"It takes an ocean not to break"
~.~
Zegar, który wisiał
na ścianie, non stop tykał. Sekundy mijały. Ba nawet minuty, które
nie wiadomo kiedy zamieniły się na godziny. Bezradność sprawiała,
że czułem się jeszcze gorzej, o ile było to możliwe. Nie miałem
pojęcia co działo się z Lyn, ani Angel. Nikt mi nie chciał
udzielić informacji. Byłem tak bardzo głupi, mówiąc, że jestem
tylko jej chłopakiem. Nie byłem jej rodziną. Ale skoro miała mnie
wpisanego w kontaktach ICE, to znaczy, że nie jestem jakimś tam
chłopakiem, tylko JEJ chłopakiem, który jest dla niej ważny. Ale
w tym szpitalu nikogo to nie obchodzi. Siedziałem pod salą, w
której była. Nie mogłem tam wejść. I to nawet nie chodzi o to,
że lekarz mi nie pozwolił, tylko o to, że drzwi miały kod, który
je otwierał i tylko osoby upoważnione mogły tam wejść. Nie
spałem całą noc, czekając na jakąś informację, jednak nie
doczekałem się takowej. Horan natomiast przespał całą noc na
moim ramieniu. Rano przyjechała Alex, aby zmienić się z Niall'em.
Oczywiście kazali mi jechać do domu się przespać i wrócić po
południu, ale nie mogłem zostawić tutaj samej Lyn. Musiałem być
przy niej. Moje powieki były niewyobrażalnie bardzo ciężkie, ale
kiedy je zamykałem i tak nie mogłem usnąć. Myśl, że nie mam
pojęcia co dzieje się z Lyn, w jakim jest stanie, sprawiała, że
nie potrafiłem zasnąć. Mogłem tak siedzieć z zamkniętymi
oczami, starając się zdrzemnąć, a i tak bym pewnie jeszcze
bardziej się zmęczył, gdyż mój umysł non stop pracował. Nie
mogłem przyznać, że nie obwiniałem siebie za ten wypadek, bo całą
winę brałem na siebie. Gdybym nie był takim idiotą, gdybym nie
okłamał jej, gdybym powiedział jej wcześniej prawdę, albo wcale
nie zaczynał tej beznadziejnej gry i nie plątał się w żadne
umowy, to teraz Lyn byłaby przy mnie cała i zdrowa. Powinienem
teraz dostać jakąś nagrodę za bycie takim frajerem. Naprawdę
jestem mistrzem w dyscyplinie „Jak łatwo stracić dziewczynę.”.
-Powinieneś iść
się przespać. Twoje siedzenie tutaj w tej chwili nic jej nie pomoże
– uniosłem wzrok. Nade mną stał Mike. Podniosłem się z podłogi
i podałem mu rękę, aby się przywitać. Chłopak uścisnął moją
dłoń, po czym schował swoje ręce do kieszeni.
-Chciałbym być
przy niej, kiedy się obudzi – oznajmiłem. Nie chciałem jej
zostawiać. Nawet jeśli nie mogłem do niej wejść, chciałem być
blisko niej.
-Spokojnie możesz
jechać się przespać, wykąpać i najeść. Lyn prędko się nie
obudzi – westchnął chłopak, wpatrując się w podłogę. Też na
swój sposób przeżywał ten wypadek. W końcu jego siostry w tym
ucierpiały.
-Jak to prędko się
nie obudzi? - moje myśli jeszcze bardziej szalały niż chwilę
wcześniej.
-Przez ten wypadek
miała krwotok wewnętrzny, no i trochę jest połamana. Ma coś z
nogą i żebrami, ale na szczęście kręgosłup cały. Miała
skomplikowaną operację i dla jej dobra, lekarze podtrzymują ją w
śpiączce farmakologicznej, aby w środku wszystko się przynajmniej
trochę wygoiło. Na razie jej stan jest ciężki, ale stabilny.
Lekarze twierdzą, że teraz najlepszym lekarstwem jest czas.
-A Angel? Co z nią?
- dopytywałem. Trochę się uspokoiłem, wiedząc co z moją
dziewczyną, jednak wciąż się martwiłem o nią.
-Ma złamaną rękę
i trochę zadrapań, ale to nic poważnego. Jeszcze dzisiaj zostanie
wypisana ze szpitala – oznajmił spokojnym tonem.
-Przynajmniej tyle –
odetchnąłem z ulgą.
