środa, 26 lutego 2014

More Than Famous || Rozdział 3

 Rozdział dedykowany Mój jednorożec nazywa się Horan
 (to to odszkodowanie za uzależnienie xD)


komentarz = szacunek i motywacja dla autora

 "There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together through the storm.
There's nothing like us, there's nothing like you and me
Together."

 ~.~

-Jeszcze tylko zrobię Ci kreski eyeliner'em i gotowe. -powiedziała Becky, kończąc swoją pracę. Muszę przyznać, że zrobiła kawał dobrej roboty. Jest świetną makijażystką. W końcu przez 2 lata zaocznie uczyła się tego zawodu. Niestety życie takie jest, że nie wszystko wychodzi...
-Dziękuję, jesteś wielka. -powiedziałam do siostry, przytulając ją w ramach podziękowań. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze dębowej toaletki. Makijaż w niebieskich odcieniach idealnie pasował do moich brązowych włosów i czarnej sukienki.
-Daj spokój, nie jestem wcale taka wielka. Mam tylko 1.63 m wzrostu. -zaśmiała się. Uwielbiam jej śmiech. Szkoda, że rzadko kiedy jest szczery. Ale fakt, Becky nie jest za wysoką osobą. Może przynajmniej nosić szpilki przy chłopaku. Ahh, zapomniałam, Backy nie ma chłopaka. Zupełnie inaczej niż ja. Mam te swoje 1.76 m i tu zaczyna się problem ze szpilkami. Na szczęście Styles jest ode mnie troszeczkę wyższy i pewnie jak założę szpilki, będziemy niemalże równi.
Nerwowo spojrzałam na zegarek. 20:04 Harry powinien już być. Sprawdziłam w telefonie połączenia, nie dzwonił. Dziwne, myślałam, że będzie punktualnie. Cóż, jednak się myliłam. Przynajmniej wiem kolejną rzecz o Harry'm – nie jest punktualny.
-Spokojnie, na pewno mu się spodobasz. -Rebecca chyba wyczuła, że czymś się przejmuje. Jednak jej trafienie było błędne. Na prawdę miałam w tym momencie gdzieś, czy spodobam się Styles'owi. Założyłam tą cholerną sukienkę tylko i wyłącznie, aby nie robić zbędnych awantur.
-Mam taką nadzieję. -skłamałam. Gdyby chodziło tu tylko o Harr'ego mogłabym nawet założyć na siebie worek. Komu, jak komu, ale Styles'owi nie muszę się podobać. W ogóle uważam, że cała ta impreza nie jest dobrym pomysłem, tak samo jak cały ten związek. Mam nadzieję, że przynajmniej będzie tam reszta chłopaków. Nie uśmiecha mi się przebywać sam na sam z Harry'm. 20:12 w końcu usłyszałam dźwięk swojej komórki. Na wyświetlaczu pojawił się obcy numer. To pewnie Harry.
/-Tak? -odebrałam połączenie.
-Czekam pod twoim blokiem. -usłyszałam poważny i irytujący głos Harr'ego. Jak zwykle bez żadnych uczuć, emocji. No tak, przecież to szanowny pan Styles. Na samą myśl, jak właśnie wygląda jego mina się skrzywiłam.
-Zaraz zejdę. -odpowiedziałam, szybko się rozłączając. Na prawdę nie miałam ochoty dłużej go słuchać, skoro i tak miałam spędzić z nim cały wieczór. /
-Książę przyjechał? -spytała Becky, zabawanie podnosząc brwi do góry. Na prawdę Becks, za poczucie humoru daję Ci 100 punktów. Styles'owi do księcia daleko brakuje, ewentualnie może być czarnym rycerzem, choć według mnie nawet na miano czarnego rycerza nie zasługuje. Styles to po prostu dupek. Nikt więcej.
-Idę, wrócę nie wiem o której. -pożegnałam się z siostrą i wyszłam z mieszkania. Windą zjechałam na dół i wyszłam przed budynek. Na przeciwko mnie stał Harry, opierający się o swoje czarne BMW x5, które rano niemalże bym rozwaliła. I w tym momencie żałowałam, że nie naruszyłam mu tego „idealnego” autka. Jestem ciekawa jak wtedy by się zachował. Pewnie zacząłby piszczeć i płakać, bo zrobiłam mu ledwie widoczną ryskę.
-Cześć. -powiedział chłodno, gdy mnie zobaczył, po czym wsiadł do samochodu. Szczerze mówiąc oczekiwałam, że przynajmniej otworzy mi drzwi. Taaa... marzyć sobie możesz... Kolejna rzecz jaką się o nim dowiaduję. Harry Styles nie jest gentelmenem. Czyli kolejna rzecz, która potwierdza, że Harry Styles jest dupkiem.
Wsiadłam do samochodu nic nie mówiąc. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Na prawdę to była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę.
-Zapnij pasy. -nakazał mi Harry. Tak jak powiedział, zrobiłam, po czym wbiłam swój wzrok w widok za szybą. On chyba też nie zamierzał ze mną rozmawiać. Uff... co za ulga, że nie musimy ze sobą rozmawiać. Po kilkunastu minutach byliśmy pod klubek. Harry zaparkował swój samochód na parkingu i zanim zdążyłam wysiąść, on otworzył mi drzwi. W dodatku podał mi rękę. Wow, co za zmiana! Może jednak nie jest taki zły. Nie, jednak nie. Moje przypuszczenia zostały całkowicie rozwiązane, gdy przy wysiadaniu przywitał mnie oślepiający błysk flesza. Czyli po to to wszystko... Ta cała sytuacja trochę mnie przerażała.
-Po prostu ładnie się uśmiechaj. -szepnął do mojego ucha i złapał mnie za rękę. To było dziwne. Musiałam iść z Harry'm Styles'em za rękę. Ugh... Za co? Sama sobie się dziwiłam, że go nie odepchnęłam tylko tak po prostu uśmiechnęłam i szłam przed siebie, cały czas w towarzystwie paparazzi Jak na razie nie jest to takie trudne.
-Jak my tam wejdziemy? -spytałam Harr'ego, patrząc na kilunastometrową kolejkę do wejścia. Ilość osób, które chciały wejść do tego kluby mnie przerażała. I pomyśleć, że będziemy musieli stać i czekać...
-Zapomniałaś kim jestem? -odpowiedział na moje pytanie pytaniem. Umm... jesteś dupkiem? No, ale dlatego, że jest dupkiem na pewno nas nie wpuścili do klubu bez kolejki. Przecież to Harry Styles! Wystarczy jeden autograf i ma wszystko co mu się w tej pustej główce umyśli.
Weszliśmy do klubu, w którym już w samym wejściu było słychać głośną muzykę. Cały czas trzymając się za ręce, Harry przeprowadził mnie przez tłum tańczących osób do dość sporego stoliku, przy którym siedziało kilka znajomych i obcych twarzy.
-Lyn! -krzyknął, jak dobrze pamiętam Niall.
-Hej. -pomachałam mu wolną ręką. Mina Harr'ego wyrażała wszystko, albo i nic. Jak zwykle się skrzywił... Może to już u niego normalne? Niektórzy mają takie tici...
-Jestem Eleanor, a to jest Danielle. -odezwała się jedna z nieznajomych mi dziewczyn, wskazując na swoją koleżankę. Obie były... ładne? Nie, ładne to za mało powiedziane. Były śliczne, a figure miały jak modelki z wybiegu. Na pewno przynajmniej jedna z nich była dziewczyną któregoś z chłopców.
-Lyn. -przedstawiłam im się, wyciągając dłoń w ich stronę.
-Fajnie, że jesteś z Harry'm. -odezwała się Danielle. Czyli, że ona nie wiedziała o umowie? -Idealnie się dobraliście. Pasujecie do siebie. -że co? Że jak? Że my do siebie pasujemy? Dobry żart Danielle. Na prawdę masz poczucie humoru! Gdy Danielle skończyła swoją krótką wypowiedź Harry uważnie zmierzył mnie wzrokiem. Pewnie nie chciał żebym palnęła jakąś głupotę.
-Dziękujemy, też tak uważam. -szeroko się uśmiechnęłam do brunetki. Swoją drogą pewnie mój uśmiech wyglądał bardzo sztucznie. Brawo za inteligencje Lyn! Sama się sobie dziwię, jak mogłam potwierdzić, że pasuję do Harr'ego. Przecież to dupek... Ughh...
-Długo już jesteście razem? Dopiero dzisiaj mi Lou powiedział o was. -odezwała się Eleanor. Co za spostrzegawczość!
-Umm... -zaczęłam nie pewnie, tak jakbym się nad czymś zastanawiałam.
-Oficjalnie od dzisiaj. -odezwał się Harry w naszym imieniu. -Ale spotykamy się już od dawna. Nie mówiliśmy nikomu, ponieważ nie chcieliśmy zapeszać. -skłamał. No proszę, Styles użył mózgu! Brawo Harry! Na prawdę zwracam Ci za to honor. Czy ja zawsze muszę być taka sarkastyczna?
-No to szczęścia i wytrwałości. -powiedziała Danielle, kładąc głowę na ramieniu Liam'a. Ahh, czyli jest pewnie jego dziewczyną. Choć pewnie moja logika może mnie znowu zawodzi...
