Nie tak to wszystko
miało wyjść. Poniosłem kolejną porażkę. Bez żadnych
wątpliwości mogę stwierdzić, że jest to największa porażka w
moim życiu i niczego nie żałuję bardziej, niż zgodzenie się na
ten cholerny plan, który wszystko popsuł. Wiedziałem, że wszystko
co związane z modest jest złe i ich pomysł nie zwiastuje nic
dobrego. Z początku miało być tylko zamieszanie wokół nas, ale z
czasem im to nie wystarczyło. Nie zgodziłem się na porwanie Angel.
Zrobili to bez pytania o moją zgodę, bo wiedzieli, że nie zgodzę
się na to. Powiedzieli już po fakcie dokonanym. Wymusili to na
mnie. Musiałem w to wejść, bo gdybym zrezygnował w momencie,
kiedy Angel była „porwana”, musiałbym powiedzieć o wszystkim
Lyn. Przed porwaniem miał być to koniec tej przeklętej umowy, na
którą zgodziłem się tylko z jednego powodu – miała to być
ostatnia umowa, a po niej modest miało dać nam spokój i nigdy
więcej nie mieszać się w to. Oszukali mnie. To nawet nie tak, że
chcieli rozwalić mój związek z Lyn. Ona miała się nie dowiedzieć
o niczym. Jej siostra miała być porwana, aby zrobić zamieszanie, a
potem Kendall miała być „bohaterką” i odnaleźć ją w jakimś
opuszczonym budynku. Tymi wiadomościami chcieli tylko zmylić Lyn,
aby niczego się nie domyśliła. Skutek był zupełnie odwrotny.
Kiedy usłyszałem
irytujący dźwięk dzwonka, pomyślałem, że może to być Lyn.
Może czegoś zapomniała, albo chce wrócić? Wczoraj przed wyjściem
zostawiła klucze, więc to by było logiczne, że dzwoni do drzwi.
Nie mógł być to żaden z chłopaków, bo drzwi były otwarte, a
oni dzwonią tylko, kiedy są zamknięte. Podniosłem się z kanapy i
podszedłem do drzwi frontowych z ogromną nadzieją na zobaczenie
mojej ukochanej. Z szerokim uśmiechem otworzyłem drzwi, jednak
kiedy zamiast Lyn zobaczyłem dwóch policjantów, moja mina zrzedła.
-Harry Styles? -
spytali, pokazując odznakę, aby poinformować mnie, że są
prawdziwą policją.
-Tak, w czym mogę
pomóc? - zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia co o 23 godzinie
robi policja w moim domu. Czy Lyn mogłaby na mnie donieść?
Właściwie nie zrobiłem nic złego, ale ona pewnie była święcie
przekonana, że to ja za tym wszystkim stałem.
-Zna pan Allyson
May? - w myślach przeklnąłem , kiedy powiedzieli jej nazwisko.
Byłem wtedy już niemalże pewny, że doniosła na mnie. Z jednej
strony miała rację, była zraniona, ale aż tak, żeby mnie wsypać?
Pewnie teraz chce wszystkiego co najgorsze dla mnie... Nie dziwię
się jej. Jestem idiotą.
-Znam. O co chodzi?
- nie mogłem dać po sobie poznać, że coś jest na rzeczy. Nie
mogłem się zdradzić.
-Miała wypadek.
Jest w szpitalu. Miała zapisanego pana w kontaktach ICE*, ale nie
odbierał pan telefonu, więc przyjechaliśmy, aby powiadomić pana –
powiedział spokojnie funkcjonariusz. Przez chwilę zastanawiałem
się nad sensem jego słów. Lyn jest w szpitalu. Jak to Lyn jest w
szpitalu?!
-Co się stało? Jak
to miała wypadek? Gdzie? Kiedy? - nie czekając na odpowiedź
policjantów, zadawałem kolejne pytania. To nie może być prawdą.
Nie mogło nic się jej stać.
-Proszę się
uspokoić. Wypadek miał miejsce około godziny dwudziestej pierwszej
na Pelham Street. Oprócz Allyson w samochodzie była jeszcze jedna
osoba. Mała dziewczynka, brunetka. Wie pan jak się nazywa? - spytał
funkcjonariusz, zachowując kamienną twarz. Nie wyrażał żadnych
uczuć. Zachowywał się, jakby takie sytuacje codziennie miały
miejsce.
-Angel -przełknąłem
ślinę. -Angel May -w końcu wydusiłem to z siebie. Wciąż byłem
w szoku. To niemożliwe, że miały wypadek. -Co z nimi? Czy coś się
stało poważnego? - bałem się najgorszej odpowiedzi. Co jeśli
one... nie one muszą żyć. Nie mogło stać się im nic złego.
-Z dziewczynką
prawdopodobnie wszystko jest dobrze. Lekarze obejrzeli ją od razu na
miejscu wypadku i miała tylko kilka ran przez szkło, nic więcej.
