wtorek, 2 czerwca 2015

informacja

Witam wszystkich
Emily znowu nawaliła. Rozdziału dawno nie było, nie ma i nie wiem kiedy będzie. Wypadłam z tego wszystkiego już. Przestało mnie to cieszyć tak jak kiedyś. Jeszcze rok temu nawet w szkole obmyślałam fabułę rozdziału, to opowiadanie non stop siedziało w mojej głowie, ciągle powstawały nowe pomysły. Po prostu tym żyłam. Wracałam do domu i przynajmniej 2 godziny dziennie pisałam.
A teraz tak jakby wszystko zgasło. Ostatnie rozdziały były pisane na siłę, byleby coś dodać, a nie chcę żeby to opowiadanie tak wyglądało. Mam całą fabułę, ale nie potrafię z tego stworzyć czegoś dobrego. Kiedyś mówiłam, że będę tu nawet jeśli jedna osoba będzie czytać.. Przerosły mnie ambicje. Sama nie wiem czy pisanie jest dla mnie. Narzuciłam na siebie zbyt dużo rzeczy. Pisanie, zwiastuny, fotografia, no i cholerna szkoła. Dobrze się uczyłam,to poszłam do dobrej szkoły do Warszawy z internatem, brzmi fajnie nie? Ale tylko brzmi... Boże, nawet nie wiecie jak bardzo żałuję że tak dobrze się uczyłam i się dostałam. Ludzie są tu okropni, szkoła jest okropna i miasto jest okropne. Aż brak chęci by cokolwiek zrobić... Nie mam pojęcia co będzie z tym blogiem. Może któregoś dnia dostanę nagłego olśnienia, że jednak pisanie jest dla mnie i to jest to co chcę robić w życiu? Zobaczymy... Jak na razie nie zapowiada się na to, aczkolwiek może stanie się jakiś cud i odzyskam moją dawną wenę, chęci i zapał (i do tego wciąż tu ktoś będzie na mnie czekać). Wiem, że nawaliłam, biorę wszystko na siebie i przepraszam was. Może po prostu wszystko się kiedyś kończy?