-My idziemy zatańczyć. -oznajmił Louis, idąc z Eleanor za rękę w stronę parkietu. Chwilę po nich to samo zrobili Liam z Danielle. Zostałam przy stoliku z Niall'em, Zayn'em i Harry'm. Wszyscy trzej mi się uważnie przyglądali.
-Może opowiesz coś o sobie? -zaproponował wiecznie uśmiechnięty Niall. Zastanawiam się jak on to robi? Przecież tak się nie da, nie można się ciągle uśmiechać. A jednak... Niall jest tego żywym przykładem.
-Chcecie coś konkretnego wiedzieć? -spytałam, oczekując, że nie będą o nic pytać. Nie lubiłam o sobie opowiadać. Zazwyczaj unikałam takich tematów, lecz czasami się nie dało. Tak samo jak teraz...
-Masz jakieś rodzeństwo? -spytał prosto z mostu Niall. No dobra Horan, takiego pytania się nie spodziewałam.
-Umm... nie. -odpowiedziałam po chwili. Na szczęście oni nie wnikali i nie zadawali więcej pytań na temat rodzeństwa i rodziny. Nie lubię kłamać, ale czasami nie mogę powiedzieć prawdy. Najlepiej nic nie mówić. Po pierwsze, nie znam ich na tyle, żeby im zaufać. Po drugie, co im miałabym powiedzieć? Że mam rodzeństwo, które mnie nie uznaje i że mam też pół rodzeństwo? Nie, zdecydowanie nie. Przemilczeć tematu też się nie dało... Musiałam skłamać...
-Ile masz lat? -spytał tym razem Zayn.
-20. -odpowiedziałam bez żadnych zastanowień. Dobrze, że zadał takie banalne pytanie, przynajmniej nie musiałam kłamać.
-A stawiałem na 19. -zaśmiał się. -Jesteś tylko rok młodsza od Harr'ego. -a stawiałam, że ma 22 lata. Cóż, tylko o rok się pomyliłam. To jeszcze nie aż tak dużo.
-Dziewczyny nie wiedzą o umowie, więc trzymaj język za zębami. -przerwał naszą przyjemną dyskusję Styles swoim grobowym, poważnym głosem. Czy ten człowiek choć przez chwilę nie może się dobrze bawić? Ah, zapomniałam, przy kamerach i osobach trzecich może...
-Jasne. -odpowiedziałam mu obojętnym tonem, po czym szybko odwróciłam się do chłopaków i kontynuowałam wcześniej przerwaną przez Styles'a rozmowę.
***
-Nie wierzę! -krzyknął Nialler wybuchając śmiechem. -Grałaś kowboja na szkolnym przedstawieniu? -jeszcze głośniej się zaśmiał razem z Zayn'em.
-Nie śmiejcie się ze mnie! Miałam tylko osiem lat i nie lubiłam lalek barbie, księżniczek, wróżek i tym podobnych rzeczy. -wyjaśniłam chłopakom, gdy wcześniej opowiadałam im niezapomniany incydent z dzieciństwa. Sama nie wiem czemu jako jedyna z dziewczyn przebrałam się za kowboja na szkolnym balu karnawałowym.
-No proszę, nasza mała Lyn była chłopaczarą! -powiedział głośno Zayn, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. W tym momencie Styles odwrócił się w naszą stronę i posłał mi spojrzenia, jakby chciał powiedzieć „jesteście żałośni”. I vice versa Harry. No przepraszam, to nie ja siedzę całą imprezę w klubie przy stoliku i siedzę cicho nic nie mówiąc tylko rozglądając się dookoła. Tak, właśnie tak zachowywał się Harry, gdy rozmawiałam z chłopakami.
-Alice, może masz ochotę zatańczyć? -spytał się mnie Mulat, gdy skończyliśmy temat o naszych dzieciństwach. Gdy Harry usłyszał pytanie kolegi, zmierzył mnie wzrokiem. To było dziwne... Całkowicie nie ogarniam o co chodzi temu chłopakowi. To, że z nim „jestem”, to nie znaczy, że nie mogę tańczyć z nikim innym, swoją drogą to Harry pewnie nawet nie pomyślał żeby ze mną zatańczyć.
-Jasne, z chęcią z Tobą zatańczę. -szeroko się uśmiechnęłam do Zayn'a, po czym razem z nim wstałam od stolika, przy którym siedzieliśmy. Akurat leciała jakaś szybko melodia, jak się nie mylę to Kim Cesarion – Undressed. Oboje zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Niestety muszę przyznać, że Malik jest bardzo słabym tancerzem. Co chwilę wykonywał śmieszne ruchy, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Ten chłopak na naprawdę ogromne poczucie humoru. To jest niesamowite, że potrafi żartować ze swoich kompleksów i nie przejmuje się opinią innych. Gdybym całkowicie nie czuła rytmu na pewno nie wyszłaby, na środek parkietu i nie robiłabym z siebie jeszcze większego pośmiewiska.
-Odbijamy. -koło nas pojawił się Harry i złapał mnie za rękę. Jego dotyk był dziwny, taki szorstki i nie przyjemny... Dokładnie taki sam jak Harry. W dodatku pech chciał, że zaczęła lecieć wolna melodia. Styles przyciągnął mnie do siebie i przytulił, oplatając moją talię rękoma.
-Kamery weszły do klubu. -szepnął mi na ucho, jeszcze bliżej się przysuwając. Nie miałam innego wyjścia, jak położenie rąk na jego szyi i udawaniu, że jestem zajęta tańcem i Harry'm. Oczywiście paparazzi od razu nas wyłapali i co chwilę do moich soczewek docierał błysk fleszy. Gdy skończyła się piosenka Styles złapał mnie za rękę i zaprowadził do stolika, gdzie siedziały już dziewczyny.
-Ale wy słodko wyglądacie. -odezwała się Danielle, uważnie nam się przyglądając, na co ja tylko się delikatnie uśmiechnęłam. Harry puścił moją dłoń i objął mnie w talii, jednocześnie kładąc głowę na moim ramieniu. Kątem oka spojrzałam się na twarz chłopaka i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Harry szeroko się uśmiechał. Rozumiecie? On się uśmiechał! I to nie był sztuczny uśmiech. Jego uśmiech był taki szczery. Po chwili jednak odsunął się ode mnie i pokazał mi dłonią, abym usiadła. Zrobiłam tak, jak pokazał, a on usiadł koło mnie. Jego obecność była dziwna, niestety muszę się na najbliższe pół roku do tego przyzwyczaić.
-Właściwie to jak się poznaliście? -spytała Eleanor. No nie, błagam. Nie byłam przygotowana na takie „przesłuchanie”. Najpierw chciały wiedzieć ile jesteśmy razem, teraz to... Błagam Harry, powied coś!
-Alice śpiewa i właśnie nagrywa w Syco Records, tylko nie w tej głównej wytwórni. I jakoś tak się stało, że tam się poznaliśmy. -wytłumaczył za mnie. W sumie powiedział prawdę, przynajmniej w tym nie musiał skłamać.
-Alice, a sama mieszkasz w Londynie? -spytała tym razem Danielle.
-Tak, sama mieszkam. -skłamałam. Czułam się z tym okropnie. Przecież mieszkam z Becks, ale naprawdę nie miałam ochoty opowiadać o niej przy Harry'm. Może Niall, Zayn i inni są godni zaufania, ale na pewno nie Styles. Mimo, że przy kamerach potrafi być miły, kulturalny i nawet delikatny to i tak jest dupkiem i to się nigdy nie zmieni.
 Justin Bieber - Nothing like us
_________________________
 hej miśki :)
 Bardzo przepraszam osoby, które się uzależniły, ale nic nie zrobię i nie będę codziennie dodawać rozdziałów. Będę z Wami szczera - mam napisane już prawie 8 rozdziałów, no ale nie dodam ich wszystkich naraz. Teraz mam ferie, więc piszę dużo, ale od poniedziałku znowu szkoła i prawdopodobnie, będę pisała tylko w weekendy, więc żeby pojawiały się mniej więcej systematycznie muszę robić te 4-5 dni przerwy między rozdziałami. Jeszcze chce Wam bardzo podziękować <33 Z każdym rozdziałem przybywa czytelników i jest mi niezmiernie miło. Przenosząc na bloggera miałam "ze sobą" kilka czytelników i dziękuję, że te osoby ze mną zostały, mimo, że nie każdemu podobał się pomysł z dodawaniem tutaj rozdziałów.
No to chyba tyle ode mnie...
A i jeszcze jedno: Poszukuję tłumaczenia FF "Tears of an Angel". Wie ktoś może, gdzie mogę znaleźć, albo ejst ktoś kto chce podjąć się tłumaczenia? Bardzo mi zależy, już po samym zwiastunie się rozpłakałam i muszę to przeczytać. Wiem, że mogłabym sama to przetłumaczyć (bo skromnie mówiąc jestem dobra z angielskiego), ale po prostu brakuje mi czasu. No to już koniec xD Trzymajcie się wszystkie <33



