesny uścisk na nadgarstku. To Harry złapał mnie za niego, akurat w tym miejscu, gdzie były nacięcia. Mimowolnie syknęłam z bólu i zaczęłam masować swój nadgarstek.
-Przepraszam, nie chciałem aby to Cię zabolało. -powiedział zmartwiony i spojrzał się na mój nadgarstek. Nagle jego twarz przybrała przestraszony wyraz. Z ciekawości spojrzałam się w miejsce, gdzie się patrzył. Moja błękitna koszula była przesiąknięta krwią. Rany były na tyle świeże, że jedno mocniejsze dotknięcie, mogło powodować ich naruszenie. Gdy Harry złapał mnie za nadgarstek, spowodował, że znowu zaczęła mi lecieć krew. Moja mina nie była lepsza od Styles'a. Hazz nie mówiąc nic złapał mnie z dłoń i podwinął rękaw koszuli do góry. I stało się najgorsze. Zobaczył nacięcia. Przez chwilę patrzył się na nie pustym wzrokiem.
-Czemu to zrobiłaś? -spytał przerażonym głosem. Nie wiedziałam co powinnam mu odpowiedzieć. Nie mogę mu powiedzieć, że go kocham.
-T-to.. bo ja... ja coś... ale to... -nie wiem, czemu nagle miałam ochotę powiedzieć mu, że go kocham. Zrobiłabym to, ale zabrakło mi słów i zaczęłam się jąkać. Gdy zaczęłam mówić, mój telefon ponownie zadzwonił. Odwróciłam wzrok od Harr'ego i odebrałam komórkę.
/-Halo? -spytałam niepewnym głosem. Nie znałam numeru, który do mnie dzwoni.
-Czy rozmawiam z panią Alice Bailey? -usłyszałam w słuchawce głos jakiegoś starszego mężczyzny.
-Tak, przy telefonie. -odpowiedziałam mu.
-Nazywam się John Smith, jestem ordynatorem w szpitalu na New Cavendish Street w Londynie. W dokumentacji medycznej pacjentki Rebecci Wright znaleźliśmy jedynie pańskie nazwisko. Czy zna pani tą pacjentkę? -spytał się mężczyzna, a mi serce podeszło do gardła. Czemu dzwonią do mnie ze szpitala i pytają się o Beccy.
-Tak, znam. -odpowiedziałam poważnym i przestraszonym głosem.
-Pacjentka trafiła wczoraj do szpitala. Zapewne wie pani o jej chorobie. Jej stan zdrowia znacznie się pogorszył. Wczoraj zasłabła, robiąc zakupy. Zabraliśmy ją do szpitala i podaliśmy odpowiednie leki. Obecnie jest w śpiączce. Jeśli leki zadziałają na organizm pożyje jeszcze może rok, może dwa. Jeśli nie, trzeba przygotować się na najgorsze. Wie pani może, czy pacjentka przyjmowała regularnie leki?
-T-tak, przyjmowała. -odpowiedziałam drżącym głosem. Nie mogłam uwierzyć w słowa mężczyzny.
-W takim razie zostało nam modlić się o cud. Jeśli pani chce, może ją odwiedzić. Do widzenia. -powiedział doktor Smith i się rozłączył. /
Przez chwilę stałam w bezruchu, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam.
-Wszystko w porządku Lyn? -głos Harr'ego wyrwał mnie z transu.
-Beccy... ona... -zaczęłam się jąkać. Głos mi się łamał i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. -Ona jest w szpitalu. -powiedziałam pozwalając na to, aby łzy spływały po moich policzkach. Harry szybko pokonał odległość między nami i mnie przytulił.
-Cii, będzie dobrze. -próbował mnie uspokoić.
-Nie Harry. Nie będzie dobrze. Ona umiera. -zaczęłam coraz bardziej płakać. Harry przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i zaczął ręką powoli gładzić moje plecy. Może to taka mała rzecz, ale naprawdę tym mnie uspokajał.
-Co tu się dzieje? -do pokoju weszła Danielle z Perrie. Od razu odsunęłam się od Harr'ego, jednak on nie bardzo mi na to pozwolił. Objął mnie ramieniem, tak jakby chciał mnie chronić przed dziewczynami.
-Co ty jej zrobiłeś?! -krzyknęła przestraszona Perrie, gdy zobaczyła moje łzy.
-To nie Harry. -szepnęłam. -Rebecca jest w szpitalu. -dodałam, zaciskając usta, aby nie rozpłakać się przy nich bardziej.
-Zostawcie nas samych. -poprosił Harry. Na prawdę wolałam teraz zostać z nim, niż z dziewczynami.
