wtorek, 29 lipca 2014

Don't Forget Me || Rozdział 9

"Why are we
Strangers when
Our love is strong
Why carry we on without me?"

~.~
Myślałam, że kiedy wrócę do współpracy z Rose, będę stopniowo wchodzić w świat show biznesu. Szefowa miała inne zdanie na ten temat i od razu puściła mnie na głęboką wodę. Przecież dla Rose najważniejsze jest zamieszanie i rozgłos. Stwierdziła, że musi być głośno, żeby mnie zauważyli. Taa, głośno. I jest głośno. Od razu załatwiła mi sesje, wywiady. W tempie natychmiastowym wróciłyśmy do nagrywania mojej debiutanckiej płyty i coraz bliżej nam do końca. Już nawet jest zaplanowany termin premiery.
-Lyn, mam jutro wolne. Może pójdziemy do kina, albo na zakupy? -zaproponował Harry, odrywając mnie od nauki nowych tekstów piosenek.
-Jutro nie mam czasu. Mam wywiad dla „Teen Vogue”. Mówiłam Ci o tym kilka dni temu, zapomniałeś? -przypomniałam chłopakowi i wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia, czyli nauki tekstów.
-Nie możesz tego odwołać? -próbował mnie przekonać, co było naprawdę ogromnym błędem w jego przypadku.
-Nie Harry. Nie mogę tego odwołać. Wiesz, jak długo czekałam na ten wywiad. -od razu zaprzeczyłam i starałam się nie wybuchnąć. Dla niego to takie proste „odwołaj”. Miejsca One Direction w show biznesie jest ustabilizowane, więc nie mają o co się martwić i jeden wywiad w tą czy w tą, nie zrobią żadnej różnicy w ich karierze. Za to w mojej ten jeden wywiad może zmienić dużo.
-No dobra. Rozumiem. A kiedy znajdziesz trochę czasu dla mnie? -spytał dziwnie spokojny. Próbował powstrzymać swoją złość. Nic nie poradzę na to, że muszę pracować.
-No przecież teraz siedzimy razem. -zauważyłam istotną rzecz, a Harry posłał mi mordercze spojrzenie. Chyb jednak nie o to mu chodziło...
-Nie to miałem na myśli. -a jednak nie o to mu chodziło. -Kiedy znajdziesz dla mnie czas na co najmniej kilka godzin, abyśmy mogli gdzieś wyjść, albo nawet spędzić miło razem popołudnie bez zmartwień o pracę, a nie tak jak teraz, kiedy jesteśmy razem, a ty i tak siedzisz z głową w papierach. -wytłumaczył mi wszystko. Zrezygnowana odłożyłam teksty na stół. Miał rację. Od kilku tygodni tak właśnie wygląda nasz związek. Codziennie wracamy około 17 z pracy, oboje jesteśmy zmęczeni, a czasami mamy coś jeszcze do zrobienia. W weekendy zazwyczaj wychodzimy na jakieś spotkania, kolacje, imprezy, które są również związane z pracą, a zdarza się nawet, że musimy wychodzić osobno. Ta sława jest uciążliwa.
-Sobotę i niedzielę mam wolną. -powiedziałam, przeglądając wolne terminy w kalendarzu.
-Sesja do nowej trasy. -odpowiedział zrezygnowany Hazz.
-Przez dwa dni? -zapytałam zdziwiona. Jeden dzień, ale dwa?
-Tak, dwa. Sam się dziwię, że dwa dni, ale nic na to nie poradzę. Tak zarządził szef i nie mam nic do gadania. Przyszły weekend? -dał kolejną propozycję.
-Tylko niedziela. -miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. A co będzie, jak zaczną nam się trasy? Wątpię, aby wolne dni nam się pokrywały.
-W sobotę mieliśmy iść na imprezę z chłopakami z 5 Seconds of Summer. -przypomniał mi Harry. Całkowicie o tym zapomniałam.
-Będziesz musiał iść sam. Impreza firmowa. -gdybym tylko mogła to odwołać... Zdecydowanie bardziej wolałam iść na imprezę z chłopakami, niż być na nudnej „imprezie”, której nie da się nazwać imprezą z zarządem, tylko sztywną posiadówką.
-Właśnie dlatego też nie chciałem, żebyś pracowała... Teraz nie masz dla mnie czasu. -powiedział rozczarowany.