Wasza (już pewnie znienawidzona) Emily

czwartek, 16 kwietnia 2015

Don't Forget Me || Rozdział 20

"It takes an ocean not to break"
~.~

Zegar, który wisiał na ścianie, non stop tykał. Sekundy mijały. Ba nawet minuty, które nie wiadomo kiedy zamieniły się na godziny. Bezradność sprawiała, że czułem się jeszcze gorzej, o ile było to możliwe. Nie miałem pojęcia co działo się z Lyn, ani Angel. Nikt mi nie chciał udzielić informacji. Byłem tak bardzo głupi, mówiąc, że jestem tylko jej chłopakiem. Nie byłem jej rodziną. Ale skoro miała mnie wpisanego w kontaktach ICE, to znaczy, że nie jestem jakimś tam chłopakiem, tylko JEJ chłopakiem, który jest dla niej ważny. Ale w tym szpitalu nikogo to nie obchodzi. Siedziałem pod salą, w której była. Nie mogłem tam wejść. I to nawet nie chodzi o to, że lekarz mi nie pozwolił, tylko o to, że drzwi miały kod, który je otwierał i tylko osoby upoważnione mogły tam wejść. Nie spałem całą noc, czekając na jakąś informację, jednak nie doczekałem się takowej. Horan natomiast przespał całą noc na moim ramieniu. Rano przyjechała Alex, aby zmienić się z Niall'em. Oczywiście kazali mi jechać do domu się przespać i wrócić po południu, ale nie mogłem zostawić tutaj samej Lyn. Musiałem być przy niej. Moje powieki były niewyobrażalnie bardzo ciężkie, ale kiedy je zamykałem i tak nie mogłem usnąć. Myśl, że nie mam pojęcia co dzieje się z Lyn, w jakim jest stanie, sprawiała, że nie potrafiłem zasnąć. Mogłem tak siedzieć z zamkniętymi oczami, starając się zdrzemnąć, a i tak bym pewnie jeszcze bardziej się zmęczył, gdyż mój umysł non stop pracował. Nie mogłem przyznać, że nie obwiniałem siebie za ten wypadek, bo całą winę brałem na siebie. Gdybym nie był takim idiotą, gdybym nie okłamał jej, gdybym powiedział jej wcześniej prawdę, albo wcale nie zaczynał tej beznadziejnej gry i nie plątał się w żadne umowy, to teraz Lyn byłaby przy mnie cała i zdrowa. Powinienem teraz dostać jakąś nagrodę za bycie takim frajerem. Naprawdę jestem mistrzem w dyscyplinie „Jak łatwo stracić dziewczynę.”.
-Powinieneś iść się przespać. Twoje siedzenie tutaj w tej chwili nic jej nie pomoże – uniosłem wzrok. Nade mną stał Mike. Podniosłem się z podłogi i podałem mu rękę, aby się przywitać. Chłopak uścisnął moją dłoń, po czym schował swoje ręce do kieszeni.
-Chciałbym być przy niej, kiedy się obudzi – oznajmiłem. Nie chciałem jej zostawiać. Nawet jeśli nie mogłem do niej wejść, chciałem być blisko niej.
-Spokojnie możesz jechać się przespać, wykąpać i najeść. Lyn prędko się nie obudzi – westchnął chłopak, wpatrując się w podłogę. Też na swój sposób przeżywał ten wypadek. W końcu jego siostry w tym ucierpiały.
-Jak to prędko się nie obudzi? - moje myśli jeszcze bardziej szalały niż chwilę wcześniej.
-Przez ten wypadek miała krwotok wewnętrzny, no i trochę jest połamana. Ma coś z nogą i żebrami, ale na szczęście kręgosłup cały. Miała skomplikowaną operację i dla jej dobra, lekarze podtrzymują ją w śpiączce farmakologicznej, aby w środku wszystko się przynajmniej trochę wygoiło. Na razie jej stan jest ciężki, ale stabilny. Lekarze twierdzą, że teraz najlepszym lekarstwem jest czas.
-A Angel? Co z nią? - dopytywałem. Trochę się uspokoiłem, wiedząc co z moją dziewczyną, jednak wciąż się martwiłem o nią.
-Ma złamaną rękę i trochę zadrapań, ale to nic poważnego. Jeszcze dzisiaj zostanie wypisana ze szpitala – oznajmił spokojnym tonem.
-Przynajmniej tyle – odetchnąłem z ulgą.
Kiedy pożegnałem się z chłopakiem, wyszedłem z budynku szpitala i odetchnąłem świeżym powietrzem. Miałem już dość tego specyficznego zapachu. Wszędzie pachniało lekarstwami i płynem dezynfekującym. Fakt, nikt mi nie kazał tam siedzieć, ale była tam Lyn i czułem się naprawdę źle z tym, że wyszedłem i jest tam sama. Niby jest Mike, ale Mike nie jest mną.
***
-Nie możesz tak dłużej funkcjonować, Harry -zaczął Niall, kiedy kolejny raz zobaczył mnie rano na korytarzu przed salą Lyn. -I tak Cię tam nie wpuszczą na dłużej nić pięć minut. Siedzisz tutaj całymi dniami i nocami. Śpisz zaledwie kilka godzin, mało jesz i nie dbasz o siebie.
-Daj mi spokój – burknąłem w stronę blondyna, spoglądając na drzwi od sali mojej dziewczyny, wciąż mając nadzieję, że ktoś zapomniał ich zamknąć i mógłbym tam wejść. Od ostatnich dwóch tygodni, czyli od czasu wypadku Lyn, pozwolili mi tam wejść tylko trzy razy i to tylko na góra pięć minut. W dodatku pielęgniarka cały czas była przy nas, więc nawet nie mogłem z nią „porozmawiać” sam na sam. Jest tyle rzeczy, które chciałbym jej powiedzieć. Nawet jeśli by mnie nie usłyszała, to chciałbym to zrobić. A może właśnie mnie potrzebuje? Może moja obecność poprawi jej stan zdrowia?
-Musisz coś z sobą zrobić, Harry. Dobrze wiemy, że się martwisz o nią, bo ją kochasz, ale to czy tu będziesz czy nie, nie sprawi, że się wybudzi. Teraz nie możesz jej już pomóc w żaden sposób. Jej organizm potrzebuje czasu, a to, że będziesz robić z siebie śmierdzące straszydło z podkrążonymi oczami, sprawia, że nawet nie pozwalają Ci tam wejść. Jedź do domu, weź prysznic, zjedz porządny posiłek, wyśpij się i dopiero wtedy wróć.
-Dopiero co tu przyjechałem. Dla twojego zaskoczenia, wczoraj wieczorem wróciłem do domu, wykąpałem się, zjadłem i przespałem całą noc. Boże, czemu wy wszyscy traktujecie mnie jak dziecko? Ja po prostu się o nią martwię. Jest całym moim światem i nie mogę jej stracić. Nie po to ją odnalazłem, żeby teraz zostawić ją w tych chwilach, kiedy mnie potrzebuje.
-Pan Harry Styles? - sam nie wiem kiedy obok nas pojawiła się niska, krągła pielęgniarka w białym kitlu.
-Tak, czy coś się stało? - spytałem zaniepokojony. Nagle pojawiło się mnóstwo myśli w mojej głowie. Czy coś się stało Lyn? A może się obudziła i chce mnie zobaczyć? Może pytała o mnie?
~.~
Co chwilę poprawiał swoje niesforne kręcone kosmyki włosów, które rozwalał wiatr. Im bardziej starał się je ułożyć, tym wiatr mocniej zawiał i cała jego praca poszła na marne. Cichutko chichotałam z jego starań, co jeszcze bardziej go irytowało.
-To nie jest śmieszne – mruknął pod nosem, kolejny raz poprawiając włosy.
-To jest urocze – pstryknęłam palcem w jego nos, a on przewrócił oczami.
-Mogłaś mnie ostrzec, że będzie tu tak wiało. Wziąłbym bandamkę, czy coś – chyba już zrezygnował z poprawiania włosów, gdyż jedną dłoń schował do kieszeni jeansów, a drugą mnie objął. Ruszyliśmy przed siebie. Chłodna woda łaskotała nasze stopy, kiedy szliśmy brzegiem morza.
-Chcę, żeby było tak zawsze Lyn – powiedział chłopak, zatrzymując się i stając przede mną. Spojrzałam się na jego spokojną twarz. Już chyba nie przeszkadzało mu to, że wiatr rozwiewał jego kędziorki. Zamiast tego, odgarnął kosmyk z mojej twarzy.
-Wiedziałam, że Ci się spodoba. Wciąż nie rozumiem, czemu aż tak bardzo nie chciałeś tu przyjechać – zaśmiałam się, przypominając sobie, jak jeszcze kilka dni temu kłócił się, że nigdzie nie jedzie.
-Dobrze wiesz, że nie przepadam za tym chłopakiem. On ewidentnie na ciebie leci, nie wiem czemu jeszcze tego nie zauważyłaś i spędzasz z nim czas – mruknął z irytacją w głosie, a ja przewróciłam oczami.
-A było już tak miło. Czemu zepsułeś ten moment? Obiecałeś mi, że nie będziesz robić żadnych scen – westchnęłam, odwracając się. Nie lubiłam, kiedy poruszał ten temat. Nie rozumiał tego, że nie ma być o co zazdrosny, bo kocham tylko Jego. Chłopak złapał mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę.
-Po prostu boję się, że zabierze mi Ciebie. Wiem, że tylko się przyjaźnicie, ale wkurza mnie to jak patrzy na Ciebie tymi maślanymi oczkami. Nie chcę Cię stracić. Jesteś dla mnie cholernie ważna i sama dobrze wiesz, jak bardzo Cię kocham.
-Wiem – przytaknęłam, stając na palcach, aby musnąć jego wargi. -Też Cię kocham i żaden inny nie zajmie nigdy twojego miejsca w moim serduszku. Ono jest tylko dla Ciebie.
-Jesteś urocza. Na prawdę urocza – leciutko się uśmiechnął i z przymkniętymi powiekami, czule musnął moje usta. Nie zwlekając, odwzajemniłam pocałunek. Uwielbiałam, kiedy czułam jego wilgotne wargi na moich. Były takie idealne. Takie cudowne.
Z szerokim uśmiechem na ustach odsunęłam się od niego na niewielką odległość, aby móc spojrzeć na jego spokojną twarz. Położyłam dłoń na jego policzku i pogładziłam go, po czym odgarnęłam kręcone kosmyki z jego twarzy.
-Powinieneś trochę je skrócić. Wtedy nie marudziłbyś, że wchodzą Ci w oczy – zachichotałam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Przy nim czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim zawsze będę szczęśliwa.
~.~
Światło drażniło moje źrenice. Automatycznie zmrużyłam oczy, aby pozbyć się tego dziwnego uczucia. Kilka razy zamrugałam, aby przyzwyczaić się do światła. Kiedy obraz przed moimi oczami już się wyostrzył, zauważyłam jasne ściany i poczułam specyficzny zapach. Szpital. Co ja robię w szpitalu? Ponownie rozejrzałam się dookoła siebie. Byłam sama w niewielkiej salce o kremowych ścianach. Aparatura wskazywała rytm bicia mojego serca przez charakterystyczne pikanie. Na zgięciu łokcia miałam wenflon, przez co byłam podłączona do kroplówki. Uszczypnęłam się w ramię, mając nadzieję, że to tylko sen, lecz wcale się nie obudziłam. Głowa bolała mnie od natłoku myśli. W dodatku moje ciało bolało, przy każdym ruchu. Co się ze mną stało?
Do sali wszedł doktor, a zaraz za nim jakiś chłopak. Czy to jakiś praktykant? Pewnie tak.
-Co za niespodzianka, pacjentka się wybudziła! - lekarz klasnął w dłonie i zatrzymał chłopaka, zanim zdążył coś powiedzieć. -Panie Styles, musi pan poczekać. Musimy zbadać pacjentkę, skoro się wybudziła – powiedział doktor, zamykając drzwi tuż przed jego nosem. -Witamy wśród żywych – dorosły mężczyzna cicho się zaśmiał, mówiąc te słowa, po czym z kartą podszedł do aparatury i spisał z niej jakieś dane. Nie odpowiedziałam nic. Spojrzałam w stronę drzwi ze szklaną wstawką, gdzie po drugiej stronie stał ten chłopak. Wydawał się dziwnie znajomy, ale z drugiej strony tak bardzo obcy. Może gdzieś go kiedyś widziałam?
-Jak się pani czuje? - kontynuował mężczyzna, nie czekając na odpowiedź do jego wcześniejsze wypowiedzi.
-Bolą mnie kości trochę. Szczególnie żebra – dotknęłam dłonią bolącego miejsca, co nie było dobrym pomysłem, gdyż od razu cofnęłam rękę i skrzywiłam się z bólu.
-To naturalne. W końcu przez dwa tygodnie nie do końca się zrosły. Jeszcze ma pani przed sobą przynajmniej dwa tygodnie leżenia – powiedział lekarz, przeglądając moją kartę.
-Właściwie to jak ja się tu znalazłam? - spytałam, spoglądając ponownie w stronę chłopaka za drzwiami. Wciąż tam stał i patrzył wprost na mnie. Muszę przyznać, że trochę mnie to zdziwiło. W końcu byłam dla niego obcą osobą, więc po co miał się na mnie patrzeć?
-Oh, więc nie pamięta pani wypadku? - spytał, a ja przytaknęłam głową. -W sumie to naturalne. Często po takich zdarzeniach występuje amnezja po wypadkowa, gdzie nie pamięta się samego zdarzenia. Wpadła pani w poślizg, a potem inny samochód walnął w pani auto. Przez ostatnie dwa tygodnie była pani w śpiączce – oznajmił spokojnie, odkładając kartę. Zaczął świecić mi w oczy, sprawdzając moją reakcję. Stwierdził że nie widzi nic niepokojącego i później zrobią mi badania.
Kiedy wyszedł z sali, powiedział coś temu chłopakowi. Nie miałam pojęcia co takiego, gdyż byli oni na korytarzu, a ja w sali, więc dzieliła nas ściana i zamknięte drzwi. Skupiłam swój wzrok na białym suficie. Próbowałam przypomnieć sobie moment wypadku, ale przez to tylko bolała mnie głowa, a nic a nic nie przypominało mi się, co mnie bardzo irytowało. Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły. Miałam nadzieję, że w szpitalu jest ktoś z moich bliskich, ale zamiast mojego brata, czy mamy, wszedł ten sam chłopak, z którym przed chwilą rozmawiał lekarz. Przelotnie na niego spojrzałam, po czym wróciłam do oglądania sufitu. Zdążyłam zauważyć, że przyglądał mi się z uśmiechem, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Nie cierpię, kiedy ktoś obcy przygląda mi się tak intensywnie i w dodatku uśmiecha się jak głupi. Usiadł na krześle tuż przy moim łóżku. Poczułam, że położył ręce na łóżku, gdyż materac się ugiął.
-Cześć – w końcu odezwał się lekko zachrypniętym głosem. Spojrzałam się w jego stronę i zlustrowałam jego twarz wzrokiem. Miał przynajmniej trzy dniowy zarost, co budziło we mnie pewnego rodzaju odrazę. Nienawidziłam, kiedy chłopak miał taki zarost.
-Wciąż jesteś na mnie zła? - spytał, kładąc swoją rękę na mojej dłoni, którą od razu odruchowo cofnęłam. O co temu chłopakowi chodzi? -Czyli jesteś... - westchnął, zabierając dłoń z materaca.