Kiedy pożegnałem się z chłopakiem, wyszedłem z budynku szpitala i odetchnąłem świeżym powietrzem. Miałem już dość tego specyficznego zapachu. Wszędzie pachniało lekarstwami i płynem dezynfekującym. Fakt, nikt mi nie kazał tam siedzieć, ale była tam Lyn i czułem się naprawdę źle z tym, że wyszedłem i jest tam sama. Niby jest Mike, ale Mike nie jest mną.
Kiedy pożegnałem się z chłopakiem, wyszedłem z budynku szpitala i odetchnąłem świeżym powietrzem. Miałem już dość tego specyficznego zapachu. Wszędzie pachniało lekarstwami i płynem dezynfekującym. Fakt, nikt mi nie kazał tam siedzieć, ale była tam Lyn i czułem się naprawdę źle z tym, że wyszedłem i jest tam sama. Niby jest Mike, ale Mike nie jest mną.
***
-Nie możesz tak dłużej funkcjonować, Harry -zaczął Niall, kiedy kolejny raz zobaczył mnie rano na korytarzu przed salą Lyn. -I tak Cię tam nie wpuszczą na dłużej nić pięć minut. Siedzisz tutaj całymi dniami i nocami. Śpisz zaledwie kilka godzin, mało jesz i nie dbasz o siebie.
-Nie możesz tak dłużej funkcjonować, Harry -zaczął Niall, kiedy kolejny raz zobaczył mnie rano na korytarzu przed salą Lyn. -I tak Cię tam nie wpuszczą na dłużej nić pięć minut. Siedzisz tutaj całymi dniami i nocami. Śpisz zaledwie kilka godzin, mało jesz i nie dbasz o siebie.
-Daj mi spokój –
burknąłem w stronę blondyna, spoglądając na drzwi od sali mojej
dziewczyny, wciąż mając nadzieję, że ktoś zapomniał ich
zamknąć i mógłbym tam wejść. Od ostatnich dwóch tygodni, czyli
od czasu wypadku Lyn, pozwolili mi tam wejść tylko trzy razy i to
tylko na góra pięć minut. W dodatku pielęgniarka cały czas była
przy nas, więc nawet nie mogłem z nią „porozmawiać” sam na
sam. Jest tyle rzeczy, które chciałbym jej powiedzieć. Nawet jeśli
by mnie nie usłyszała, to chciałbym to zrobić. A może właśnie
mnie potrzebuje? Może moja obecność poprawi jej stan zdrowia?
-Musisz coś z sobą
zrobić, Harry. Dobrze wiemy, że się martwisz o nią, bo ją
kochasz, ale to czy tu będziesz czy nie, nie sprawi, że się
wybudzi. Teraz nie możesz jej już pomóc w żaden sposób. Jej
organizm potrzebuje czasu, a to, że będziesz robić z siebie
śmierdzące straszydło z podkrążonymi oczami, sprawia, że nawet
nie pozwalają Ci tam wejść. Jedź do domu, weź prysznic, zjedz
porządny posiłek, wyśpij się i dopiero wtedy wróć.
-Dopiero co tu
przyjechałem. Dla twojego zaskoczenia, wczoraj wieczorem wróciłem
do domu, wykąpałem się, zjadłem i przespałem całą noc. Boże,
czemu wy wszyscy traktujecie mnie jak dziecko? Ja po prostu się o
nią martwię. Jest całym moim światem i nie mogę jej stracić.
Nie po to ją odnalazłem, żeby teraz zostawić ją w tych chwilach,
kiedy mnie potrzebuje.
-Pan Harry Styles? -
sam nie wiem kiedy obok nas pojawiła się niska, krągła
pielęgniarka w białym kitlu.
-Tak, czy coś się
stało? - spytałem zaniepokojony. Nagle pojawiło się mnóstwo
myśli w mojej głowie. Czy coś się stało Lyn? A może się
obudziła i chce mnie zobaczyć? Może pytała o mnie?
~.~
Co
chwilę poprawiał swoje niesforne kręcone kosmyki włosów, które
rozwalał wiatr. Im bardziej starał się je ułożyć, tym wiatr
mocniej zawiał i cała jego praca poszła na marne. Cichutko
chichotałam z jego starań, co jeszcze bardziej go irytowało.
-To
nie jest śmieszne – mruknął pod nosem, kolejny raz poprawiając
włosy.
-To
jest urocze – pstryknęłam palcem w jego nos, a on przewrócił
oczami.