-Postaram się wyjść wcześniej z tej imprezy. -próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie w tej sytuacji.
-Nie uciekaj od rozmowy. Tak będzie już ciągle? Jak mieliśmy umowę, spędzaliśmy więcej czasu niż teraz, bo Rose zależało na tym, żebyśmy się pokazywali razem, a teraz ma dosłownie gdzieś co czujesz, tyle żeby było jak najlepiej dla niej! -był zdenerwowany i to bardzo. Nie dziwię się. Też miałam tego wszystkiego dość.
-Porozmawiam z Rose. Dobrze wiesz, że ja mam najmniej do gadania w tej sprawie. -z bezradności przytuliłam się do chłopaka. To była dziwna sytuacja, która wydawała się bez wyjścia. W ten sposób tylko oddalamy się od siebie. Czy tak miał wyglądać nasz związek? Bo ja wyobrażałam sobie to wszystko inaczej.
***
-Rose, nie możemy trochę zwolnić? Praktycznie ciągle pracujemy na najwyższych obrotach. Po co się tak z tym wszystkim śpieszymy? -następnego dnia zaczęłam rozmowę na ten temat z szefową. Nie powiem, bałam się i to bardzo. Rose była nieprzewidywalna. Bałam się, że kiedy zwrócę jej uwagę, ona będzie zła i nie będzie chciała dalej ze mną pracować.
-Tylko czekałam aż się o to zapytasz. -kobieta się zaśmiała. Czy ona zawsze musi tak przeciągać temat i nie może od razu dać jasnej odpowiedzi? To już się chyba u niej nie zmieni. -To był tylko taki okres próbny. Chciałam sprawdzić czy dasz radę pracować w takich warunkach, bo niestety życie nie jest zawsze kolorowe i czasami będą takie dni, kiedy będziemy tak ciężko pracować. Podołałaś zadaniu, więc możemy już zwolnić. Wiem, że tu chodzi bardziej o Harr'ego niż o Ciebie. Wystarczająco dobrze znam Cię Lyn, żeby stwierdzić, że jeśli ktoś Ci daje możliwość wykazania się, dajesz z siebie wszystko. -kontynuowała. Może miała rację, ale nie do końca. Tak było, kiedy była ze mną jeszcze Rebecca, kiedy pracowałam żeby mieć pieniądze dla niej. Wtedy martwiłam się o każdy gorsz i mogłam zarywać nocki, aby tylko zarobić więcej. Teraz nie muszę się już o to martwić. Zarabiam wystarczająco dużo, aby zapewnić swoje podstawowe potrzeby i mieć na inne przyjemności.
-Dobrze, więc będę mogła mieć więcej luzu? -spytałam z nadzieją w głosie.
-Idź już do domu i nie pokazuj mi się na oczy przez dwa tygodnie. Wszystkie spotkania masz odwołane. -odpowiedziała bez większego zastanowienia. Dwa tygodnie?
-Ale... -nie dane było mi skończyć to zdanie.
-Nie ma żadnego „ale”. Rozmawiałam z Paul'em. Harry też ma wolne. Znikaj mi z oczu, bo zmienię zdanie. -Rose zaczęła mnie wyganiać. Wow. Spodziewałam się zwolnienia tempa pracy, ale nie dwutygodniową przerwę. Jak najszybciej wyszłam z biura. Skoro mam wolne, trzeba to jakoś wykorzystać. Po półgodzinnej jeździe samochodem znalazłam się w domu.
-Nie powinnaś być w pracy? -Harry zdziwił się, kiedy zobaczył mnie wcześniej niż powinnam wrócić.
-Powinieneś powiedzieć jak bardzo się za mną stęskniłeś, a nie mówić o mojej pracy. -odpowiedziałam ironicznie, zdejmując niewygodne balerinki.
-Oh, przepraszam. Zacznę od nowa. Cześć kochanie, wiesz jak bardzo się za tobą stęskniłem? -od razu się poprawił, co wywołało u mnie śmiech. -A tak naprawdę czemu nie jesteś w pracy? -widocznie go o zaciekawiło.
-Mam wolne przez dwa tygodnie. -uśmiechnęłam się na samą myśl urlopu.
-Czyli telefon do Rose podziałał. -Styles się szeroko uśmiechnął.
-Zaraz, ty do niej dzwoniłeś i poprosiłeś o to, aby dała mi wolne? -trochę mnie to zdenerwowało. Nie musiał tego robić. Sama chciałam poprosić szefową o przerwę, a Harry mnie ubiegł. Nie lubię, kiedy ktoś załtwia moje sprawy za mnie.