-Nie ma mowy. -od razu Danielle zaprzeczyła. -Nie zostawimy jej z tobą. -mówiła do niego tak, jakby mnie tutaj wcale nie było.
-Ona teraz potrzebuje spokoju. -Hazz próbował postawić na swoim.
-Przy tobie nie jest spokojna. -Pezz nie odpuszczała. Zaczęło mnie to irytować.
-Po prostu zostawcie nas samych, ok? -w końcu odezwałam się do dziewczyn, a one posłały mi pytające spojrzenia. Jednak nic nie odpowiedziały, posłusznie wyszły. Gdy zostaliśmy sami, Harry ponownie mnie do siebie przyciągnął i przytulił, a ja ponownie zaczęłam moczyć jego koszulkę. Po chwili Hazz wziął mnie na ręce i położył na łóżku, a sam ułożył się obok mnie, obejmując mnie w talii. Mimowolnie przytuliłam się do jego torsu. Potrzebowałam jego obecności. Nawet jeśli on nic do mnie nie czuje.
-Czemu to właśnie ty musisz tak bardzo cierpieć? -w końcu się odezwał. Nie odpowiedziałam. On chyba myślał na głos. Nie chciałam mu w tym przeszkadzać. -To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego akurat ona? Bóg nie mógł wybrać innej osoby? Po tym wszystkim chce Ci zabrać najbliższą Ci osobę... -Harry wciąż mówił. Ja powoli uważnie analizowałam wypowiedziane przez niego słowa.
-Po czym? -spytałam nagle. Zabrzmiało to tak, jakby wiedział o mojej przeszłości, ale niby skąd?
-Nie wiem Lyn po czym. Wiem, że nie masz kolorowej przeszłości. Wiem, że cierpiałaś. Nie wiem w jaki sposób. Nie wiem kto i w jaki sposób Cię zranił. Ale wiem, że nie miałaś łatwo w życiu. -mówił cichym, delikatnym głosem, który łagodził moje nerwy.
***
W końcu wylądowaliśmy. Z lotniska od razu pojechałam do szpitala. Harry mnie podwiózł. Chciał wejść ze mną, ale nie pozwoliłam mu na to. Dałam mu klucze do swojego mieszkania i poprosiłam, aby zawiózł tam moje walizki. Gdy tylko weszłam na oddział, zaczęłam szukać sali, w której miała leżeć Beccy. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam. Z lekkim strachem weszłam do środka pomieszczenia. Była tam. Nie spała. Leżała podłączona do wielu kabli. Była taka blada, jak nigdy wcześniej.
-Jak się czujesz? -spytałam drżącym głosem i podeszłam do jej łóżka.
-Jak na osobę, która może niedługo umrzeć, całkiem nieźle. -wysiliła się na marny żart i delikatny uśmiech.
-Nie mów tak. Jeszcze długo pożyjesz. -próbowałam brzmieć wiarygodnie.
-Kogo ty oszukujesz Lyn? Siebie, czy mnie? To jest AIDS. To nie jest wyleczalne. To po prostu zabija człowieka. Od początku było wiadome, że umrę. Dawali mi czas do 25 roku życia. Mam 23, cóż o dwa lata się pomylili. -próbowała pokazać, że nie przejmuje się tym bardzo, jednak widziałam smutek w jej oczach.
-Nie chcę, abyś mnie zostawiała tutaj samą. -pozwoliłam, aby pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
-Nie zostaniesz sama. Masz jeszcze Harr'ego. -próbowała mnie podnieść na duchu. Nagle spojrzała się na mój nadgarstek i zmierzyła mnie wzrokiem. -Lyn, obiecałaś... -zaczęła mnie upominać.
-Nie mam Harr'ego. -powiedziałam po cichu, starając się nie rozpłakać.
-Czy wy... -zaczęła niepewnie. -Czy wy się rozstaliście? -dokończyła po chwili.
-Nie Beccy. Ja nigdy z nim nie byłam naprawdę. -w końcu odważyłam się jej to powiedzieć. Wiedziałam, że będzie zła, ale nie mogę jej dalej okłamywać.
-Jak to z nim nie byłaś? -spytała powoli, próbując znaleźć jakiś sens w moich słowach.
-Mój związek z Harry'm nie jest prawdziwy. To jest ustawka. -wytłumaczyłam jej.
-Czemu? Czemu się na to zgodziłaś? -bardziej się spodziewałam pytania „Czemu mi nie powiedziałaś?”.