-Za co mam być zła? Przecież nawet się nie znamy – powiedziałam cicho, patrząc na chłopaka, który usłyszawszy to zrobił dziwną minę. Tak, jakby nagle zawalił się jego cały świat, jakby stracił coś cennego. Chyba nie wiedział co powiedzieć. Co chwila otwierał i zamykał usta, jakby nie mógł się zdecydować, albo dobrać słów. Ale co ja takiego zrobiłam? Przecież go nie znam.

______________________________________

Kilka osób zgadło, co się stanie z Lyn. Nie wiem czy jesteście zadowolone z takiego zwrotu akcji, czy nie. Pewnie nie, ale eh, co mogę na to poradzić? Byłoby nudno, gdyby nic się nie działo :)

~Emily

wtorek, 7 kwietnia 2015

spoiler

Niestety to nie rozdział. Sama chciałabym bardzo go dodać, ale jeszcze nie jest napisany.. Przez długi czas nie miałam pojęcia co w nim napisać. Jest to rozdział przejściowy i nie wiedziałam co zrobić, żeby nie robić dużych wydarzeń zaraz jedno po drugim i żeby to połączyć jakoś i w końcu wpadłam na pomysł, ale potrzebuję jeszcze troszkę czasu. Mam nadzieję, że po tym pójdzie już z górki i będzie szybciej wszystko, ale nie obiecuję niczego. Niżej daj spoiler najbliższego rozdziału. Mam nadzieję, że spodoba się i że nie jesteście bardzo na mnie złe. :)

"Zegar, który wisiał na ścianie, non stop tykał. Sekundy mijały. Ba nawet minuty, które nie wiadomo kiedy zamieniły się na godziny. Bezradność sprawiała, że czułem się jeszcze gorzej, o ile było to możliwe. Nie miałem pojęcia co działo się z Lyn, ani Angel. Nikt mi nie chciał udzielić informacji. Byłem tak bardzo głupi, mówiąc, że jestem tylko jej chłopakiem. Nie byłem jej rodziną. Ale skoro miała mnie wpisanego w kontaktach ICE, to znaczy, że nie jestem jakimś tam chłopakiem, tylko JEJ chłopakiem, który jest dla niej ważny."


