sobota, 28 lutego 2015

Don't Forget Me || Rozdział 19

Nie tak to wszystko miało wyjść. Poniosłem kolejną porażkę. Bez żadnych wątpliwości mogę stwierdzić, że jest to największa porażka w moim życiu i niczego nie żałuję bardziej, niż zgodzenie się na ten cholerny plan, który wszystko popsuł. Wiedziałem, że wszystko co związane z modest jest złe i ich pomysł nie zwiastuje nic dobrego. Z początku miało być tylko zamieszanie wokół nas, ale z czasem im to nie wystarczyło. Nie zgodziłem się na porwanie Angel. Zrobili to bez pytania o moją zgodę, bo wiedzieli, że nie zgodzę się na to. Powiedzieli już po fakcie dokonanym. Wymusili to na mnie. Musiałem w to wejść, bo gdybym zrezygnował w momencie, kiedy Angel była „porwana”, musiałbym powiedzieć o wszystkim Lyn. Przed porwaniem miał być to koniec tej przeklętej umowy, na którą zgodziłem się tylko z jednego powodu – miała to być ostatnia umowa, a po niej modest miało dać nam spokój i nigdy więcej nie mieszać się w to. Oszukali mnie. To nawet nie tak, że chcieli rozwalić mój związek z Lyn. Ona miała się nie dowiedzieć o niczym. Jej siostra miała być porwana, aby zrobić zamieszanie, a potem Kendall miała być „bohaterką” i odnaleźć ją w jakimś opuszczonym budynku. Tymi wiadomościami chcieli tylko zmylić Lyn, aby niczego się nie domyśliła. Skutek był zupełnie odwrotny.
Kiedy usłyszałem irytujący dźwięk dzwonka, pomyślałem, że może to być Lyn. Może czegoś zapomniała, albo chce wrócić? Wczoraj przed wyjściem zostawiła klucze, więc to by było logiczne, że dzwoni do drzwi. Nie mógł być to żaden z chłopaków, bo drzwi były otwarte, a oni dzwonią tylko, kiedy są zamknięte. Podniosłem się z kanapy i podszedłem do drzwi frontowych z ogromną nadzieją na zobaczenie mojej ukochanej. Z szerokim uśmiechem otworzyłem drzwi, jednak kiedy zamiast Lyn zobaczyłem dwóch policjantów, moja mina zrzedła.
-Harry Styles? - spytali, pokazując odznakę, aby poinformować mnie, że są prawdziwą policją.
-Tak, w czym mogę pomóc? - zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia co o 23 godzinie robi policja w moim domu. Czy Lyn mogłaby na mnie donieść? Właściwie nie zrobiłem nic złego, ale ona pewnie była święcie przekonana, że to ja za tym wszystkim stałem.
-Zna pan Allyson May? - w myślach przeklnąłem , kiedy powiedzieli jej nazwisko. Byłem wtedy już niemalże pewny, że doniosła na mnie. Z jednej strony miała rację, była zraniona, ale aż tak, żeby mnie wsypać? Pewnie teraz chce wszystkiego co najgorsze dla mnie... Nie dziwię się jej. Jestem idiotą.
-Znam. O co chodzi? - nie mogłem dać po sobie poznać, że coś jest na rzeczy. Nie mogłem się zdradzić.
-Miała wypadek. Jest w szpitalu. Miała zapisanego pana w kontaktach ICE*, ale nie odbierał pan telefonu, więc przyjechaliśmy, aby powiadomić pana – powiedział spokojnie funkcjonariusz. Przez chwilę zastanawiałem się nad sensem jego słów. Lyn jest w szpitalu. Jak to Lyn jest w szpitalu?!
-Co się stało? Jak to miała wypadek? Gdzie? Kiedy? - nie czekając na odpowiedź policjantów, zadawałem kolejne pytania. To nie może być prawdą. Nie mogło nic się jej stać.
-Proszę się uspokoić. Wypadek miał miejsce około godziny dwudziestej pierwszej na Pelham Street. Oprócz Allyson w samochodzie była jeszcze jedna osoba. Mała dziewczynka, brunetka. Wie pan jak się nazywa? - spytał funkcjonariusz, zachowując kamienną twarz. Nie wyrażał żadnych uczuć. Zachowywał się, jakby takie sytuacje codziennie miały miejsce.
-Angel -przełknąłem ślinę. -Angel May -w końcu wydusiłem to z siebie. Wciąż byłem w szoku. To niemożliwe, że miały wypadek. -Co z nimi? Czy coś się stało poważnego? - bałem się najgorszej odpowiedzi. Co jeśli one... nie one muszą żyć. Nie mogło stać się im nic złego.
-Z dziewczynką prawdopodobnie wszystko jest dobrze. Lekarze obejrzeli ją od razu na miejscu wypadku i miała tylko kilka ran przez szkło, nic więcej. Nawet nie są bardzo głębokie – kiedy usłyszałem to, odetchnąłem z ulgą. Zadrapania to jeszcze nic. -Natomiast z Allyson trochę gorzej – nawet nie powiedział co dokładnie jest Lyn, a mi już serce podeszło do gardła. -Kiedy pogotowie przyjechało na miejsce wypadku, była nieprzytomna. Samochód, który jechał z naprzeciwka walnął akurat w jej stronę, więc prawdopodobnie musiała mocno uderzyć się w głowę i dlatego straciła przytomność. - nie potrafiłem opisać co wtedy czułem. Nie, to niemożliwe. Lyn nie mogło nic się stać. W jednej sekundzie załamał się cały mój świat.
-To tyle mieliśmy panu do powiedzenia. Dobranoc – odezwał się drugi funkcjonariusz, zanim zdążyłem coś powiedzieć.
-Do jakiego szpitala ją zabrali? - spytałem, zanim policjanci zdążyli wyjść. Wciąż byłem w szoku i nie docierało do mnie to, że Lyn miała wypadek.
-Do szpitala św. Tomasza – odpowiedział policjant, kierując się do wyjścia.
-Dobranoc – powiedziałem za nimi, zamykając drzwi frontowe. W mojej głowie panował ogromny chaos. Oparłem się o ścianę, nie wiedząc co z sobą zrobić. Normalnie wsiadłbym w samochód i pojechał do niej, ale teraz... Teraz Lyn mnie nienawidzi i z pewnością nawet w szpitalu nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Niall. Z pewnością on w tej sytuacji będzie deską ratunku. Od samego początku miała z nim bliższy kontakt niż ze mną. To mu na początku się zwierzała i to mu pierwszemu powiedziała, że mnie kocha, a nie mi. Od razu wybrałem numer przyjaciela. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I nic. Może już śpi? Cóż, jeśli śpi, trzeba go obudzić. Kolejne połączenie. Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. I... w końcu odebrał.