PS. Jeśli ktoś chce być prywatnie informowany o rozdziałach to może zostawić mi swój mail, albo gg :))

niedziela, 23 lutego 2014

More Than Famous || Rozdział 2

 Komentarz = szacunek i motywacja dla autora

" Don't turn around
I'm sick and I'm tired of your face
Don't make this worse
You've already gone and got me mad
It's too bad I'm not sad
It's casting over
It's just one of those things
You'll have to get over it"

~.~

-Cieszę się, że się zgodziłaś. -powiedziała Rose, jak zwykle uśmiechnięta. Czasami już nie wiedziałam, co mają znaczyć te jej uśmiechy.
-Kiedy Go poznam? -w końcu przydałoby się poznać mojego „chłopaka”.
-Tak Ci się spieszy? -spytała Rose, cicho chichocząc pod nosem. Ugh, czasami mam dość tej kobiety. -Spokojnie, nie ucieknie. -ojj Rose, wolałabym, aby uciekł... Nawet nie wiesz jak bardzo...
-Nie, po prostu skora ma być moim „chłopakiem”... -zakreśliłam w powietrzu cudzysłów. -...chciałabym go poznać.
-W porządku, już powinien być. Reszta chłopców przyjechała już pół godziny temu. Harry dzwonił i powiedział, że jakaś dziewczyna prawie zrobiła mu garaż z samochodu. -tłumaczyła Rose, gestykulując dłońmi.
-Ta dziewczyna musiała być pewnie jakąś blondynką. -zaśmiałam się, chociaż sama dzisiaj jakiemuś chłopakowi niemalże zrobiłam garaż.
-Dobra, chodźmy już. Harry już na pewno jest. -podniosła się ze swojego fotela i zaczęła iść w kierunku innego gabinetu. Szczerze mówiąc trochę się bałam tego spotkania. Wcale nie podobało mi się to całe udawanie. Poza tym nie wiedziałam co właściwie miałabym robić. Miałam w życiu na poważnie tylko jednego chłopaka. Byłam z nim przez trzy lata, a wcześniej przyjaźniłam kolejne dwa lata, inne związki trwały nie dłużej niż miesiąc. Poza tym od roku jestem sama. Boję się, że wyjdę na idiotkę. Zrobię coś głupiego, a Harry mnie wyśmieje. Bo w końcu on jest gwiazdą, milion dziewczyn Go kocha, a ja jestem tylko zwykłą dziewczyną, która teraz będzie się wybijać dzięki One Direction. Dziwnie się z tym czuję. To tak jakbym była jakimś pasożytem i żerowała na ich sławie. Ehh... ale skoro Rose twierdzi, że to świetny pomysł, to może rzeczywiście nie będzie aż tak źle.
Stanęłyśmy przed drzwiami do gabinetu jej narzeczonego. Rose otworzyła drzwi i weszła pierwsza, a ja za nią. Michael, narzeczony mojej szefowej tam był, razem z jakimś mężczyzną i pięcioma chłopakami. Rozpoznałam w nim tego chłopaka, w którego niemalże wjechałam. To był ten w kręconych włosach. Jak mu tam było? Niall? Tak, właśnie Niall. Boże, za co? Przynajmniej dobrze, że to nie Harry. Ten cały Niall spojrzał się na mnie i od razu się skrzywił, wydając z siebie cichy jęk.
-Rose, nie mów, że to jest ta „wspaniała” Alice. -odezwał się w kierunku mojej szefowej, kreśląc w powietrzu dwoma palcami cudzysłów.
-Tak, to właśnie jest Alice, mówiliśmy Ci o niej Harry. -zaraz, że co? Że Harry? Ale jak? Przecież Harry to ten w najkrótszych włosach, a to miał być Niall! Na odpowiedź Rose Harry dziwnie wywrócił oczami. Nawet nie chcę wiedzieć co pomyślał, gdy mnie zobaczył. Po jego minie można wywnioskować, że nie był zadowolony. Zresztą ja tak samo. -Coś nie tak Harry? -spytała Rose.
-Na przyszłość Alice bardziej uważaj prowadząc samochód. -zwrócił się w moją stronę bardzo chłodnym tonem, a Rose posłała mu pytające spojrzenie. -To Ona prawie we mnie wjechała. -wyjaśnił poważnym tonem. Jezu, znam Go kilka minut, a już Go nienawidzę.
-Blondynka? -tym razem Rose skierowała swoje pytanie do mnie.
-Nie komentuj, proszę... -lekko się skrzywiłam i przeniosłam swój wzrok na resztę chłopców, którzy nam się przyglądali. Zaczęłam się zastanawiać jak to jest, który to w końcu Niall i czy innych też pomyliłam. Nie no, na pewno bo skoro Harry miał być tym poważnym, a Niall tym dupkiem to kim w końcu jest ten poważny?
-Dobra, wy już się znacie, to może teraz Alice zapoznasz się zresztą zespołu? -spytała Rose wskazują dłonią na uśmiechniętych (oprócz Harr'ego) chłopców.
-Jestem Lyn. -przedstawiłam się szybko, a szefowa skarciła mnie wzrokiem. Nie wiem co miała na myśli mówiąc „zapoznasz się”, ale na pewno nie zamierzałam od razu opowiadać im o sobie, a już szczególnie nie Harr'emu. To dupek!
-Cześć Lyn. -odezwał się uśmiechnięty blondyn. Wydawał się być o wiele milszy od mojego „chłopaka”. -Jestem Niall. -ahh, więc to ty jesteś Niall. Jak ja mogłam Cię pomylić z Harry'm? Na przyszłość Lyn bardziej używaj swojego mózgu, skoro podobnież go masz. -A to jest Liam. -wskazał na chłopaka, który miał na ręce wytatuowane strzałki, czy coś takiego. -Zayn. -Mulat podniósł dłoń do góry i delikatnie pomachał w moją stronę. -I Louis. -pokazał na ciemnego blondyna o niebieskich oczach. Och Lyn, całkowicie wszystkich pomyliłaś. -No i Harr'ego już znasz. -na końcu pokazał na loczka, który zupełnie inaczej niż inni nie uśmiechnął się, tylko skrzywił. Tak Harry, też Cię nie lubię.
-Alice, Harry musicie jeszcze podpisać umowę. -odezwał się dotychczas milczący Michael.
-Gdzie? -odezwał się Harry swoim zachrypniętym głosem, wstając z kanapy, na której siedział.
-Tutaj masz umowę. -Paul podał mu papiery, a on złożył na nich swój podpis. Szczerze mówiąc do ostatniej chwili myślałam, że odkąd mnie zobaczył zmieni zdanie i wycofa się z tego okropnego pomysłu. W końcu to nie zagrozi ani trochę jego życiu, a gdybym to ja się wycofała, byłoby o wiele gorzej niż w Jego przypadku.
-Proszę Alice. -ten sam mężczyzna również podał mi arkusz dokumentów. Zaczęłam je powoli przeglądać. W przeciwieństwie Harr'ego wolałam wiedzieć na co dokładnie się piszę. Nie mogłam tak jak on podpisać w ciemno.
-Nie ma żadnego haczyka. -powiedziała Rose. -Ale jak chcesz to przeczytaj. Harry pewnie zna już tą umowę na pamięć, w końcu nie raz już ją podpisywał. -zaśmiała się, na co ja wymusiłam na swojej twarzy uśmiech, jednak w środku się bardzo skrzywiłam. To co powiedziała Rose znaczyło jedno – Harry już nie raz był w takich „związkach”. Po kilku minutach czytania umowy złożyłam swój podpis i oddałam arkusz Paul'owi, który wcześniej mi go podał. Czyli tak, przy kamerach musimy się ładnie uśmiechać i pokazywać jak bardzo się kochamy. Super. I to wszystko przez pół roku. Nie mam pojęcia jak ja dam radę tyle czasu udawać, ale muszę. Gdyby tu nie chodziło o zdrowie Becks, na pewno bym się nie zgodziła. Muszę to dla niej zrobić.
-Mogę już iść? -spytałam się Rose, z nadzieją, że puści mnie już wolną.
-Musisz lepiej się poznać ze Styles'em. -ahh, więc tak ma na nazwisko. Jest tak samo okropne jak on. -Zostawimy was samych. -powiedziała Rose, wychodząc razem z całą ekipą z pomieszczenia. Niall był ostatni. Pomachał nam i zamknął drzwi, zostawiając mnie samą z Harry'm. Między nami zapadła krępująca cisza. Przynajmniej dla mnie.
-Mam nadzieję, że przy kamerach będziesz bardziej pokazywać, że mnie kochasz. -powiedział sarkastycznie Styles.
-Jeśli muszę... -odpowiedziałam niechętnie. Na prawdę w tym momencie marzyłam jedynie o tym, aby znaleźć się jak najdalej niego.
-Nie rozumiem Cię. Zgodziłaś się, ale widzę, że bardzo tego nie chcesz. -uniósł jedną brew do góry. Wow, zauważył to, że nie chcę z nim „być”. Brawo Harry! Widzę, że masz wysoki iloraz inteligencji!
-Nie uważasz, że to dziwne udawać, że się „kochamy”? -spytałam ironicznie, zakreślając w powietrzu cudzysłów.
-A jednak się zgodziłaś. -zauważył, chamsko się uśmiechając. Nienawidzę tego uśmiechu!
-Nie jestem twoją taką pierwszą „dziewczyną”, prawda? -spytałam, spoglądając na niego.
-Punkt dla Ciebie. -powiedział, jakbyśmy grali w grę „zgaduj, zgadula”. Ale on jest irytujący...