_____
Emily

sobota, 28 lutego 2015

Don't Forget Me || Rozdział 19

Nie tak to wszystko miało wyjść. Poniosłem kolejną porażkę. Bez żadnych wątpliwości mogę stwierdzić, że jest to największa porażka w moim życiu i niczego nie żałuję bardziej, niż zgodzenie się na ten cholerny plan, który wszystko popsuł. Wiedziałem, że wszystko co związane z modest jest złe i ich pomysł nie zwiastuje nic dobrego. Z początku miało być tylko zamieszanie wokół nas, ale z czasem im to nie wystarczyło. Nie zgodziłem się na porwanie Angel. Zrobili to bez pytania o moją zgodę, bo wiedzieli, że nie zgodzę się na to. Powiedzieli już po fakcie dokonanym. Wymusili to na mnie. Musiałem w to wejść, bo gdybym zrezygnował w momencie, kiedy Angel była „porwana”, musiałbym powiedzieć o wszystkim Lyn. Przed porwaniem miał być to koniec tej przeklętej umowy, na którą zgodziłem się tylko z jednego powodu – miała to być ostatnia umowa, a po niej modest miało dać nam spokój i nigdy więcej nie mieszać się w to. Oszukali mnie. To nawet nie tak, że chcieli rozwalić mój związek z Lyn. Ona miała się nie dowiedzieć o niczym. Jej siostra miała być porwana, aby zrobić zamieszanie, a potem Kendall miała być „bohaterką” i odnaleźć ją w jakimś opuszczonym budynku. Tymi wiadomościami chcieli tylko zmylić Lyn, aby niczego się nie domyśliła. Skutek był zupełnie odwrotny.
Kiedy usłyszałem irytujący dźwięk dzwonka, pomyślałem, że może to być Lyn. Może czegoś zapomniała, albo chce wrócić? Wczoraj przed wyjściem zostawiła klucze, więc to by było logiczne, że dzwoni do drzwi. Nie mógł być to żaden z chłopaków, bo drzwi były otwarte, a oni dzwonią tylko, kiedy są zamknięte. Podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi frontowych z ogromną nadzieją na zobaczenie mojej ukochanej. Z szerokim uśmiechem otworzyłem drzwi, jednak kiedy zamiast Lyn zobaczyłem dwóch policjantów, moja mina zrzedła.
-Harry Styles? - spytali, pokazując odznakę, aby poinformować mnie, że są prawdziwą policją.
-Tak, w czym mogę pomóc? - zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia co o 23 godzinie robi policja w moim domu. Czy Lyn mogłaby na mnie donieść? Właściwie nie zrobiłem nic złego, ale ona pewnie była święcie przekonana, że to ja za tym wszystkim stałem.
-Zna pan Allyson May? - w myślach przeklnąłem , kiedy powiedzieli jej nazwisko. Byłem wtedy już niemalże pewny, że doniosła na mnie. Z jednej strony miała rację, była zraniona, ale aż tak, żeby mnie wsypać? Pewnie teraz chce wszystkiego co najgorsze dla mnie... Nie dziwię się jej. Jestem idiotą.
-Znam. O co chodzi? - nie mogłem dać po sobie poznać, że coś jest na rzeczy. Nie mogłem się zdradzić.
-Miała wypadek. Jest w szpitalu. Miała zapisanego pana w kontaktach ICE*, ale nie odbierał pan telefonu, więc przyjechaliśmy, aby powiadomić pana – powiedział spokojnie funkcjonariusz. Przez chwilę zastanawiałem się nad sensem jego słów. Lyn jest w szpitalu. Jak to Lyn jest w szpitalu?!
-Co się stało? Jak to miała wypadek? Gdzie? Kiedy? - nie czekając na odpowiedź policjantów, zadawałem kolejne pytania. To nie może być prawdą. Nie mogło nic się jej stać.
-Proszę się uspokoić. Wypadek miał miejsce około godziny dwudziestej pierwszej na Pelham Street. Oprócz Allyson w samochodzie była jeszcze jedna osoba. Mała dziewczynka, brunetka. Wie pan jak się nazywa? - spytał funkcjonariusz, zachowując kamienną twarz. Nie wyrażał żadnych uczuć. Zachowywał się, jakby takie sytuacje codziennie miały miejsce.
-Angel -przełknąłem ślinę. -Angel May -w końcu wydusiłem to z siebie. Wciąż byłem w szoku. To niemożliwe, że miały wypadek. -Co z nimi? Czy coś się stało poważnego? - bałem się najgorszej odpowiedzi. Co jeśli one... nie one muszą żyć. Nie mogło stać się im nic złego.
-Z dziewczynką prawdopodobnie wszystko jest dobrze. Lekarze obejrzeli ją od razu na miejscu wypadku i miała tylko kilka ran przez szkło, nic więcej. Nawet nie są bardzo głębokie – kiedy usłyszałem to, odetchnąłem z ulgą. Zadrapania to jeszcze nic. -Natomiast z Allyson trochę gorzej – nawet nie powiedział co dokładnie jest Lyn, a mi już serce podeszło do gardła. -Kiedy pogotowie przyjechało na miejsce wypadku, była nieprzytomna. Samochód, który jechał z naprzeciwka walnął akurat w jej stronę, więc prawdopodobnie musiała mocno uderzyć się w głowę i dlatego straciła przytomność. - nie potrafiłem opisać co wtedy czułem. Nie, to niemożliwe. Lyn nie mogło nic się stać. W jednej sekundzie załamał się cały mój świat.
-To tyle mieliśmy panu do powiedzenia. Dobranoc – odezwał się drugi funkcjonariusz, zanim zdążyłem coś powiedzieć.
-Do jakiego szpitala ją zabrali? - spytałem, zanim policjanci zdążyli wyjść. Wciąż byłem w szoku i nie docierało do mnie to, że Lyn miała wypadek.
-Do szpitala św. Tomasza – odpowiedział policjant, kierując się do wyjścia.
-Dobranoc – powiedziałem za nimi, zamykając drzwi frontowe. W mojej głowie panował ogromny chaos. Oparłem się o ścianę, nie wiedząc co z sobą zrobić. Normalnie wsiadłbym w samochód i pojechał do niej, ale teraz... Teraz Lyn mnie nienawidzi i z pewnością nawet w szpitalu nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Niall. Z pewnością on w tej sytuacji będzie deską ratunku. Od samego początku miała z nim bliższy kontakt niż ze mną. To mu na początku się zwierzała i to mu pierwszemu powiedziała, że mnie kocha, a nie mi. Od razu wybrałem numer przyjaciela. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I nic. Może już śpi? Cóż, jeśli śpi, trzeba go obudzić. Kolejne połączenie. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I... w końcu odebrał.
-Jesteś aż tak głupi, aby mnie budzić, Harry? Za karę musisz mi kupić dużą pepperoni – ziewnął do słuchawki, mówiąc, tak że z trudem zrozumiałem co powiedział.
-Niall, to nie czas na żarty. Potrzebuję twojej pomocy. Lyn miała wypadek, a wcześniej pokłóciliśmy się i ona mnie teraz nienawidzi i... - nie dane mi było skończyć, bo Horan mi przerwał.
-Stop! - niemalże krzyknął do słuchawki. - Jak to się pokłóciliście? O co? I jak to miała wypadek? Gdzie ona teraz jest? - tym razem to on mówił spanikowanym głosem.
-Dowiedziała się o tej umowie – mimowolnie westchnąłem do słuchawki. -Potem zabrała wszystkie swoje rzeczy, pojechała ze mną po Angel, a potem mnie zostawiła. Jadąc nie wiadomo gdzie, miała wypadek i jest w szpitalu. Po pierwsze nie mam samochodu, bo ten którym jeździłem, wzięła Lyn, a po drugie pokłóciliśmy się, więc lepiej żebyś pojechał ze mną do tego szpitala.
-Za pół godziny jestem u ciebie. Masz być gotowy – powiedział Horan bardzo szybko. Miałem wrażenie, że kiedy mówił do mnie, robił jednocześnie kilka innych czynności.
-Ja już jestem gotowy – powiedziałem, zanim się rozłączył. Nie musiałem długo czekać na przyjaciela. Już po piętnastu minutach był pod moim mieszkaniem. Zamknąłem dom i wsiadłem do samochodu Niall'a, po czym podałem mu adres szpitala. Chłopak ruszył z piskiem opon, zostawiając na kostce ciemne ślady opon.
-Stary, zwolnij. Nie potrzebujemy drugiego wypadku – zwróciłem uwagę blondynowi. Jechał bardzo szybko, zdecydowanie szybciej niż było to dozwolone w przepisach. Jednak kiedy zwróciłem mu uwagę, opamiętał się i zwolnił.
-Przepraszam, po prostu martwię się o nią i muszę jak najszybciej się dowiedzieć czy wszystko z nią w porządku – westchnął, wpatrując się w przestrzeń. Doskonale go rozumiałem. Też chciałem jak najszybciej to wiedzieć.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, nie czekając aż przyjaciel zaparkuje, wysiadłem z auta. Koło recepcji była spora kolejka, aż dziwne ja na tak późną porę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że teraz jest nocny ostry dyżur, więc szpital normalnie pracuje. Próbowałem dostać się do recepcji, ale jakaś starsza pani złapała mnie za ramię i zatrzymała.
-To, że pan jest sławny, to nie znaczy, że może tak po prostu wpychać się w kolejkę – powiedziała kobieta. Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią. W takim wieku osoby kojarzą mnie? To aż dziwne. -Stoję tu od prawie godziny, a pan od tak się wpycha? To nie moralne – kontynuowała.
-Bardzo panią przepraszam. Moja dziewczyna miała wypadek. Chcę tylko dowiedzieć się, w której leży sali – powiedziałem do kobiety, ignorując jej następne słowa i po prostu podszedłem do recepcji, wpychając się przed osobę, która właśnie rozmawiała z recepcjonistką.
-W której sali leży Alice Bailey? - spytałem młodej recepcjonistki, której oczy zabłyszczały na mój widok.
-Chwileczkę – zerknęła w kartę pacjentów. -Przykro mi, nie ma pacjentki o takim nazwisku w naszym szpitalu – spojrzała na mnie z zawiedzioną miną.
-Jak to nie ma? - zmarszczyłem zdziwiony brwi. -Musi być. Policja mi powiedziała, że została tu przywieziona.
-Niestety nie ma. Mam listę wszystkich obecnych pacjentów i tych, którzy zostali wypisani w ostatnich dwóch dobach. Nie ma tutaj żadnej Alice Bailey – za swoimi plecami usłyszałem westchnięcia osób i komentarze typu „no szybciej”, „ile można tam stać”. Zrezygnowany odszedłem od recepcji mówiąc kobiecie ciche „dziękuję”. Niall stał przy wejściu. Od razu do niego podszedłem.
-I co? -spytał, spoglądając na mnie.
-Nie ma tutaj żadnej Alice Bailey – powtórzyłem słowa recepcjonistki. -Może Lyn celowo kazała nie mówić im, że tu jest, bo wiedziała, że przyjadę? - ta myśl nagle wpadła mi to głowy. To w sumie miało sens. Nie chciała mnie widzieć, więc kazała powiedzieć, że nie ma tu jej.
-Ale ty jesteś głupi Harry – Niall puknął mnie w czoło. -Przecież ona teraz nazywa się Allyson May, zapomniałeś? Nigdzie jej nie znajdziesz, pytając o Alice Bailey frajerze – ostatnie słowo powiedział w formie żartów, ale miał rację. Byłem taki głupi. Nawet nie pamiętałem nazwiska swojej dziewczyny. Horan od razu poszedł do recepcji, podobnie jak ja, wciskając się w koleję. Po chwili wrócił do mnie z zawiedzioną minę. Pewnie też się niczego nie dowiedział.
-Jest na sali operacyjnej – westchnął cicho, siadając na krześle.
-Wiesz coś więcej? - dopytywałem. Musiałem wiedzieć czemu ją operują.
-Nie. Powiedziała tylko, że od razu jak ją przywieźli, zabrali ją na sale operacyjną i sama nic więcej nie wie – nic nie mówiąc, odszedłem z poczekalni i wszedłem w jakiś korytarz. Zobaczyłem duże drzwi z napisem „OIOM”. Chciałem tam wejść, ale były na kod, więc zostało mi czekać na korytarzu. Domyślałem się, że tam może być Lyn. Po pewnym czasie dołączył do mnie Niall. Nic nie mówiąc, usiadł obok. Długo nikt nie wychodził z tej sali. Około 2 w nocy, kiedy Horan już przysypiał, wyszedł lekarz, trzymając w dłoni plik jakiś papierów. Od razu zerwałem się na nogi, budząc przy tym Niall'a, który spał na moim ramieniu.
-Przepraszam, czy wie pan co z Allyson May? - zadałem mu pytanie, a on nawet nie spojrzał na mnie, tylko szedł dalej nie odpowiadając mi. -Czy może pan mi odpowiedzieć? - szedłem za nim, czekając niecierpliwie na odpowiedź.