Nawet nie są bardzo głębokie – kiedy usłyszałem to,
odetchnąłem z ulgą. Zadrapania to jeszcze nic. -Natomiast z
Allyson trochę gorzej – nawet nie powiedział co dokładnie jest
Lyn, a mi już serce podeszło do gardła. -Kiedy pogotowie
przyjechało na miejsce wypadku, była nieprzytomna. Samochód, który
jechał z naprzeciwka walnął akurat w jej stronę, więc
prawdopodobnie musiała mocno uderzyć się w głowę i dlatego
straciła przytomność. - nie potrafiłem opisać co wtedy czułem.
Nie, to niemożliwe. Lyn nie mogło nic się stać. W jednej
sekundzie załamał się cały mój świat.
-To tyle mieliśmy
panu do powiedzenia. Dobranoc – odezwał się drugi funkcjonariusz,
zanim zdążyłem coś powiedzieć.
-Do jakiego szpitala
ją zabrali? - spytałem, zanim policjanci zdążyli wyjść. Wciąż
byłem w szoku i nie docierało do mnie to, że Lyn miała wypadek.
-Do szpitala św.
Tomasza – odpowiedział policjant, kierując się do wyjścia.
-Dobranoc –
powiedziałem za nimi, zamykając drzwi frontowe. W mojej głowie
panował ogromny chaos. Oparłem się o ścianę, nie wiedząc co z
sobą zrobić. Normalnie wsiadłbym w samochód i pojechał do niej,
ale teraz... Teraz Lyn mnie nienawidzi i z pewnością nawet w
szpitalu nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Niall. Z pewnością
on w tej sytuacji będzie deską ratunku. Od samego początku miała
z nim bliższy kontakt niż ze mną. To mu na początku się
zwierzała i to mu pierwszemu powiedziała, że mnie kocha, a nie mi.
Od razu wybrałem numer przyjaciela. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi
sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I nic. Może już śpi? Cóż, jeśli
śpi, trzeba go obudzić. Kolejne połączenie. Pierwszy sygnał.
Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I... w końcu odebrał.
-Jesteś aż tak
głupi, aby mnie budzić, Harry? Za karę musisz mi kupić dużą
pepperoni – ziewnął do słuchawki, mówiąc, tak że z trudem
zrozumiałem co powiedział.
-Niall, to nie czas
na żarty. Potrzebuję twojej pomocy. Lyn miała wypadek, a wcześniej
pokłóciliśmy się i ona mnie teraz nienawidzi i... - nie dane mi
było skończyć, bo Horan mi przerwał.
-Stop! - niemalże
krzyknął do słuchawki. - Jak to się pokłóciliście? O co? I jak
to miała wypadek? Gdzie ona teraz jest? - tym razem to on mówił
spanikowanym głosem.
-Dowiedziała się o
tej umowie – mimowolnie westchnąłem do słuchawki. -Potem zabrała
wszystkie swoje rzeczy, pojechała ze mną po Angel, a potem mnie
zostawiła. Jadąc nie wiadomo gdzie, miała wypadek i jest w
szpitalu. Po pierwsze nie mam samochodu, bo ten którym jeździłem,
wzięła Lyn, a po drugie pokłóciliśmy się, więc lepiej żebyś
pojechał ze mną do tego szpitala.
-Za pół godziny
jestem u ciebie. Masz być gotowy – powiedział Horan bardzo
szybko. Miałem wrażenie, że kiedy mówił do mnie, robił
jednocześnie kilka innych czynności.
-Ja już jestem
gotowy – powiedziałem, zanim się rozłączył. Nie musiałem
długo czekać na przyjaciela. Już po piętnastu minutach był pod
moim mieszkaniem. Zamknąłem dom i wsiadłem do samochodu Niall'a,
po czym podałem mu adres szpitala. Chłopak ruszył z piskiem opon,
zostawiając na kostce ciemne ślady opon.
-Stary, zwolnij. Nie
potrzebujemy drugiego wypadku – zwróciłem uwagę blondynowi.
Jechał bardzo szybko, zdecydowanie szybciej niż było to dozwolone
w przepisach. Jednak kiedy zwróciłem mu uwagę, opamiętał się i
zwolnił.
-Przepraszam, po
prostu martwię się o nią i muszę jak najszybciej się dowiedzieć
czy wszystko z nią w porządku – westchnął, wpatrując się w
przestrzeń. Doskonale go rozumiałem. Też chciałem jak najszybciej
to wiedzieć.
Kiedy dojechaliśmy
do szpitala, nie czekając aż przyjaciel zaparkuje, wysiadłem z
auta. Koło recepcji była spora kolejka, aż dziwne ja na tak późną
porę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że teraz jest nocny
ostry dyżur, więc szpital normalnie pracuje. Próbowałem dostać
się do recepcji, ale jakaś starsza pani złapała mnie za ramię i
zatrzymała.
-To, że pan jest
sławny, to nie znaczy, że może tak po prostu wpychać się w
kolejkę – powiedziała kobieta. Zmarszczyłem brwi, patrząc na
nią. W takim wieku osoby kojarzą mnie? To aż dziwne. -Stoję tu od
prawie godziny, a pan od tak się wpycha? To nie moralne –
kontynuowała.