-Nie boisz się, że zakochasz się w którejś z tych dziewczyn? -spytałam prosto z mostu. Już taka byłam. Kiedy chciałam coś wiedzieć po prostu o to pytałam, mówiłam co myślę. No dobra, może nie zawsze, bo czasami ogranicza mnie Rose, ale gdy tylko mam okazję to zrobić to nie owijam w bawełnę, tylko mówię co nawinie mi się na język. Rose tego nie popiera, mówi, że to moja wada, że czasami lepiej nic nie mówić. Za to Beccy twierdzi zupełnie inaczej. Zawsze mi powtarza, że lepiej mówić co się myśli, niż udawać.
-Zakocham? -znowu się skrzywił. Chyba u niego to już nawyk. -Nie, nie boję się. Nie mógłbym się zakochać w żadnej dziewczynie, nawet w Tobie. -au, to trochę bolało. Cóż, przynajmniej wiem, że mam z Harry'm jedną wspólną cechę - mówimy to co nawinie nam się na język. -Ja nie mam uczuć. -kontynuował. -Nie musisz się bać, że coś między nami będzie, bo nie będzie. Obiecuję, że przez te pół roku nic do Ciebie nie poczuję. Za sześć miesięcy umowa się skończy, a my zapomnimy, że kiedykolwiek się znaliśmy. Ty będziesz szczęśliwa, bo będziesz bardziej popularna, a mi Paul załatwi pewnie kolejny związek. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? -skończył swój monolog pytaniem. Był widocznie znudzony moim towarzystwem, tak samo, jak ja jego.
-Nie. -powiedziałam krótko i stanowczo. -To ja idę, cześć. -zaczęłam kierować się do wyjścia, nie czekając na jego odpowiedź. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Do zobaczenia wieczorem. -jego głos mnie zatrzymał. Nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło.
-Jak to wieczorem? -zdziwiłam się. Nikt mi nic o tym nie wspominał.
-Nie wiesz? -on również był zdziwiony. -Wieczorem mam Cię zabrać do klubu. -wyjaśnił.
-Nie mogę dzisiaj... -powiedziałam niechętnie. Przecież resztę wieczoru miałam spędzić z Beccy, a nie ze Styles'em!
-Nie obchodzi mnie to, że miałaś już inne plany. -powiedział sucho. „Dupek” - jedyne co pomyślałam na jego temat. Swoją drogą, gdy tylko patrzę na jego twarz ciśnie mi się do ust, aby wykrzyczeć w jego stronę „dupek”.
-O której? -spytałam niechętnie. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się zgodzić, przecież mógł powiedzieć Rose, a wtedy nie byłoby za ciekawie.
-O 20 będę po Ciebie. Dobrze by było, gdybym, miał twój adres i numer komórki. -mówił ciągle tym samym tonem głosu, nie wyrażającym żadnych emocji. No tak, zapomniałam. Ten człowiek nie ma uczuć, więc jak ma pokazywać emocje?
Wyciągnęłam z torebki notatnik i wyrwałam z niego jedną kartkę. Napisałam na niej swój adres i numer telefonu, po czym chciałam wyjść jak najszybciej z tego pomieszczenia.
-Załóż sukienkę. -do moich uszu dotarł jego głos. Nie zamierzałam mu odpowiadać. Szybko wyszłam z wytwórni i wsiadłam do samochodu. Po kilku minutach dojechałam do mojego mieszkania, gdzie czekała na mnie Becks. Gdy tylko weszłam do domu, ona rzuciła mi się na szyję.
-Wolisz zjeść w domu, czy idziemy od razu i zjemy coś na mieście? -spytała wesołym głosem.
-Umm... -zamyśliłam się. Przecież przez Harr'ego nie mogłam z nią wyjść. -Beccy nie mogę. -powiedziałam zawiedzionym głosem.
-Ale jak? Przecież obiecałaś! -przypomniała mi. W jej głosie słyszałam złość. Ehh, nie dziwię jej się. Przecież obiecałam... Ale ten pieprzony związek ze Styles'em wszystko popsuł.
-Wieczorem mam spotkanie, muszę się do niego przygotować. -wyjaśniłam pokrótce. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy nie powinnam jej powiedzieć całej prawdy o tym chorym związku. Ale ta opcja odpadała. Rebecca nie mogła się dowiedzieć, tak samo jak nikt oprócz mnie i chłopaków nie może wiedzieć. Podpisując umowę, zgodziłam się na to, że nikomu nie mogę powiedzieć jak jest naprawdę...
-Z kim? -zadała kolejne pytanie. Jej ton głosy był dziwny, ani rozgniewany, ani ciekawski, po prostu taki nijaki. Nienawidziłam, gdy tak się zachowywała, pewnie tak samo, jak ona nienawidziła, gdy nie miałam dla niej czasu.
-Z chłopakiem. -odpowiedziałam, podchodząc do szafki, gdzie stał czajnik, w którym przed sekundą zagotowała się wodą. Czekając na kolejne pytanie siostry, zaczęłam parzyć sobie herbatę.
-Poznałaś kogoś? -tym razem usłyszałam w jej głosie zaciekawienie. Może jeśli powiem jej, że mam chłopaka to mi daruje?
-Można tak powiedzieć. Zaprosił mnie dzisiaj na imprezę. -tłumaczyłam. -Świetnie się dogadujemy i dziwnie by było, gdybym odmówiła. Może coś z tego będzie. -skłamałam. Nie mogłam jej powiedzieć, że do tej imprezy zmusza mnie umowa z tym całym Modest, czy jak to się nazywa. Zresztą nie ważne. Zmusza mnie do tego umowa, którą najchętniej bym spaliła.
-W porządku rozumiem. To może jutro? -spytała z nadzieją w głosie.
-Jutro mam sesję... -powiedziałam niechętnie. Zdecydowanie wolałabym spędzić ten dzień z Beccy, niż przez kilka godzin pozować do obiektywu. Niestety to nie ja o tym decyduję. Zero sprzeciwu z mojej strony...
-To może pojutrze? -zaproponowała kolejną datę. Widziałam, że zależało jej na każdej chwili spędzonej ze mną. W końcu mamy obietnicę - „Lyn i Beccy razem przeciw całemu światu!”. To było dwa lata temu. Przysięgłyśmy sobie, że będziemy trzymać się razem mimo wszystko. Dotychczas nam się udało, nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. A tymczasem ja muszę ukrywać przed nią tak ważną rzecz. Kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć. Ale co ja mogę zrobić? Nic.
-Pojutrze mam po południu nagrywanie. Jedynie rano możemy gdzieś na chwilę wyjść. -I znowu ją rozczarowałam. Wiedziałam, że liczyła na inną odpowiedź.
-Przynajmnie tyle... -zdecydowanie była rozczarowana. -To pomóc Ci w przygotowaniach do tej randki? -spytała ponownie z nadzieją w głosie.
-Jasne. -szeroko się do niej uśmiechnęłam. Zaczęłam rozmyślać co ja takiego założę. Pierwsze co przyszło mi na myśl to wygodne rurki, koszula i ewentualnie szpilki. Jednak ten pomysł jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął, gdy tylko przypomniałam sobie słowa Harr'ego - „załóż sukienkę”. Ok, sukienkę. Razem z Becks poszłam do mojego pokoju.
-Może to? Będziesz w tym ślicznie wyglądać? -pokazała na skórzane rurki i kremową koszulę.
-Lubię te spodnie, ale myślałam nad sukienką. -powiedziałam przeglądając wieszaki mojej szafy.
-W porząd... że co? Nad sukienką? Dobrze usłyszałam? -wyraźnie się zdziwiła tym, że chciałam założyć sukienkę.
-Tak, dobrze usłyszałaś. -potwierdziłam, delikatnie uśmiechając się w jej stronę.
-Ale jak? -nadal była zdziwiona. -Przecież ty nie lubisz nosić sukienek. Co ja gadam?! Ty nienawidzisz nosić sukienek! Nawet nigdy Cię nie widziałam w sukience! -wow, co za odkrycie.
-Wiem, że nie noszę sukienek, ale może czas to zmienić? -i znowu skłamałam... Zdecydowanie wolałabym założyć spodnie niż sukienkę. Ale muszę...
-Dobra, nie wiem co to za chłopak, ale musi być wyjątkowy skoro chcesz dla niego założyć sukienkę. -stwierdziła Becks. Wyjątkowy? Nie sądzę. To największy dupek na świecie!
-Yhm. -cicho jej odpowiedziałam, próbując powstrzymać swój śmiech. Nie wiem co by musiało się stać, żeby Styles był wyjątkowy. On zawsze będzie dupkiem. Na samą myśl, że na początku oczekiwałam, że będzie tym wychowanym i kulturalny się zaśmiałam.
Wyjęłam moje dwie, a zarazem jedyne sukienki i poszłam do łazienki. Jak się okazało były na mnie za krótki i za luźne. Ostatnio zakładałam je jakieś 3 lata temu, gdy byłam niższa i nieco grubsza.
-Becks! -krzyknęłam, wychylając się z łazienki. -Pożyczysz mi sukienkę? Tą czarną? -spytałam z nadzieją w głosie. W końcu moje jedyne dwie sukienki okazały się znacznie za duże. Po chwili Becky przyniosła mi śliczną małą czarną.
-Dzięki, nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. -uśmiechnęłam się do siostry, odbierając od niej sukienkę. Gdyby nie ona, nie wiem co by było. Pewnie Styles by się wkurzył, że nie mam sukienki. Ehh... lepiej go nie denerwować. Wystarczająco bardzo się nie lubimy. Wole nie pogarszać naszych relacji. W końcu muszę wytrzymać z nim pół roku. Aż pół roku...