-Operacja właśnie się skończyła – powiedział poważnym tonem wyzbytym wszelkich uczuć. Już chciałem się zapytać o jakieś szczegóły, kiedy drzwi OIOMU ponownie się otworzyły i wyjechała stamtąd szpitalne łóżko, a na nim moja Lyn. W okół było tyle osób, że nikt nie dopuścił mnie do niej. Zdołałem tylko zobaczyć jej bladą posiniaczoną skórę. Nic więcej.

________________________________

Przepraszam, że później niż obiecywałam. Każdy ma jakieś problemy...
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i jeszcze raz przepraszam.

sobota, 24 stycznia 2015

Don't Forget Me || Rozdział 18

Siedziałam na miejscu pasażera, nie odzywając się ani słowem. W dłoni ściskała pasek od skórzanej torebki. Harry co chwila podejmował próby tłumaczenia, ale nie chciałam go nawet słuchać. To tylko puste słowa... Wszystko co powiedział, tak szybko jak wleciało do moich uszu, tak szybko też wyleciało z nich. Nie mam pojęcia co dokładnie mówił. Wspominał coś o modest, Kendall, jakimś skandalu. Nie obchodziło mnie to już. Okłamał mnie. Zranił mnie. I prawdopodobnie nigdy mnie nie kochał.
Chłopak zatrzymał auto. Podniosłam wzrok, przełykając ślinę. Mimo późnej pory i ciemności na dworze, zauważyłam dość spory i ładny, elegancki budynek. Poczułam, jak Harry kładzie swoją dłoń na mojej. Od razu ją odsunęłam.
-Lyn, proszę, wysłuchaj mnie... - Styles podjął kolejną próbę tłumaczenia, ale nie dane było dokończyć.
-To tu? - przerwałam mu jego wypowiedź, nie chcąc słyszeć kolejny raz nic znaczących słów, których i tak mój mózg nie będzie chciał usłyszeć.
-Tak. Tu – westchnął, wychodząc z auta. Chciał mi otworzyć drzwi, ale byłam szybsza i zanim zdążył złapać za klamkę, otworzyłam drzwi i o mało co nie walnęłam go w twarz przez przypadek. Trochę zbyt późno na bycie dżentelmenem.
W milczeniu podążałam za nim. Zatrzymaliśmy się przy dużych drzwiach, jak mniemałam – wejściowych do budynku, w którym nie dane było mi się jeszcze dowiedzieć kto mieszka. Harry nacisnął kilka razy przycisk dzwonka. Dało się usłyszeć jak wewnątrz rozbrzmiewa dźwięk urządzenia. Drzwi się otworzyły, lecz nie dane mi było zobaczyć zbyt wiele, ponieważ Styles stał przede mną i zasłaniał mi całą widoczność.
-Harry? - do moich doszedł kobiecy głos. Zajęło mi zaledwie kilka sekund, aby zorientować się, że należy on do Kendall. Cóż za niespodzianka? -Mogłeś uprzedzić, że przyjedziesz. Angel jeszcze nie śpi. Nie powinna Cię widzieć – kontynuowała swoją wypowiedź, tak jakby miała jej nigdy nie skończyć. W pewnym momencie Harry się odsunął tak, że bez problemu mogła mnie zobaczyć.
-Allyson? - jej oczy rozszerzyły się nienaturalnie, kiedy mnie zobaczyło. -Po jaką cholerę ją tutaj przyprowadziłeś? - widać było, że moja obecność ją rozzłościła. Nie spodziewała się mojej osoby tym bardziej w obecności Harry, który jak zdążyłam wywnioskować miał z tym wszystkim wiele wspólnego.
-Trzeba skończyć tą zabawę, Kendall – westchnął Harry, kładąc dłoń na karku.
-Jaką zabawę? - zrobiła zaskoczoną minę. Jej głos był wyjątkowo bardzo piskliwy, tak jakby na siłę próbowała brzmieć wiarygodnie. Niestety nie udało się to jej.
-Po prostu przyprowadź Angel – odpowiedział Styles cichym głosem. Gdybym była dalej naiwna, tak jak byłam do tej pory, uznałabym, że jego głos był smutny, ale nie mógł być. Zdążyłam dobrze poznać Harr'ego i wiem kiedy udaje. Jak już mówiłam, jest naprawdę świetnym aktorem. Może powinien pomyśleć o zmianie zawodu? Tak czy siak by siedział w show biznesie, a może przy okazji zgarnąłby jakiegoś oscara? Nawet mogę napisać mu scenariusz do filmu o tym, jak sławny chłopak bawi się uczuciami biednej dziewczynki, która chce być tylko szczęśliwa.
-Zwariowałeś?! - Kendall uniosła głos. -Po co mam ją przyprowadzać? Nie pamiętasz jaka była umowa? Co ona tu robi? Jesteś głupi, Harry? - mówiła zirytowanym, spanikowanym głosem. Podczas całej tej sytuacji nie odezwałam się ani słowem. Co właściwie miałam powiedzieć? Nic. Nie miałam ani jednego słowa, które mogłabym powiedzieć w stronę Kendall. Nie była warta moich słów.
-Nie mogę spać ciociu... - w głębi korytarza usłyszałam dobrze znany mi dziecinny głosik. Angel. Od razu chciałam tam wejść, przytulić ją, zobaczyć czy jest cała i zdrowa. Niestety Kendall zagrodziła mi przejście. -Ally? -dziewczynka stała za tą okrutną kobietą.
-Allyson przyjechała tylko na chwilkę. Idź już spać Angel – zaczęła Jeneer, jednak nie mogłam dać jej skończyć. To moja siostra. Nie ma prawa nią żądzić.
-Przyjechałam zabrać Cię do domu Angel – w końcu zdołałam cokolwiek powiedzieć. Trudno mi opisać jak bardzo byłam w tamtej chwili zła na Harr'ego i tą kobietę. Za kogo oni się uważają, że posuwają się do takich czynów?
-Harry, zrób coś! - pisnęła wkurzona brunetka, widząc jak Angel podchodzi do mnie, a ja biorę ją na miejsce. Była cała i zdrowa. Na szczęcie!
-Przykro mi Kendall. Musisz się z tym pogodzić – westchnął, odwracając się w naszą stronę.
-Tęskniłam Ally – Angel prawdopodobnie nie usłyszała słów Styles'a co może i było dla niej dobre. -Ciocia Kendall powiedziała, że byłaś z Harry'm na wakacjach. Fajnie się bawiliście? - swoimi małymi rączkami oplotła moją szyję. Naprawdę tęskniła, tak samo bardzo jak ja za nią. Ciocia? Co za podła kobieta!
-Z tobą bawiłabym się o wiele lepiej – westchnęłam, robiąc kilka kroków do tyłu, aby oddalić się od osób, które już nie istniały w moim życiu. Nic nie mówiąc, zaniosłam Angel do auta. Posadziłam ją na tylnym siedzeniu i zapięłam jej pasy. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie miałam kluczyków od samochodu. Mimo, że był mój, Harry zazwyczaj nim jeździł i to on miał kluczyki i rejestrację. Chcąc nie chcąc, musiałam do niego po to wszystko podejść. Całe szczęście nie było już przy nim Kendall, a on stał przy masce auta.
-Kluczyki – wyciągnęłam dłoń w jego stronę, nie racząc nawet na niego spojrzeć. Nie miałam ku temu żadnych powodów. Był dla mnie nikim. Tak samo jak pierwszego dnia, kiedy omal nie walnęłam w jego samochód.
-Odwiozę was, gdzie tylko chcecie – trzymał dłonie schowane w kieszeniach.
-Nie, nie odwieziesz nas nigdzie. To moje auto i chce do niego moje kluczyki! - podniosłam głos. Nikt nawet w najmniejszym stopniu nie mógł wyobrazić sobie co wtedy czułam. W porównaniu do tego co działo się ze mną w środku, na zewnątrz byłam w miarę spokojna. Najchętniej wróciłabym się do domu panny Jeneer i roztrzaskała jej głowę o pierwszy lepszy parapet. Nienawidziłam jej z całego serca. Tak samo jak Harr'ego. Tylko z Harry'm było inaczej. Ufałam mu. Kochałam go. A on o tym dobrze wiedział i przez cały czas to wykorzystywał. Wiedział, że uwierzę w każde jego słowo. Byłam ślepa. Nie widziałam świata poza nim. A on? On przez te kilka miesięcy bawił się mną. Pomiatał mną na prawo i lewo, a ja tego nie widziałam. Patrzyłam na niego jak na ósmy cud świata. Zrobiłabym dla niego wszystko. Poił mnie tymi wszystkimi kłamstwami o miłości, uczuciach, wspólnej przyszłości, dzieciach. Ja głupia wierzyłam w to wszystko.
-Daj mi chociaż powiedzieć Ci prawdę. Zasługujesz na to – westchnął z rezygnacji, wiedząc, że nie ma szans na dyskusje ze mną. Spieprzył po całości i nawet gdyby błagał na kolanach o wybaczenie, nie dostałby go.
-Teraz mi mówisz, że zasługuję na prawdę?! - podniosłam głos na chłopaka. -Co z tobą jest nie tak, Harry? Okłamywałeś mnie na każdym kroku, a teraz mówisz, że zasługuję na prawdę? Czy nie mogłeś pomyśleć o tym wcześniej? Kolejny raz mnie oszukałeś. Rozumiesz co to oznacza? To koniec. Mam dość ciebie i twoich kłamstw. Tym razem przesadziłeś! Zawiodłeś mnie Harry. Boże, jak mogłam być tak głupia, ufając Ci bezgranicznie i zakochując się w tobie? - z każdym kolejnym słowem mój głos coraz bardziej drżał, a pewnym momencie zaczął się nawet łamać.
-Lyn, ja naprawdę nie chciałem... - zaczął mówić zrozpaczonym głosem. Nie tym razem. Nie uwierzę w te bzdury.
-Kluczyki – wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Nie zamierzałam z nim dłużej rozmawiać. Nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień, czy tłumaczeń. Wszystko co miałam usłyszeć, zostało już powiedziane.
-Przepraszam – szepnął, kładąc kluczyki na mojej dłoni. Kiedy to zrobił, od razu się odsunęłąm i nie marnując czasu na zbędne pożegnania, weszłam do auta. Zamknęłam za sobą drzwi i czym prędzej odjechałam spod mieszkania Kendall, zostawiając Harr'ego samego na podjeździe. Zasłużył.
-Lyn, czemu Harry z nami nie pojechał? - spytała cichutkim głosem Angel. W tym wszystkim zapomniałam o niej. Była najważniejszym pionkiem w grze Harr'ego. A ja byłam celem. Miał mnie usunąć z tego świata. Pokazał mi doskonale, że nie nadaję się tutaj i mam wracać tam skąd przyszłam. Dostałam odpowiedź na prawie wszystkie moje pytania. Zostało tylko jedno. Czemu Harry szukał mnie, kiedy zerwałam umowę i wróciłam do Chicago? W jego świecie przestałam już istnieć. Nie byłam dla nikogo zagrożeniem, więc czemu mnie znalazł. W dodatku po moim powrocie pomagał mi ponownie wbić się na listy przebojów, a teraz tak po prostu wyrzucił mnie ze swojego życia, udając na samym końcu, że nie zrobił nic złego i jest niewinny.
-Harry... - mimowolnie westchnęłam cicho na samą myśl o chłopaku. -Harry zostaje tutaj, a my wrócimy do domu – powiedziałam spokojnie, prowadząc auto. Mój wzrok był skupiony na jezdni, jednak myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
-To co z nim się teraz stanie? Zostanie tutaj, kiedy my będziemy w waszym mieszkaniu? - dopytywała dziewczynka. Taka właśnie była Angel... Ciekawska tak samo bardzo jak ja.
-Nie Angel. My wrócimy do domu do Chicago. Mama i Mike bardzo stęsknili się za tobą – starałam się zachować spokój. Wiedziałam, że mam tylko dwie opcje do wyboru. Powrót do Harr'ego, albo powrót do matki. Nad pierwszym nawet nie mam co się zastanawiać. Nie mogę wrócić do niego. Zostaje mi druga opcja. Matka, co równa się z tym, że będę musiała jej wybaczyć, co jest bardzo trudne. Przynajmniej będę musiała dobrze udawać. Co jak co, ale to potrafię zrobić. Kilka miesięcy w związku dla umowy z Harry'm nauczyło mnie gry aktorskiej, a teraz mogę to ponownie wykorzystać. Jednak nigdy nie zapomnę zła, które mi wyrządziła. Takich rzeczy się nie zapomina. Prędzej wybaczę, niż zapomnę.