-Jesteś aż tak głupi, aby mnie budzić, Harry? Za karę musisz mi kupić dużą pepperoni – ziewnął do słuchawki, mówiąc, tak że z trudem zrozumiałem co powiedział.
-Niall, to nie czas na żarty. Potrzebuję twojej pomocy. Lyn miała wypadek, a wcześniej pokłóciliśmy się i ona mnie teraz nienawidzi i... - nie dane mi było skończyć, bo Horan mi przerwał.
-Stop! - niemalże krzyknął do słuchawki. - Jak to się pokłóciliście? O co? I jak to miała wypadek? Gdzie ona teraz jest? - tym razem to on mówił spanikowanym głosem.
-Dowiedziała się o tej umowie – mimowolnie westchnąłem do słuchawki. -Potem zabrała wszystkie swoje rzeczy, pojechała ze mną po Angel, a potem mnie zostawiła. Jadąc nie wiadomo gdzie, miała wypadek i jest w szpitalu. Po pierwsze nie mam samochodu, bo ten którym jeździłem, wzięła Lyn, a po drugie pokłóciliśmy się, więc lepiej żebyś pojechał ze mną do tego szpitala.
-Za pół godziny jestem u ciebie. Masz być gotowy – powiedział Horan bardzo szybko. Miałem wrażenie, że kiedy mówił do mnie, robił jednocześnie kilka innych czynności.
-Ja już jestem gotowy – powiedziałem, zanim się rozłączył. Nie musiałem długo czekać na przyjaciela. Już po piętnastu minutach był pod moim mieszkaniem. Zamknąłem dom i wsiadłem do samochodu Niall'a, po czym podałem mu adres szpitala. Chłopak ruszył z piskiem opon, zostawiając na kostce ciemne ślady opon.
-Stary, zwolnij. Nie potrzebujemy drugiego wypadku – zwróciłem uwagę blondynowi. Jechał bardzo szybko, zdecydowanie szybciej niż było to dozwolone w przepisach. Jednak kiedy zwróciłem mu uwagę, opamiętał się i zwolnił.
-Przepraszam, po prostu martwię się o nią i muszę jak najszybciej się dowiedzieć czy wszystko z nią w porządku – westchnął, wpatrując się w przestrzeń. Doskonale go rozumiałem. Też chciałem jak najszybciej to wiedzieć.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, nie czekając aż przyjaciel zaparkuje, wysiadłem z auta. Koło recepcji była spora kolejka, aż dziwne ja na tak późną porę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że teraz jest nocny ostry dyżur, więc szpital normalnie pracuje. Próbowałem dostać się do recepcji, ale jakaś starsza pani złapała mnie za ramię i zatrzymała.
-To, że pan jest sławny, to nie znaczy, że może tak po prostu wpychać się w kolejkę – powiedziała kobieta. Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią. W takim wieku osoby kojarzą mnie? To aż dziwne. -Stoję tu od prawie godziny, a pan od tak się wpycha? To nie moralne – kontynuowała.
-Bardzo panią przepraszam. Moja dziewczyna miała wypadek. Chcę tylko dowiedzieć się, w której leży sali – powiedziałem do kobiety, ignorując jej następne słowa i po prostu podszedłem do recepcji, wpychając się przed osobę, która właśnie rozmawiała z recepcjonistką.
-W której sali leży Alice Bailey? - spytałem młodej recepcjonistki, której oczy zabłyszczały na mój widok.
-Chwileczkę – zerknęła w kartę pacjentów. -Przykro mi, nie ma pacjentki o takim nazwisku w naszym szpitalu – spojrzała na mnie z zawiedzioną miną.
-Jak to nie ma? - zmarszczyłem zdziwiony brwi. -Musi być. Policja mi powiedziała, że została tu przywieziona.
-Niestety nie ma. Mam listę wszystkich obecnych pacjentów i tych, którzy zostali wypisani w ostatnich dwóch dobach. Nie ma tutaj żadnej Alice Bailey – za swoimi plecami usłyszałem westchnięcia osób i komentarze typu „no szybciej”, „ile można tam stać”. Zrezygnowany odszedłem od recepcji mówiąc kobiecie ciche „dziękuję”. Niall stał przy wejściu. Od razu do niego podszedłem.
-I co? -spytał, spoglądając na mnie.
-Nie ma tutaj żadnej Alice Bailey – powtórzyłem słowa recepcjonistki. -Może Lyn celowo kazała nie mówić im, że tu jest, bo wiedziała, że przyjadę? - ta myśl nagle wpadła mi to głowy. To w sumie miało sens. Nie chciała mnie widzieć, więc kazała powiedzieć, że nie ma tu jej.
-Ale ty jesteś głupi Harry – Niall puknął mnie w czoło. -Przecież ona teraz nazywa się Allyson May, zapomniałeś? Nigdzie jej nie znajdziesz, pytając o Alice Bailey frajerze – ostatnie słowo powiedział w formie żartów, ale miał rację. Byłem taki głupi. Nawet nie pamiętałem nazwiska swojej dziewczyny. Horan od razu poszedł do recepcji, podobnie jak ja, wciskając się w koleję. Po chwili wrócił do mnie z zawiedzioną minę. Pewnie też się niczego nie dowiedział.
-Jest na sali operacyjnej – westchnął cicho, siadając na krześle.
-Wiesz coś więcej? - dopytywałem. Musiałem wiedzieć czemu ją operują.
-Nie. Powiedziała tylko, że od razu jak ją przywieźli, zabrali ją na sale operacyjną i sama nic więcej nie wie – nic nie mówiąc, odszedłem z poczekalni i wszedłem w jakiś korytarz. Zobaczyłem duże drzwi z napisem „OIOM”. Chciałem tam wejść, ale były na kod, więc zostało mi czekać na korytarzu. Domyślałem się, że tam może być Lyn. Po pewnym czasie dołączył do mnie Niall. Nic nie mówiąc, usiadł obok. Długo nikt nie wychodził z tej sali. Około 2 w nocy, kiedy Horan już przysypiał, wyszedł lekarz, trzymając w dłoni plik jakiś papierów. Od razu zerwałem się na nogi, budząc przy tym Niall'a, który spał na moim ramieniu.
-Przepraszam, czy wie pan co z Allyson May? - zadałem mu pytanie, a on nawet nie spojrzał na mnie, tylko szedł dalej nie odpowiadając mi. -Czy może pan mi odpowiedzieć? - szedłem za nim, czekając niecierpliwie na odpowiedź.