Avril Lavigne - Get Over It


________

hej :) 
Jak pewnie zauważyłyście zmieniłam wygląd bloga. Jak wam się podoba? Według mnie wygląda o wiele lepiej niż wcześniej. Jest to efekt mojej nudy. Mam teraz ferie i chyba cały swój wolny czas spędzam przy komputerze. Prawie ciągle piszę teraz rozdziały, ale czasami mam po prostu tego trochę dość, bo jak się pisze po jakieś 8 godzin dziennie to można trochę zwariować xD Wiem, że szablon nie mierzy się z szablonami wykonanymi na różnych szablonarniach, ale mi się podoba, więc jeśli ktoś chce to mogę "po znajomości" zrobić. Wspominałam już, że prowadzę stronę ze zwiastunami na zamówienie? Chyba nie, więc właśnie wam mówię. http://trailer-makers.blogspot.com/ Niby na razie mam przerwę, ale dla Directioners zrobię wyjątek i bez kolejki mogę zrobić, więc zapraszam ;) Następny rozdział pojawi się 28.02.14. A i jeszcze jedno, wybiera się ktoś na zlot Directioners 01.03.14 do Warszawy? Sama z chęcią bym poszła, ale niestety nikt  z moich znajomych nie jest Directioners, więc sama raczej nie pójdę ;x

czwartek, 20 lutego 2014

More Than Famous || Rozdział 1

komentarz = szacunek i motywacja dla autora

"We held our breath when the clouds began to form
But you were lost in the beating of the storm
And in the end we were made to be apart
Like separate chambers of the human heart"