Z tyłu samochodu słyszałam spokojny oddech. Dosłownie na sekundę odwróciłam wzrok, aby sprawdzić czy już śpi. Niestety ta sekunda wystarczyła, aby stracić panowanie nad kierownicą. Kiedy poczułam, że tracę kontrolę i samochód mimowolnie skręca w bok, zaczęłam panikować. Nerwowo kręciłam kierownicą, próbując wyprostować koła samochodu i wrócić na odpowiedni pas jazdy. Czułam, że pomału udaje mi się przejąć kontrolę nad samochodem. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zaczęłam wjeżdżać na mój pas. W tym wszystkim nie zauważyłam jednego – jadącego samochodu z naprzeciwka, który niewyobrażalnie szybko zbliżał się w moją stronę. Ponownie zaczęłam panikować i nim zdążyłam wjechać całym autem na odpowiedni pas, auto z naprzeciwka ogromną siłą walnęło w mój samochód. Poczułam ból. Nic więcej tylko ból. Trudno mi określić w którym miejscu. Bolało mnie wszędzie. Zmęczenie ogarnęło cały mój organizm. Wiedziałam, że nie mogę zamknąć oczu. Musiałam walczyć. Niestety, to było silniejsze. Zamknęłam ciężkie powieki, nie czując już nic. Przegrałam.


jeśli będzie pod tym rozdziałem więcej niż 30 komentarzy, kolejny rozdział pojawi się w piątek 30.01. Inaczej 04.02
_________________________


Hej misie. Co u was słychać? Brakowało mi tych notek i mówienia wam o wszystkim i o niczym xD
Jeśli wasze komentarze dadzą mi ogromnego kopa, to zbiorę w sobie wszystkie siły i będę pisać więcej. Poza tym cieszę się, że zostały starzy kochani czytelnicy, jak i zarówno doszli Ci nowi. To dla mnie wiele znaczy. Jak zdążyłam zauważyć, zwiastun się podobał, więc cieszę się jeszcze bardziej! <3
P.S dodałam 30 minut przed czasem!

czwartek, 22 stycznia 2015

NOWY ZWIASTUN!