-Operacja właśnie się skończyła – powiedział poważnym tonem wyzbytym wszelkich uczuć. Już chciałem się zapytać o jakieś szczegóły, kiedy drzwi OIOMU ponownie się otworzyły i wyjechała stamtąd szpitalne łóżko, a na nim moja Lyn. W okół było tyle osób, że nikt nie dopuścił mnie do niej. Zdołałem tylko zobaczyć jej bladą posiniaczoną skórę. Nic więcej.

________________________________

Przepraszam, że później niż obiecywałam. Każdy ma jakieś problemy...
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i jeszcze raz przepraszam.

9 komentarzy:

  1. Kocham ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. :((( Mam nadzieję, że przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna... czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej ej ej ... Ja tu proszę bez takich ! Zrozumiano ? Bez takich ! Bo ja mam złe przeczucia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto było czekać ♥ Jak dla mnie to Harry bardzo spokojnie zareagował na wiadomość o wypadku Lyn, przeczuwam, że dziewczyna straci pamięć... ale oby im się ułożyło bo juz sporo wycierpieli, mam nadzieję,że mimo wszystko jakoś to będzie...:O

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj! :3 zostalas nominowana do Liebster! ;) wiecej u mnie: live-in-your-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Wciągające :)
    Zapraszam do mnie: http://czerwona-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. proszę o następny rozdział :(

    OdpowiedzUsuń