~.~

„Kto jest takim idiotą, żeby budzić mnie o 7 rano i to w wolny dzień?” - pomyślałam, gdy ze snu wyrwał mnie jakże irytujący o tej godzinie dźwięk telefonu. Już miałam odrzucić połączenie i iść dalej spać, jednak kiedy zobaczyłam, że na ekranie wyświetla się „ROSE”, od razu zmieniłam zdanie. Niechętnie przeciągnęłam palcem po ekranie, aby odebrać połączenie.
/-Słucham? -powiedziałam zaspanym głosem, jednocześnie ziewając.
-Obudziłam Cię? -spytała, jak zwykle melodyjnym głosem moja szefowa.
-Nie, skąd ten pomysł? Od trzech godzin jestem na nogach i właśnie miałam zamiar iść pobiegać. -powiedziałam sarkastycznie do słuchawki.
-Przepraszam. -jej głos wcale nie brzmiał, jakby żałowała tego, że mnie obudziła.
-Mam nadzieję, że to coś ważnego. -inaczej lepiej nie zadzierać z niewyspaną Lyn!
-Gdyby to nie było nic ważnego, nie dzwoniłabym. -ona za każdym razem mówi, że dzwoni w ważnej sprawie, a zazwyczaj tą ważną sprawą jest między innymi pytanie o to w czym będzie lepiej wyglądać.
-Masz minutę, potem się rozłączam i idę dalej spać. -powiedziałam przezierając nadal zamykające się oczy.
-Za godzinę widzę Cię w wytwórni, to nie rozmowa na telefon. -powiedziała poważnym głosem, jak na nią za poważnym! Szczerze mówiąc, trochę się przestraszyłam.
-Mam wolne... -jęknęłam do słuchawki, a moja twarz przybrała pewnego rodzaju grymas.
-To ważne. -próbowała mnie zachęcić. -Nie zajmę Ci dużo czasu, to widzimy się za godzinę, pa.
-Za półtorej godziny! -zdążyłam jeszcze powiedzieć, zanim się rozłączyła.
-Godzinę! -odpowiedziała, rozłączając się./
Powolnie wstałam z łóżka i usiadłam na jego krawędzi. Rozejrzałam się po mojej sypialni. Pod moimi stopami leżała sterta starych magazynów. Szafki były pootwierane, a ubrania w nich leżały tak, jakby przed chwilą przeszło tam tornado. Z poniedomykanych szuflad wystawało wiele rzeczy np. pasek do spodni, którego szukałam przez cały ostatni tydzień. Na podłodze leżało wiele niepotrzebny, albo potrzebnych rzeczy. Ale z Ciebie bałaganiarz Lyn! Wszystkie koszule są pogięte. Na samą myśl prasowania na mojej twarzy pojawił się grymas. Tak owszem, nie nawidzę prasować, tak samo jak sprzątać, gotować, ani wykonywać wiele innych podobnych rzeczy. Jeszcze raz przejechałam wzrokiem po szafie, jedynie na dole leżały starannie ułożone luźne koszulki i kilka par dresów. Dlaczego nie były pogniecione, jak reszta rzeczy w mojej szafie? Rose nie lubi, gdy ubieram się na sportowo, więc tamte ubrania dawno poszły w odstawkę, od kilku miesięcy nie zaglądałam do tamtej półki. Wzięłam do rąk szare obcisłe dresy i biały, lekko za duży t-shirt z jakimś nadrukiem. Ehh, może Rose nie będzie zła za mój ubiór? Nawet jeśli, to dzisiaj mało mnie to obchodzi. Mam wolne, a że jej się zachciało spotkać, to już nie mój problem. Z czystymi ubraniami poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybko prysznic. Następnie ubrałam się w przygotowany wcześniej zestaw i skierowałam się do kuchni. Becky już nie spała. Siedziała przy stole robiąc coś na laptopie. Była tak skupiona, że nawet mnie nie zauważyła. Dopiero, gdy za mocno zamknęłam drzwiczki od szafki ocknęła się i zorientowała się, że nie jest sama.
-Jezu, Lyn, mogłabyś mnie tak nie straszyć? -spytała, łapiąc się za klatkę piersiową. Bardzo łatwo ją przestraszyć. Nie dziwię jej się... Też przez to przeszłam... No może nie zupełnie... Ale rozumiem jej sytuację...
-Przepraszam, to niechcący. -uśmiechnęłam się szeroko, siadając na krześle obok jej. Przez ramię zajrzałam co robi. Jak zwykle to samo, szukała pracy. Czy ta dziewczyna jest robotem? I tak w obecnej pracy bierze nadgodziny, więc po co szuka czegoś innego?
-Po co to robisz? -spytałam, wskazując wzrokiem na ekran laptopa.
-Wczoraj mnie zwolinili. -powiedziała, wypuszczając powietrze z płuc.
-Jak.to.Cię.zwolnili? -powiedziałam powoli, robiąc kilkusekunodową przerwę między każdym wyrazem.
-Szefowa stwierdziła, że za słaby ruch jest na tak dużą obsługę i akurat wypadło na mnie. -swój wzrok zwróciła na podłogę, pewnie dlatego, aby nie zobaczyła łez zbierających się pod jej powiekami. Niestety zdążyłam już je zauważyć. Żadna z nas nie lubiła okazywać słabości przy kimś, nawet jeśli byłyśmy tylko we dwie. Wolałyśmy zachować to dla siebie. Jedna z nielicznych rzeczy, które nas łączą.
-Nie przejmuj się. -próbowałam ją pocieszyć. -Znajdziesz na pewno szybko nową pracę.
-Nie byłabym tego taka pewna. Nic nie ma dla mnie. Gdziekolwiek wysyłam CV, za każdym razem ten sam argument, aby mnie nie przyjąć. Robię Ci tylko kłopot, niedość, że sama masz ciężko to jeszcze mi pomagasz w utrzymaniu. -znowu zaczęła ten temat. Nie lubiłam o tym rozmawiać. Zarówno dla mnie, jak i dla niej nie jest to zbyt przyjemny temat, dlatego od razu lepiej go skończyć.
-Miałyśmy o tym nie rozmawiać, pamiętasz? Muszę iść do pracy. -powiadomiłam Becks.
-Dzisiaj? -wyraźnie się zdziwiła. Zauważyłam to po tym, jak podniosła brwi do góry, a jej głos zmienił swoją barwę na lekko piskliwą. Zawsze tak robi, jak jest zaskoczona. -Przecież miałaś mieć wolne. -właśnie, miałam mieć wolne...
-Tak dzisiaj. Rose przed chwilą zadzwoniła, ma ważną sprawę. -wyjaśniłam.
-Czyli szykuje mi się kolejny samotny i nudny dzień... -powiedziała smutnym głosem Becky, kierując swój wzrok na widok z okna, który przedstawiał samo centrum Londynu. Jak zwykle zawiesiła swój wzrok na oddalonym od naszego mieszkania o kilka ładnych metrów Big Benie.
-Może nie zajmie mi dzisiaj tak dużo czasu. -na prawdę miałam nadzieję, że przynajmniej w mój już nie wolny dzień szefowa da mi luzy w pracy. -Ale obiecuję, że jak tylko wrócę wyjdziemy gdzieś razem. -może w ten sposób nie będzie na mnie zła? Ostatnio rzadko spędzamy razem czas, no ale to nie moja wina, że muszę pracować! Przecież bez tej pracy, bez Rose już dawno wylądowałybyśmy na ulicy, albo pod mostem. Dlatego też nie mogę narzekać i marudzić, że nie chcę iść do pracy. Jeśli Rose mnie prosi, to muszę to zrobić. Nie mogę jej zawieść.
-W porządku. -powiedziała już nieco weselszym tonem. -To może pójdziemy po prostu na specer? -zaproponowała z nutą nadziei w głosie. -Tak dawno nigdzie razem nie byłyśmy. -zauważyła. No co ty nie powiesz Becks?
-Jasne, może być spacer. Muszę już lecieć, bo Rose mi urwie głowę. -powiedziałam, chwytając kluczyki do mojego nowego Land Rovera. Swoją drogą, gdyby nie Rose nie miałabym tak łatwo i musiałabym wszędzie przemieszczać się zatłoczonymi autobusami, ewentualnie własnymi nogami. To jest kolejny powód, dlaczego nie mogę sprzeciwiać się zdaniu Rose.
Windą zjechałam na podziemie budynku, gdzie znajdował się parking. Miałam nie mały kłopot ze znalezieniem mojego pojazdu (zawsze zapominam, gdzie go zostawiam). Na szczęście po kilku minutach odnalazłam mój samochód. Włożyłam kluczyk do stacyjki i go przekręciłam. Ten tylko głośna zacharchotał i cisza... Jeszcze raz... I cisza.
-Cholera. -zaklęłam pod nosem. Spróbowałam jeszcze raz i nic i kolejny i też nic. Już miałam wychodzić z samochodu, lecz moja podświadomość podpowiadała mi, abym spróbowała jeszcze raz. Delikatnie przekręciłam kluczyk i tym razem na szczęście auto odpaliło.
-No nareszcie. -powiedziałam sama do siebie, wyjeżdżając z podziemnego parkingu. Ochroniarz podniósł szlaban zabezpieczający wjazd i wyjazd do parkingu, gdy tylko mnie zobaczył. Przy okazji pomachał mi, a ja mu odmachałam. I właśnie w taki sposób prawie spowodowałabym wypadek przy samym wyjeździe z parkingu na drogę główną. Kierowca, w którego bym walnęła głośno zatrąbił i zatrzymał się na poboczu, po czym wysiadł z samochodu. Pewnie chciał zobaczyć czy przypadkiem nie zarysowałam jego jak się domyślam nowego BMW x5. Nie pozostało mi nic innego niż wyjście z samochodu i przeproszenie go. Zatrzymałam swój samochód i również wysiadłam, podchodząc do mężczyzny.
-Bardzo Pana przepraszam, śpieszę się i... -zaczęłam się tłumaczyć. Domyślam się, że wyglądałam wtedy jak mała przestraszona dziewczynka, która wzięła kawałek czekoladki bez pozwolenia i zaraz może dostać karę.