-Bardzo panią
przepraszam. Moja dziewczyna miała wypadek. Chcę tylko dowiedzieć
się, w której leży sali – powiedziałem do kobiety, ignorując
jej następne słowa i po prostu podszedłem do recepcji, wpychając
się przed osobę, która właśnie rozmawiała z recepcjonistką.
-W której sali leży
Alice Bailey? - spytałem młodej recepcjonistki, której oczy
zabłyszczały na mój widok.
-Chwileczkę –
zerknęła w kartę pacjentów. -Przykro mi, nie ma pacjentki o takim
nazwisku w naszym szpitalu – spojrzała na mnie z zawiedzioną
miną.
-Jak to nie ma? -
zmarszczyłem zdziwiony brwi. -Musi być. Policja mi powiedziała, że
została tu przywieziona.
-Niestety nie ma.
Mam listę wszystkich obecnych pacjentów i tych, którzy zostali
wypisani w ostatnich dwóch dobach. Nie ma tutaj żadnej Alice Bailey
– za swoimi plecami usłyszałem westchnięcia osób i komentarze
typu „no szybciej”, „ile można tam stać”. Zrezygnowany
odszedłem od recepcji mówiąc kobiecie ciche „dziękuję”.
Niall stał przy wejściu. Od razu do niego podszedłem.
-I co? -spytał,
spoglądając na mnie.
-Nie ma tutaj żadnej
Alice Bailey – powtórzyłem słowa recepcjonistki. -Może Lyn
celowo kazała nie mówić im, że tu jest, bo wiedziała, że
przyjadę? - ta myśl nagle wpadła mi to głowy. To w sumie miało
sens. Nie chciała mnie widzieć, więc kazała powiedzieć, że nie
ma tu jej.
-Ale ty jesteś
głupi Harry – Niall puknął mnie w czoło. -Przecież ona teraz
nazywa się Allyson May, zapomniałeś? Nigdzie jej nie znajdziesz,
pytając o Alice Bailey frajerze – ostatnie słowo powiedział w
formie żartów, ale miał rację. Byłem taki głupi. Nawet nie
pamiętałem nazwiska swojej dziewczyny. Horan od razu poszedł do
recepcji, podobnie jak ja, wciskając się w koleję. Po chwili
wrócił do mnie z zawiedzioną minę. Pewnie też się niczego nie
dowiedział.
-Jest na sali
operacyjnej – westchnął cicho, siadając na krześle.
-Wiesz coś więcej?
- dopytywałem. Musiałem wiedzieć czemu ją operują.
-Nie. Powiedziała
tylko, że od razu jak ją przywieźli, zabrali ją na sale
operacyjną i sama nic więcej nie wie – nic nie mówiąc,
odszedłem z poczekalni i wszedłem w jakiś korytarz. Zobaczyłem
duże drzwi z napisem „OIOM”. Chciałem tam wejść, ale były na
kod, więc zostało mi czekać na korytarzu. Domyślałem się, że
tam może być Lyn. Po pewnym czasie dołączył do mnie Niall. Nic
nie mówiąc, usiadł obok. Długo nikt nie wychodził z tej sali.
Około 2 w nocy, kiedy Horan już przysypiał, wyszedł lekarz,
trzymając w dłoni plik jakiś papierów. Od razu zerwałem się na
nogi, budząc przy tym Niall'a, który spał na moim ramieniu.
-Przepraszam, czy
wie pan co z Allyson May? - zadałem mu pytanie, a on nawet nie
spojrzał na mnie, tylko szedł dalej nie odpowiadając mi. -Czy może
pan mi odpowiedzieć? - szedłem za nim, czekając niecierpliwie na
odpowiedź.
-Operacja właśnie
się skończyła – powiedział poważnym tonem wyzbytym wszelkich
uczuć. Już chciałem się zapytać o jakieś szczegóły, kiedy
drzwi OIOMU ponownie się otworzyły i wyjechała stamtąd szpitalne
łóżko, a na nim moja Lyn. W okół było tyle osób, że nikt nie
dopuścił mnie do niej. Zdołałem tylko zobaczyć jej bladą
posiniaczoną skórę. Nic więcej.
________________________________
Przepraszam, że później niż obiecywałam. Każdy ma jakieś problemy...
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i jeszcze raz przepraszam.
Kocham ❤❤❤
OdpowiedzUsuńJeeeejku ❤❤
OdpowiedzUsuń:((( Mam nadzieję, że przeżyje.
OdpowiedzUsuńBiedna... czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńEj ej ej ... Ja tu proszę bez takich ! Zrozumiano ? Bez takich ! Bo ja mam złe przeczucia...
OdpowiedzUsuńWarto było czekać ♥ Jak dla mnie to Harry bardzo spokojnie zareagował na wiadomość o wypadku Lyn, przeczuwam, że dziewczyna straci pamięć... ale oby im się ułożyło bo juz sporo wycierpieli, mam nadzieję,że mimo wszystko jakoś to będzie...:O
OdpowiedzUsuńWitaj! :3 zostalas nominowana do Liebster! ;) wiecej u mnie: live-in-your-dream.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper! Wciągające :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://czerwona-historia.blogspot.com/
proszę o następny rozdział :(
OdpowiedzUsuń