-Rose... -zaczęłam niepewnie. -Ona mi kazała. Powiedziała, że jeśli się nie zgodzę, stracę tą pracę. Zostanę z niczym. Nie mogłabym Ci wtedy pomóc. -tłumaczyłam jej, a z moich oczu ciekły łzy. Czułam się podle, że jej nie powiedziałam na samym początku. -Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Tak bardzo chciałam to zrobić, ale mam umowę. Nie mogę nikomu powiedzieć.
-Już spokojnie. Nie płacz. -Beccy próbowała mnie uspokoić. -Dziękuję, że tyle dla mnie zrobiłaś. -uśmiechnęła się do mnie.
-Na prawdę nie jesteś na mnie zła? -spytałam zaskoczona.
-Nie mam za co. Chciałaś mi pomóc. Zrobiłaś tak wiele dla mnie. -jej słowa nieco mnie uspokoiły. -Tylko jedno mnie dziwi. Przez ten cały czas tak łatwo przychodziło Ci udawanie. Ty naprawdę nic do niego nie czujesz? -zaczęła się dopytywać, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Chciałam jej się wygadać ze wszystkiego.
-I właśnie w tym tkwi problem. Ja... Umm... Ja kocham Harr'ego. Niewyobrażalnie kurewsko bardzo kocham. A on nic do mnie nie czuje. -wyjaśniłam jej.
-Cięłaś się przez niego, czy przez to, że dowiedziałaś się o mnie? -zadała kolejne pytanie.
-Zrobiłam to, gdy nie wiedziałam jeszcze o tym, że jesteś w szpitalu, czyli wychodzi na to, że przez niego. Ale założę się, że gdyby nie Harry, wczoraj zrobiłabym to kolejny raz. -smutno się uśmiechnęłam, na smutne wspomnienia.
-Jak to „gdyby nie Harry” ? -zacytowała moje słowa.
-On był wczoraj przy mnie. Nie wie o moich uczuciach do niego. Wiesz, każdy jego dotyk mi pomaga. Nawet to, kiedy mnie przytula, podnosi mnie na duchu. On jest tego nieświadomy, ale wczoraj przytulał mnie prawie przez cały dzień. -wyjaśniłam jej, w duchu uśmiechając się na wspomnienie o Harry'm.
-Może też coś do Ciebie czuje? -Becks próbowała mi pomóc, jednak na marne.
-Nie Beccy. Nie czuł, nie czuje i nigdy nie poczuje. -od razu zaprzeczyłam jej myślom.
-Czemu tak myślisz? -dopytywała się.
-Powiedział mi to. Powiedział, że nie chce się zakochać. Że związki nie są dla niego. On nie wierzy w miłość. Według niego, miłość przynosi cierpienie i wiele negatywnych rzeczy. Nie widzi żadnych pozytywów. Powiedział mi, że nigdy nic do mnie nie poczuje. -przypominałam sobie po kolei słowa, jakie wypowiedział do mnie na samym początku. Na samą myśl było mi smutno, ale mogłam się tego spodziewać. Nie mogę go o nic obwiniać. Uprzedził mnie, jak będzie, a ja głupia się zakochałam.
-Lyn, tak mi przykro. Nie chcę żebyś została sama. Ale jesteś silna. Ja wierzę, że dasz sobie radę. -tak, chciałabym aby to była prawda. Ale ja nawet z nią z trudem dawałam sobie radę, a co dopiero bez niej. Nie wyobrażam co będzie kiedy Beccy umrze, a zaraz za nią Harry odejdzie. Zostanę sama. Sama w tym wielkim i okropnym świecie.
 Shontelle - Impossible
 ______________________
Hej :)
Więc macie trochę o chorobie Beccy... Nie wiem czego się tutaj spodziewaliście, mi osobiście rozdział nie podoba się za bardzo, więc jeśli zwiodłam kogoś oczekiwania, to przepraszam!
Pod ostatnim rozdziałem pojawiły się stwierdzenia typu, że Lyn nie kocha Harr'ego, czy też byłyście na nią wkurzone. Pisałam to już, ale napiszę jeszcze raz, bo nie każdy mógł przeczytać. Więc trochę zrozumienia dla Lyn. Ona kocha Harr'ego, ale jest jej ciężko. Harry nie był dla niej miły kiedyś, a ona o tym wciąż nie zapomniała. Trudno jest jej uwierzyć, że Harry naprawdę się zmienia. Dlatego wtedy uciekła. Ona chciała tego pocałunku, ale bała się, że on to robi tylko, żeby zbliżyć się do siebie, a potem to wykorzystać przeciwko niej. No to tyle na dzisiaj ode mnie. :)
jak zwykle dużo komentarz=rozdział w piątek, mało=w niedzielę
Do następnego <3