-Masz szczęście, że nie ma żadnych rys. -przerwał mi poważnym, zachrypniętym głosem. W sumie nie wiedziałam co mam odpowiedź. Po głowie mi chodziła myśl, co by było, gdybym naruszyła ten „idealny” samochód. Facet na pewno byłby wkurzony. Widać było, że należy do tych „lepszych”. Miał na oko 22 lata, na pewno był nie wiele starszy ode mnie. Miał na sobie pewnie cholernie drogie ciuchy, a na oczach miał okulary przeciwsłoneczne – Ray-Bany. Z kieszeni wyjął iphone'a i (jak się domyślam) spojrzał na godzinę.
-To skoro się śpieszysz to po co tu jeszcze stoisz? -spytał ironicznym głosem, a na jego twarzy pojawił się grymas. -Na zbawienie czekasz? -kontynuował. -Tutaj na pewno go nie znajdziesz. Lepiej idź do kościoła, to z pewnością lepsze miejsce niż to. -ugh, już nie nawidzę tego gościa. Jest taki zarozumiały! Czy on myśli, że jeśli ma pieniądze, to może się wywyższać. Za kogo on się do cholery ma? Najchętniej w tej chwili powiedziałabym mu co o nim myślę, jednak się pochamowałam.
-Jeszcze raz przepraszam. -powiedziałam cicho, wracając do samochodu. Po chwili znalazłam się już na drodze. W lusterku zauważyłam, że ten chłopak jedzie za mną. Po chwili spojrzałam ponownie i on nadal za mną jechał. Ugh, czy on mnie śledzi? Po kilku minutach zwróciłam swoją uwagę tylko i wyłącznie na prowadzeniu. Gdy dojechałam pod studio było tam kilku fotoreporterów i dużo dziewczyn, które krzyczały. Nie mam pojęcia co krzyczały, każda co innego, a to spowodowało, że nie dało się nic zrozumieć. Cudem przedostałam się do wejścia i windą wjechałam na piąte piętro wieżowca, gdzie znajdowała się wytwórnia Rose. Od razu skierowałam się do jej gabinetu, gdzie powinnam ją znaleźć. I miałam rację, siedziała za swoim biurkiem, chowając twarz za laptopem.
-Czemu przed budynkiem jest tyle osob? -spytałam zaskoczona tym widokiem. Nie codziennie widzę takie rzeczy. Mogłam się jedynie domyślać, że znowu tutaj nagrywa jakiś znany piosenkarz, czy zepsół. Już raz zastałam taki widok, gdy Adele gościnnie nagrała tutaj jedną piosenkę. Nigdy nie zapomnę tych tłumów, które krzyczały ciągle „Adele! Adele! Adele!” i tak w kółko. Czy oni nie mają co robić? Ja rozumiem, że można kogoś lubić, ale że aż tak? Też jestem fanką Adele, ale nie krzyczałam na jej widok. Gdy ją poznałam właśnie w studiu to grzecznie poprosiłam o autograf i wspólne zdjęcie i tyle. No może zadałam jeszcze kilka pytań, ale na pewno nie tryskałam jakoś szczególnie euforią z tego powodu.
-Czyli jednak? -spytała zawiedziona. -A miałam nadzieję, że się nie dowiedzą i będzie spokojnie. Cóż, nie wyszło. -mówiła, nie odrywając wzroku od monitora. Jak ta kobieta to robi, że ma tak podzielną uwagę?
-Ale o co im wszystim chodzi? -dopytywałam. Nie nawidzę tego, że Rose nigdy nie może od razu powiedzieć, tylko ciagnie i ciągnie, nie dając mi konkretnej odpowiedzi.
-Zaraz się dowiesz. To nie jest takie ważne. Nie po to przecież chciałam się spotkać. -wreszcie zamknęła laptopa, a okulary korekcyjne zdjęła i włożyła do futerału.
-Coś zrobiłam? -spytałam lekko przestraszona. W końcu nie w każdy wolny dzień dzwoni do mnie Rose, nie chcąc powiedzieć o co chodzi.
-Nie, dopiero możesz zrobić. -oznajmiła, delikatnie uśmiechając się do mnie. Ten uśmiech zdecydowanie należał do tych chytrych uśmiech, które znaczyły, że ta kobieta coś knuje. Co tym razem Rose wymyśliła? Mam nadzieję, że to nie jest żaden z jej szalonych pomysłów. Ostatnio stwierdziła, że w teledysku do nowej piosenki mam śpiewać, pływając w basenie. Czy to nie jest dziwne, głupie i w dodatku nie możliwe? Bo w końcu jak mam śpiewać, gdy będę pod wodą, co chwilę wynurzając się, aby zaczerpnąć powietrze. No dobra, gdybym płynęła na plecach to byłoby to realne, ale sam ten pomysł brzmi żałośnie.
-Możesz powiedzieć jaśniej o co Ci chodzi? -poprosiłam, choć ona pewnie nie powie mi od razu co jej chodzi po głowie.
-Kojarzysz zespół One Direction? -spytała, wyjmując z biurka jakieś papiery.
-Chyba każdy kto mieszka w Wielkiej Brytanii i posiada internet, bądź telewizor wie o ich istnieniu. -znowu nie powiedziała mi o co jej konkretnie chodzi. Ughhh, nie nawidzę tego.
-Racja, dobra przejdźmy do rzeczy. -no nareszcie, czekam na to od kilku minut! -Razem z Paul'em wpadliśmy na pomysł co zrobić, aby zrobiło się głośno wokół was. -nie, to zdecydowanie nie były konkrety. Czy ta kobieta nie potrawi powiedzieć czegoś prosto z mostu?
-Kim jest Paul i jak to nas? -spytałam zdziwiona. Za cholerę nie mogłam wpaść na pomysł kim jest Paul. Jej narzeczony, który swoją drogą jest moim drugim szefem (choć widziałam go może ze trzy razy), ma na imię Michael, więc to na pewno nie o niego chodziło. W dodatku nie przypominam sobie, żeby tutaj pracował jakiś Paul. Kolejna rzecz, jak to nas? O co jej chodzi?
-Paul to mój przyjaciel, jest menadżerem One Direction. -wyjaśniła, wziąż przeglądając papiery.
-I co ma to wspólnego ze mną? -dopytywałam się.
-Może mieć bardzo dużo wspólnego. -powiedziała, wkładając dokumenty do tekturowej teczki, po czym swój wzrok przeniosła na mnie. Znowu miała ten chytry uśmieszek.
-Rose, możesz w końcu powiedzieć o co Ci chodzi? -spytałam zniecierpliwiona. Moja cierpliwość nie wytrzymała.
-Spokojnie, pomysł Ci się spodoba. Razem z Paul'em chcielibyśmy, żebyś zaczęła się spotykać z jednym z chłopaków. -wyjaśniła spokojnie, a we mnie aż zabuzowało. Czy ta kobieta do końca zwiariowała? Ja zawsze wiedziałam, że ona jest szalona, ale że aż tak?
-Co takiego? -zrobiłam wielkie oczy. -Żartujesz sobie prawda?
-Nie podoba Ci się ten pomysł? -skrzywiła się.
-Nie Rose, nie podoba mi się ten pomysł. -powiedziałam spokojnym, lecz poważnym głosem. Musiałam dać jej do zrozumienia, że się nie zgadzam. -Nie mogę udawać, że z kimś jestem.
-Ojj przestań, to tylko pół roku.
-Tylko pół roku? -jeszcze bardziej się zdziwiłam. -Chyba aż pół roku. To szmat czasu. Gdyby to było jedno, dwa spotkania, ale nie pół roku! -pierwszy raz podczasz naszej rozmowy podniosłam głos, czego po chwili pożałowałam. Rose skarciła mnie wzrokiem. -Przepraszam, miałam na myśli, że nie będę potrafiła udawać. -powiedziałam już nieco łagodnieszym i ciższym głosem.
-Lyn daj spokój, tylko będziecie przed kamerami razem. Nie musicie tworzyć naprawdę związku. Wystarczy, że czasami pokażecie się razem, popozujecie do obiektywów. Nawet nie musicie się całować, wystarczy, że przytulicie się od czasu do czasu, albo dacie buziaka w policzek, złapiecie za rękę czy coś takiego. To nic wielkiego przecież! -nie Rose, udawanie, że się kogoś kocha, to wcale nic wielkiego! -Wiesz jak to Ci pomoże? Oni są najpopularniejszym zespołem na całym świecie, jeśli świat się o was dowie, to zrobicie niezłe zamieszanie wokół siebie. Media zaczną się Tobą interesować. Nie długo skończymy nagrywać płytę, wiesz jaka to promocja? Ten związek jest ogromną szansą w twojej karierze. Zresztą Oni też potrzebują ciąłego zamieszania, a to może Im też pomóc. -ciągnęła swój monolog. Owszem, miała rację z tą promocją i w ogóle, ale nie wiem czy potrafiłabym zrobić coś takiego dla kariery. -Poza tym pamiętasz o naszej umowie? -podniosła jedną brew do góry. -Dzięki mnie masz gdzie mieszkasz, masz za co żyć, dałam Ci samochód, a na markowe ubrania też by nie było Cię stać. Nie mówiąc już o leczeniu Rebeccki. Wiesz, że jeśli nie będziesz się do mnie dostosowywała to mogę w każdej chwili zerwać umowę, a Ty możesz stracić to wszystko co Ci dałam. -dobra Rose, wygrałaś. Nie mogę pozwolić, żeby Becky coś się stało, tylko przez to, że nie zgodziłam się na udawany związek.
-Jak on ma na imię? -spytałam, sztucznie się uśmiechając. Tak, właśnie w tamtej chwili się zgodziłam na tą głupotę, ale nie miałam wyboru. Postawiła mnie w jasnej sytuacji: albo się zgodzisz, albo zrywam umowę.
-Harry. -powiedziała, odwzajemniając uśmiech. „Harry” - czyli tak ma na imię mój chłopak. Tylko teraz kolejne pytanie: który to? Dobra Lyn, pomyśl trochę. Jest ich pięciu, Louis, Niall, Liam, Zayn i ten cały Harry. Louis to chyba ten mulat. Niall to ten w kręconych włosach. Liam to ten najstarszy, a Zayn to ten blondyn. W takim razie Harry musi być tym najbardziej z nich wszystkich odpowiedzialny i poważny. Uff, dobrze, że nie trafił mi się ten w kręconych włosach. Słyszałam, że niezły z niego kobieciarz, w dodatku dupek. Wcale mi się nie uśmiechało „być” z taką sobą jak ten Niall. Ale Harry na szczęście ma trochę oleju w głowie.
Linkin Park - Burning In The Skies