Witam moich kochanych czytelników <3
Długo pracowałam nad tym filmikiem. Z jednej strony nie pokazuje on nic z fabuły, a z drugiej pokazuje niemalże wszystko.Specjalnie dałam pojedyncze słowa zamiast napisów jak w poprzednich, aby nic nie zdradzać, a jak ktoś czytał opowiadanie, to wie o co chodzi.
Zapraszam do oglądania, komentowania i czekania na nowy rozdział, który być może pojawi się już w niedzielę (25.01). :)



sobota, 17 stycznia 2015

Don't Forget Me || Rozdział 17

Przez mój umysł przechodziło mnóstwo myśli i pytań bez odpowiedzi. Najbardziej dręczyło mnie pytanie, co takiego ukrywa Harry? Czy to ona za tym wszystkim stoi? Ale to przecież nie możliwe. Ufałam mu. Nie mógłby mnie okłamać. Powiedział, że już nigdy mnie nie zrani. Czy mógłby to zrobić mimo obietnicy, jaką mi złożył?
Od rana włóczyłam się po mieście, próbując poukładać mój umysł. Odkąd usłyszałam rozmowę Harr'ego z nieznaną mi osobą, wszystko co robi chłopak wydaje mi się podejrzane. A może tylko się przesłyszałam? Może tylko panikuję? Niall od początku był osobą, której mogłam ufać bardziej niż Harr'emu. U niego powinnam znaleźć odpowiedź na przynajmniej część pytań.
Kilka razy nacisnęłam na guzik dzwonka, czekając aż ktoś wpuści mnie do środka. Spodziewałam się, że ujrzę uśmiechniętą twarz blondyna po otworzeniu drzwi, ale zamiast niego spotkałam uśmiechniętą Alex. Nie, że jej nie lubiłam, bo lubiłam i to bardzo, ale w tym momencie wolałam zastać samego Niall'a.
-Lyn, co za niespodzianka! - pisnęła blondynka i przytuliła mnie na powitanie. -Nie mówiłaś, że przyjdziesz. Harry przed chwilą przyszedł do Niall'a. Mówił, że załatwiasz coś na mieście – w myślach przeklęłam, kiedy usłyszałam, że Harry tutaj jest. Dzisiejszego dnia, a właściwie w ostatnich dniach wszystko jest przeciwko mnie. Zrobiłam coś komuś, że jestem jedna kontra cały świat?
-Oh, tak. Załatwiałam kilka rzeczy, ale zeszło mi się krócej niż myślałam i postanowiłam was odwiedzić, dawno nie widzieliśmy się – szybko wymyśliłam wymówkę, aby tylko Alex uwierzyła.
-Chłopcy są w salonie, dołącz do nich, ja mam jeszcze trochę pracy w kuchni przy obiedzie – jak zwykle szeroko się uśmiechnęła. Przytaknęłam jej i poszłam w stronę salonu. Kiedy byłam przy drzwiach, zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno będę chciała zobaczyć Harr'ego i czy nie lepiej iść do Alex i pomóc jej przy obiedzie. Już miałam się wrócić do kuchni, lecz przez uchylone drzwi usłyszałam głos Harr'ego.
-Ona mi tego nigdy nie wybaczy – głos Harr'ego nie brzmiał najlepiej. Miałam wrażenie, że był pełen obaw i strachu.
-Hazz, od samego początku mówiłem Ci, żebyś się w to nie pakował. To nie zapowiadało się happy end'em – powiedział Niall. Po usłyszeniu tego, zaczęłam zadawać sobie coraz więcej pytań. Jedno jest pewne – coś jest na rzeczy i Horan o wszystkim wie.
-Najgorsze w tym jest to, że ja ją naprawdę kocham, a kiedy dowie się, że mam z tym wszystkim coś wspólnego, znienawidzi mnie i nigdy mi tego nie wybaczy – miałam wrażenie, że mowa tu o mnie. Tylko czego mam mu nie wybaczyć? A może chodzi o kogoś innego? Ale to by oznaczało, że Harry kocha kogoś innego. Nie, nie mógłby.
-Stary, sam się w to wpakowałeś. Znam Lyn nie od dziś i wiem, że jeśli nie dowie się tego od ciebie to z pewnością Ci nie wybaczy, a jeśli ty jej to powiesz, to może jeszcze nie jesteś na straconej pozycji, aczkolwiek jeśli wtedy Ci wybaczy, będziesz ją musiał nosić na rękach i stopy całować, bo zachowujesz się jakbyś nie miał swojego rozumu – z jednej strony chciałam się śmiać z tego co powiedział Niall, ale z drugiej, co takiego złego zrobił Harry, że mogę mu nie wybaczyć? Na samą myśl czułam jak moje serce rozrywa się na kawałki. Sam fakt, że ukrywał coś i w dodatku było to coś złego, sprawiał, że było mi smutno i byłam zraniona.
Nie mogłam tak po prostu wejść do salonu po tym, co usłyszałam. Nie potrafiłabym kłamać i udawać, że nic nie słyszałam. Wróciłam się do kuchni, gdzie była Alex.
-Może potrzebujesz pomocy? Stwierdziłam, że pewnie jak zwykle rozmawiają o pracy i będę się z nimi nudzić – oparłam się o kuchenny blat, wzdychając cicho.
-Jasne, możesz pokroić te warzywa – wskazała na deskę, po czym odwróciła się w moją stronę. -Coś się stało? Wydajesz się być smutna – uważnie zlustrowała mnie wzrokiem. Może przyjście do Alex nie było najlepszym rozwiązaniem... Zapomniałam jak bardzo dziewczyna jest spostrzegawcza.
-Chodzi o Angel, wiesz... Wciąż nic nie wiadomo, martwię się – z jednej strony nie było to kłamstwem, ale w tym momencie byłam smutna przez to co usłyszałam z ust mojego chłopaka, jeśli tak mogę go nazwać.
-Jestem pewna, że niedługo się znajdzie. Nie mogła tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu – odpowiedziała Alex, biorąc się za krojenie warzyw, co miałam zrobić ja, ale skoro sama zaczęła to robić...
-Lyn? A co ty tutaj robisz? Mówiłaś, że masz w mieście coś do załatwienia - Harry wszedł do kuchni i bardzo zdziwił się na mój widok. Zdecydowanie nie spodziewał się mnie spotkać w domu Horana tym bardziej, że on tam przyszedł prawdopodobnie na poważną rozmowę z kumplem.
-Bo miałam, ale nie zeszło mi się z tym tak długo jak zakładałam, więc stwierdziłam, że odwiedzą Niall'a i Alex. Nie wiedziałam, że tu jesteś – wzruszyłam ramionami jak gdyby nigdy nic.
-Hej Lyn – Horan podszedł do mnie i przytulił mnie na powitanie. -Błagam, ogarnij swojego chłopaka. Mam już dość jego wybryków – szepnął mi na ucho, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc do końca co miał na myśli. A może miało to jakiś związek z tym, co przez przypadek usłyszałam?
-Niall, nie sądzisz, że to ja powinienem pierwszy przywitać moją dziewczynę na przywitanie? - odezwał się Harry, który wciąż stał przy drzwiach.
-Więc może zamiast tam stać i opierać i o futrynę, przyjdziesz i ją przytulisz? - powiedział ironicznie Horan, odsuwając się ode mnie. Styles po tych słowach od razu się ruszył i podszedł do mnie, aby wziąć mnie w swoje ramiona. Wiedziałam, że to będzie wyglądać dziwnie, jeśli odsunę się od niego, więc sztucznie się uśmiechnęłam i pozwoliłam, aby mnie przytulił.
-No dobra, już koniec tych czułości. Siadajcie do stołu – ten moment przerwała Alex, informując nas, że obiad jest już gotowy. Po części byłam jej wdzięczna, bo czułam się niezręcznie, kiedy Harry mnie przytulał. Był moim chłopakiem i kochałam go całym sercem, ale... No właśnie i tu zaczyna się problem. Coś ukrywa i prawdopodobnie jest to coś złego. A może nie? Może tylko wyolbrzymiam to co przez przypadek usłyszałam i tak naprawdę jedyną „złą” rzeczą, którą zrobił Harry było upicie się na imprezie, czy pokazanie nago przed kamerami i nie chce, abym się dowiedziała o tym, bo narobi sobie wstydu? Ale czy to jest coś, czego mogłabym mu nie wybaczyć nigdy?
Cichutko westchnęłam, grzebiąc widelcem w moim talerzu. Nie byłam głodna. Właściwie to nie miałam apetytu, a moje myśli były zbyt bardzo zajęte, aby przejmować się burczeniem w brzuchu.
-Nie smakuje Ci? - spytała się Alex, widząc mój rozgrzebany talerz.
-Nie, jest naprawdę pyszne, tylko nie jestem zbyt bardzo głodna – wyznałam, nie zamierzając nic więcej zjeść, a zarazem nie zrobić Alex przykrości, bo wiedziałam, że kto jak kto, ale Alex potrafi gotować.
-Nie jesteś głodna? - Harry zmarszczył brwi. -Przecież rano na śniadanie też nie zjadłaś za wiele. Coś się dzieje? - czy przed nim nie da się niczego ukryć? Może i coś ukrywa przede mną, ale zna mnie lepiej niż ja sama.
-Wszystko jest w porządku Harry – skłamałam. -Nie czuje się najlepiej, pewnie jestem chora czy coś – westchnęłam, aby zabrzmieć jeszcze bardziej wiarygodnie. Nie mogłam dać po sobie poznać kłamstwa, tym bardziej przed Harry'm.
Chłopak nie kontynuował już tematu, tylko zajął się swoim posiłkiem. Natomiast ja nie zamierzałam dokańczać mojej porcji, bo nawet siłą nikt by we mnie tego nie wcisnął. Zastanawiałam się nad moją obecną relacją ze Styles'em. Odkąd usłyszałam coś, co nie było dla mnie do końca zrozumiałe, postawiłam między nami gruby mur i nic na to nie poradzę, że nawet nie myślę o daniu jakiejkolwiek mu szansy, jeśli ma choćby w najmniejszym stopniu coś wspólnego z porwaniem Angel. Prędzej wybaczyłabym mu zdradę niż to.
Po obiedzie u Niall'a wróciłam z Harry'm do domu. Nie miałam możliwości, aby porozmawiać z Horan'em na osobności, bo albo Styles był w pobliżu, albo Alex. Zrezygnowana siedziałam w moim aucie, prowadzonym przez Harr'ego. Poczułam jak kładzie swoją dłoń na moim udzie. Automatycznie się odsunęłam, mimo że jakiś czas temu nie miałam nic przeciwko aby dotykał mnie w taki sposób. Harry zmarszczył brwi i popatrzył na mnie przenikliwie.
-Stało się coś? Nigdy nie reagowałaś tak na mój dotyk – spostrzegł, a ja westchnęłam cicho. Nie miałam siły i ochoty wymyślać jakiegoś kolejnego beznadziejnego kłamstwa.
-Skup się na prowadzeniu auta – westchnęłam, odwracając głowę w stronę okna. W duchu cieszyłam się, że Harry po mojej wypowiedzi nic już nie powiedział, tylko całkowicie skupił się na prowadzeniu samochodu. Wjechał autem do garażu. Nie czekając aż wszystko pozamyka, wysiadłam z pojazdu i weszłam do mieszkania. Zdjętą kurtkę powiesiłam na wieszaku w korytarzu i poszłam do salonu, gdzie położyłam się na kanapie. Z kieszeni spodni wyjęłam telefon, który chwilę wcześniej zawibrował, informując mnie o nowej wiadomości.
Poprzednia wiadomość do Ciebie nie doszła, czy nie zrozumiałaś jej treści? Twoja siostra wyjdzie z tego żywa, jeśli tylko wycofasz się z show biznesu i zostawisz Harr'ego.”
Kilka razy przeczytałam wiadomość, zastanawiając się nad znaczeniem każdego słowa. Po mału już rozumiałam. Byłam dla kogoś zagrożeniem. Byłam od kogoś lepsza w tym co robię, a porwanie Angel miało być zemstą dokonaną pod wpływem zazdrości. Tylko co z tym wszystkim mógł mieć wspólnego Harry? A może to dla niego jestem zagrożeniem? Może ubzdurał sobie, że jestem popularniejsza od niego i to go boli? To wszystko zaczyna mieć sens.
-Co tak patrzysz się na ten telefon? - Harry usiadł obok mnie i chciał sięgnąć po moją komórkę, ale w odpowiednim momencie schowałam ją do kieszeni telefonu.
-Gdzie jest Angel? - spytałam poważnym tonem, mając niemalże całkowitą pewność, że Harry zna odpowiedź na to pytanie. Styles tylko zaśmiał się cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.
-A skąd mam to wiedzieć, Lyn? Nie ja ją porwałem. Naprawdę chciałbym wiedzieć, gdzie ona jest – nie patrzył się w moje oczy, mówiąc mi to. Kłamał. Jego wzrok go zdradził. Błądził nim po całym pomieszczeniu, byleby tylko nie zatrzymać go choć na chwilę na mnie.
-Kłamiesz Harry. Wiem, że masz coś z tym wspólnego – mój głos drżał. Byłam zaniepokojona o siostrę, ale też oprócz tego zraniona przez osobę, której zaufałam w stu procentach. -Błagam Cię, powiedz gdzie ona chce – z moich oczy zaczęły lecieć łzy. Byłam bezsilna. -Zrobię wszystko, zapłacę, wyjadę, cokolwiek chcesz za to. Tylko mi ją oddaj – patrzyłam na niego zaszklonymi oczami. Po jego minie wnioskowałam, że był zaskoczony, a jednocześnie przestraszony.
-Ale... -zawahał się na chwilę. -Skąd wiesz, że mam coś z tym wspólnego? Kto Ci to powiedział? - w jego głosie wyczułam strach. Te słowa mnie zraniły. Potwierdziły moje wszystkie obawy. Nie powiedział tego wprost, ale w tym momencie było już pewne, że Harry maczał w tym wszystkim palce. Obiecał, że mnie nigdy nie zrani. Ufałam mu. A on? On przez cały czas bawił się mną, jak marionetką w teatrze lalek. Manipulował mną, każdym moim ruchem.
-Słyszałam wszystko Harry. Twoją wczorajszą rozmowę z kimś, kto według Ciebie był Paul'em i dzisiejszą rozmowę z Niall'em – otarłam łzy, chcąc przyjrzeć się mu. Jego mina wyglądała gorzej niż żałośnie. Był zaskoczony, przestraszony, trochę smutny. Świetny aktor. - Masz to, czego chciałeś. Wyjadę, wycofam się ze wszystkiego, tylko oddaj mi Angel.
-Lyn, to nie tak... -podjął próbę tłumaczenia, jednak nie dałam mu skończyć.