-Mogłaś
mnie ostrzec, że będzie tu tak wiało. Wziąłbym bandamkę, czy
coś – chyba już zrezygnował z poprawiania włosów, gdyż jedną
dłoń schował do kieszeni jeansów, a drugą mnie objął.
Ruszyliśmy przed siebie. Chłodna woda łaskotała nasze stopy,
kiedy szliśmy brzegiem morza.
-Chcę,
żeby było tak zawsze Lyn – powiedział chłopak, zatrzymując się
i stając przede mną. Spojrzałam się na jego spokojną twarz. Już
chyba nie przeszkadzało mu to, że wiatr rozwiewał jego kędziorki.
Zamiast tego, odgarnął kosmyk z mojej twarzy.
-Wiedziałam,
że Ci się spodoba. Wciąż nie rozumiem, czemu aż tak bardzo nie
chciałeś tu przyjechać – zaśmiałam się, przypominając sobie,
jak jeszcze kilka dni temu kłócił się, że nigdzie nie jedzie.
-Dobrze
wiesz, że nie przepadam za tym chłopakiem. On ewidentnie na ciebie
leci, nie wiem czemu jeszcze tego nie zauważyłaś i spędzasz z nim
czas – mruknął z irytacją w głosie, a ja przewróciłam oczami.
-A
było już tak miło. Czemu zepsułeś ten moment? Obiecałeś mi, że
nie będziesz robić żadnych scen – westchnęłam, odwracając
się. Nie lubiłam, kiedy poruszał ten temat. Nie rozumiał tego, że
nie ma być o co zazdrosny, bo kocham tylko Jego. Chłopak złapał
mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę.
-Po
prostu boję się, że zabierze mi Ciebie. Wiem, że tylko się
przyjaźnicie, ale wkurza mnie to jak patrzy na Ciebie tymi maślanymi
oczkami. Nie chcę Cię stracić. Jesteś dla mnie cholernie ważna i
sama dobrze wiesz, jak bardzo Cię kocham.
-Wiem
– przytaknęłam, stając na palcach, aby musnąć jego wargi. -Też
Cię kocham i żaden inny nie zajmie nigdy twojego miejsca w moim
serduszku. Ono jest tylko dla Ciebie.
-Jesteś
urocza. Na prawdę urocza – leciutko się uśmiechnął i z
przymkniętymi powiekami, czule musnął moje usta. Nie zwlekając,
odwzajemniłam pocałunek. Uwielbiałam, kiedy czułam jego wilgotne
wargi na moich. Były takie idealne. Takie cudowne.
Z
szerokim uśmiechem na ustach odsunęłam się od niego na niewielką
odległość, aby móc spojrzeć na jego spokojną twarz. Położyłam
dłoń na jego policzku i pogładziłam go, po czym odgarnęłam
kręcone kosmyki z jego twarzy.
-Powinieneś
trochę je skrócić. Wtedy nie marudziłbyś, że wchodzą Ci w oczy
– zachichotałam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Przy
nim czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim zawsze będę
szczęśliwa.
~.~
Światło drażniło moje źrenice. Automatycznie zmrużyłam oczy,
aby pozbyć się tego dziwnego uczucia. Kilka razy zamrugałam, aby
przyzwyczaić się do światła. Kiedy obraz przed moimi oczami już
się wyostrzył, zauważyłam jasne ściany i poczułam specyficzny
zapach. Szpital. Co ja robię w szpitalu? Ponownie rozejrzałam się
dookoła siebie. Byłam sama w niewielkiej salce o kremowych
ścianach. Aparatura wskazywała rytm bicia mojego serca przez
charakterystyczne pikanie. Na zgięciu łokcia miałam wenflon, przez
co byłam podłączona do kroplówki. Uszczypnęłam się w ramię,
mając nadzieję, że to tylko sen, lecz wcale się nie obudziłam.
Głowa bolała mnie od natłoku myśli. W dodatku moje ciało bolało,
przy każdym ruchu. Co się ze mną stało?
Do sali wszedł doktor, a zaraz za nim jakiś chłopak. Czy to jakiś
praktykant? Pewnie tak.
-Co za niespodzianka, pacjentka się wybudziła! - lekarz klasnął w
dłonie i zatrzymał chłopaka, zanim zdążył coś powiedzieć.
-Panie Styles, musi pan poczekać. Musimy zbadać pacjentkę, skoro
się wybudziła – powiedział doktor, zamykając drzwi tuż przed
jego nosem. -Witamy wśród żywych – dorosły mężczyzna cicho
się zaśmiał, mówiąc te słowa, po czym z kartą podszedł do
aparatury i spisał z niej jakieś dane. Nie odpowiedziałam nic.