niedziela, 16 lutego 2014

More Than Famous || Prolog

Komentarz = szacunek i motywacja dla autora

-Słucham? - odezwał się 40 -letni mężczyzna.
-Przyszłam odebrać pieniądze, które zarobiłam w tym miesiącu. - powtórzyłam spokojnie.
-Nic o tym nie wiem. -powiedział sucho.
-W tamtym tygodniu umawialiśmy się, że dzisiaj dostanę wypłatę. -przypomniałam mu.
-Coś ci się pomyliło, dostaniesz za tydzień. -odpowiedział arogancko, przy czym krzywo się uśmiechnął.
-Miałam dostać dzisiaj. Potrzebuję tych pieniędzy. Muszę opłacić rachunki, jeśli nie zrobię tego w przeciągu dwóch dni, zabiorą mi mieszkanie. -tłumaczyłam mojemu szefowi zgodnie z prawdą. Wczoraj właściciel kamienicy wyraźnie mi powiedział, że jeśli jak najszybciej nie zapłacę, mogę zacząć szukać nowego mieszkania.
-Nie obchodzi mnie to. Za tydzień, albo wcale. Wybór należy do Ciebie. -nie dawał za wygraną.
-Na prawdę potrzebuję jak najszybciej... -zaczęłam, lecz szef mi przerwał.
-W takim razie wcale.
-Ale jak to? -nie zrozumiałam o co mu chodzi.
-Zwalniam Cię. -wyjaśnił jak zwykle poważnym tonem, krzyżując ręce ne klatce piersiowej.
-Nie może pan... -ale, ale jak? Jak on może coś takiego zrobić? Przecież wie w jakiej jestem sytuacji. Poza tym ciężko zapracowałam na te pieniądze, a on teraz tak po prostu mnie zwalnia? I w dodatku nie zamierza wypłacić należnych mi pieniędzy? Czy ten człowiek nie ma sumienia?
-Owszem, mogę i właśnie z tej możliwości skorzystałem. -powiedział, podle się uśmiechając, po czym wyszedł z pomieszczenia potocznie zwanego „zapleczem”. Tak naprawdę to był dość szeroki korytarz, gdzie mógł przebywać każdy z klientów tego klubu, choć mało kto tamtędy przechodził, ponieważ korytarz był trochę oddalony od głównej sali. Zostałam tam sama, przynajmniej tak myślałam. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Wszystko się nagle zawaliło. Właściwie to kilkamiesięcy temu wszystko się zawaliło, ale to praca dawała mi jeszcze nadzieję na ułożenia tego od nowa. Dotychczas szło powoli, ale najważniejsze, że szło. A teraz to już koniec. Ostatnia szansa zniknęła i nie ma kolejnej.
-Przepraszam... -usłyszałam za sobą cichy, kobiecy głos. -Wiem, że to nie moja sprawa, ale przez przypadek usłyszałam twoją rozmowę z tamtym mężczyzną. -wskazała na miejsce, gdzie przed chwilą stał mój były szef.
-Nic się nie stało. -powiedziałam, ocierając mokre od łez poliki. -To miejsce publiczne, każdy może tutaj przebywać.
-Potrzebujesz pomocy. -stwierdziła, spoglądając na mnie. -Pomocy, którą ja mogę Ci dać. -dodała.
-Jak... -zaczęłam. -Jak Pani może mi pomóc? -spytałam niepewnie, patrząc pytająco na kobietę, która miała góra 6 lat więcej ode mnie. Ciekawiło mnie w jaki sposób ta młoda, drobna kobieta chce mi pomóc. Przecież nie zagrozi mojemu szefowi, znaczy byłemu szefowi i nie wyciągnie z niego tych pieniędzy siłą.
-Widziałam twój występ. Masz ogromny talent. -stwierdziła, szeroko się uśmiechając. Na prawdę jej się podobałam? To takie... takie miłe. Były szef zawsze mi powtarzał, że strasznie fałszuję, ale tutaj każdy jest pijany i nie zwraca uwagi na mnie. Byłam tam tylko dodatkiem, tłem. Ale ta kobieta nie była pijana. Aż dziwne, że znalazła się w takim miejscu. Zwykle przychodzą tutaj osoby, które chcą jak najtaniej się zabawić. Nie wyglądała na taką. Widać było, że stać ją na lepszą zabawę, niż spędzenie czasu w mizernym klubie, pełnym ludzi, którzy zmarnowali swoje życie na alkohol czy narkotyki. Kobieta miała na sobie markowe ubrania, jej włosy były w idealnym stanie i miała zrobiony profesjonalny makijaż. Na pewno nie była alkoholiczką, tym bardziej narkomanką.
-Co Pani ma na myśli? -spytałam nieśmiało, nadal nie wiedząc co tej osobie chodzi po głowie.
-Po pierwsze: nie pani, mam tylko 25 lat, czuję się staro, kiedy ktoś się tak do mnie zwraca. Jestem Rose. -wystawiła do mnie rękę, przyjaźnie się uśmiechając.
-Alice, ale wolę jak mówi się do mnie Lyn, nie lubię swojego imienia. -lekko potrząsnełam jej dłonią, jednocześnie odwzajemniając uśmiech.
-Miło mi Cię poznać Lyn. Po drugie: kojarzysz może wytwórnię Syco Music? Co to za pytanie. Na pewno kojarzysz! -odpowiedziała za mnie. Fakt, jak mogłam jej nie kojarzyć? Od dziecka marzyłam, żeby nagrać coś tam. Szkoda, że moje marzenia się nigdy nie spełniły i pewnie nie spełnią. -Pracuję tam. Szukam osoby właśnie takiej jak ty. Co powiesz na wspólną współpracę?
-Mówisz poważnie? -spytałam zdziwiona jej propozycją. To tak jakby Rose czytała mi w myślach, wiedziała o mich marzeniach.
-Jak najbardziej poważnie. To jak, wpadniesz jutro, abym mogła Cię posłuchać? -powiedziała, podając mi wizytówkę.