-Przestań! - krzyknęłam, nie chcąc słuchać żadnych jego wymówek. -Mam tego dość. Najpierw wmawiasz mi, jak bardzo mnie kochasz, potem robisz coś złego, a potem zaczynasz się tłumaczyć. Mam tego dość! - powtórzyłam, aby dobrze mnie zrozumiał. -Chciałeś żebym wyjechała, to wyjadę. Jesteś pieprzoną, rozpuszczoną gwiazdką – krzyczałam przez łzy, które nie chciały przestać lecieć z moich oczu. Nawet kiedy powiedział, że nic dla niego nie znaczę, nie zranił mnie tak mocno, jak zrobił to teraz. -Potrafisz tylko ranić ludzi Harry. Mam nadzieję, że na swojej drodze nie spotkasz już nigdy żadnej tak naiwnej jak ja osoby i nie zniszczysz jej tak, jak zrobiłeś to ze mną – cały czas podnosiłam głos na chłopaka. Nie potrafiłam być w tym momencie spokojna. On natomiast siedział cicho. Może wiedział, że każde jego słowo w tym momencie może tylko pogorszyć sytuację?


______________________

Witam wszystkich czytelników DFM!

Ogłaszam mój oficjalny powrót. Od dnia dzisiejszego rozdziały będą pojawiały się regularnie co dwa tygodnie (plus minus dwa dni w obie strony może być opóźnienia). Proszę was o wyrozumiałość. Aby wszystko ogarnąć, pisać blogi, uczyć się i zajmować się jeszcze fotografią i do tego obróbką tych wszystkich zdj z sesji muszę zarywać nocki i naprawdę siedzę teraz do 3 w nocy, kiedy muszę wstać o 7 i piszę dla was, więc mam nadzieję, że doceniacie to, bo nie mogłabym was zostawić. Wiem, że pewnie macie po tym rozdziale ogromny mindfuck, ale nie martwcie się. Następny rozdział wszystko wyjaśni ;)