Spojrzałam w stronę drzwi ze szklaną wstawką, gdzie po drugiej
stronie stał ten chłopak. Wydawał się dziwnie znajomy, ale z
drugiej strony tak bardzo obcy. Może gdzieś go kiedyś widziałam?
-Jak się pani czuje? - kontynuował mężczyzna, nie czekając na
odpowiedź do jego wcześniejsze wypowiedzi.
-Bolą mnie kości trochę. Szczególnie żebra – dotknęłam
dłonią bolącego miejsca, co nie było dobrym pomysłem, gdyż od
razu cofnęłam rękę i skrzywiłam się z bólu.
-To naturalne. W końcu przez dwa tygodnie nie do końca się zrosły.
Jeszcze ma pani przed sobą przynajmniej dwa tygodnie leżenia –
powiedział lekarz, przeglądając moją kartę.
-Właściwie to jak ja się tu znalazłam? - spytałam, spoglądając
ponownie w stronę chłopaka za drzwiami. Wciąż tam stał i patrzył
wprost na mnie. Muszę przyznać, że trochę mnie to zdziwiło. W
końcu byłam dla niego obcą osobą, więc po co miał się na mnie
patrzeć?
-Oh, więc nie pamięta pani wypadku? - spytał, a ja przytaknęłam
głową. -W sumie to naturalne. Często po takich zdarzeniach
występuje amnezja po wypadkowa, gdzie nie pamięta się samego
zdarzenia. Wpadła pani w poślizg, a potem inny samochód walnął w
pani auto. Przez ostatnie dwa tygodnie była pani w śpiączce –
oznajmił spokojnie, odkładając kartę. Zaczął świecić mi w
oczy, sprawdzając moją reakcję. Stwierdził że nie widzi nic
niepokojącego i później zrobią mi badania.
Kiedy wyszedł z sali, powiedział coś temu chłopakowi. Nie miałam
pojęcia co takiego, gdyż byli oni na korytarzu, a ja w sali, więc
dzieliła nas ściana i zamknięte drzwi. Skupiłam swój wzrok na
białym suficie. Próbowałam przypomnieć sobie moment wypadku, ale
przez to tylko bolała mnie głowa, a nic a nic nie przypominało mi
się, co mnie bardzo irytowało. Chwilę później drzwi ponownie się
otworzyły. Miałam nadzieję, że w szpitalu jest ktoś z moich
bliskich, ale zamiast mojego brata, czy mamy, wszedł ten sam
chłopak, z którym przed chwilą rozmawiał lekarz. Przelotnie na
niego spojrzałam, po czym wróciłam do oglądania sufitu. Zdążyłam
zauważyć, że przyglądał mi się z uśmiechem, co jeszcze
bardziej mnie irytowało. Nie cierpię, kiedy ktoś obcy przygląda
mi się tak intensywnie i w dodatku uśmiecha się jak głupi. Usiadł
na krześle tuż przy moim łóżku. Poczułam, że położył ręce
na łóżku, gdyż materac się ugiął.
-Cześć – w końcu odezwał się lekko zachrypniętym głosem.
Spojrzałam się w jego stronę i zlustrowałam jego twarz wzrokiem.
Miał przynajmniej trzy dniowy zarost, co budziło we mnie pewnego
rodzaju odrazę. Nienawidziłam, kiedy chłopak miał taki zarost.
-Wciąż jesteś na mnie zła? - spytał, kładąc swoją rękę na
mojej dłoni, którą od razu odruchowo cofnęłam. O co temu
chłopakowi chodzi? -Czyli jesteś... - westchnął, zabierając dłoń
z materaca.
-Za co mam być zła? Przecież nawet się nie znamy – powiedziałam
cicho, patrząc na chłopaka, który usłyszawszy to zrobił dziwną
minę. Tak, jakby nagle zawalił się jego cały świat, jakby
stracił coś cennego. Chyba nie wiedział co powiedzieć. Co chwila
otwierał i zamykał usta, jakby nie mógł się zdecydować, albo
dobrać słów. Ale co ja takiego zrobiłam? Przecież go nie znam.
______________________________________
Kilka osób zgadło, co się stanie z Lyn. Nie wiem czy jesteście zadowolone z takiego zwrotu akcji, czy nie. Pewnie nie, ale eh, co mogę na to poradzić? Byłoby nudno, gdyby nic się nie działo :)
~Emily