-No spokojnie. Nic przecież złego nie zrobiłem. Nie miałem innego wyjścia, nie miałaś dla mnie całkowicie czasu. -może i miał rację, ale mógł to ze mną omówić. Tym bardziej, że sama miałam to zrobić.
-Nie musisz mnie we wszystkim wyręczać. Sama mogłam to zrobić. -skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej. Nie chciałam się z nim kłócić, ale nie mogłam też pozwalać, aby tak się zachowywał. Jakieś zasady muszą być. Nie jesteśmy już niezależnymi od siebie osobami. Razem tworzymy prawdziwy związek, więc powinniśmy unikać takich sytuacji jak ta.
-I tak każdy wie, że nie zrobiłabyś tego. Wiem jak ta praca dużo dla Ciebie znaczy. -był spokojny, nie krzyczał, nie złościł się. Aż dziwne.
-Nie Harry. Sama dzisiaj zaczęłam rozmowę z Rose, aby dała mi trochę wolnego, a ona bez problemu się zgodziła. To oczywiste, że gdybyś z nią nie rozmawiał, musiałabym z nią negocjować mój urlop. -wyjaśniłam chłopakowi, który zdziwił się na moje słowa. Jego usta uformowały się w literę „O”. Wyglądał co najmniej śmiesznie.
-Ty? Naprawdę? Serio chciałaś to zrobić? -był bardzo zaskoczony. W końcu przez ostatnie dni ciągle mówiłam mu jak bardzo ta praca jest dla mnie ważna i nie mogę sobie pozwolić na żaden choćby najmniejszy błąd.
-Tak, ja. I zamknij tą buzie, bo Ci mucha tam wleci. -zaśmiałam się z chłopaka. -Skoro oboje mamy dwa tygodnie wolnego, to może skorzystamy z tego, a nie będziemy dyskutować na beznadziejny temat.
-To co proponujesz? -spytał, obejmują mnie w talii i posyłając jednoznaczne spojrzenie.
-Myślałam nad wspólnymi zakupami. -dobrze wiedziałam, że chłopak miał coś zupełnie innego na myśli.
-A ja myślałem nad czymś innym, ale skoro wolisz zakupy i to wspólne, to lepsze to niż nic. -zrezygnowany przystanął na moją propozycję.
Wspólne zakupy były zdecydowanie jednym z lepszych pomysłów na ten dzień. Pierwsze prawdziwe wspólne zakupy. Pamiętam jak w trakcie trwania umowy, pierwszy raz byliśmy razem na zakupach. Harry zachowywał się, jakby wcale mnie przy nim nie było i kupił sobie takie same adidasy, jak miałam ja. Potem zaatakowała go grupa fanek, a ja zostałam z boku i podeszła do mnie mała dziewczynka, która wyglądała jak aniołek.
Przez całe popołudnie chodziliśmy po sklepach. Harry co chwila narzekał, że bolą go już nogi, ma dość i chce wracać do domu, a ja za to prowadziłam go do kolejnego sklepu. Od czasu do czasu ktoś posyłał nam dziwne spojrzenie, w końcu zaczyna się robić o nas głośno. Tylko, że teraz ten rozgłos jest nam do niczego nie potrzebny. Co za paradoks, kiedy miało być o nas głośno, my nie chcieliśmy się razem pokazywać, a teraz kiedy chcemy wychodzić razem, nie chcemy aby nas zauważano.
-Muszę iść do łazienki. -szepnął do mnie Harry, kiedy przeglądałam kolejne ubrania na wieszakach.
-To idź. -dalej byłam zajęta szukaniem czegoś odpowiedniego dla mnie. Harry zdecydowanie nie był dobrym kompanem na zakupy. Co chwila marudził i narzekał. Wolałabym pójść na nie z Alex, albo ewentualnie z Niall'em. Zapamiętać na przyszłość – nigdy więcej na zakupy z Harry'm.
-Alice Bailey, proszę bardzo. Jak się czujesz będąc dziewczyną Harr'ego dla umowy? -koło mnie pojawiła się jakaś obca dziewczyna. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wcześniej ją widziała.
-Jakiej umowy? -nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Pojawiła się znikąd i zadaje dość nietypowe pytania. To nie jest normalne.
-Tej, dla której jest z każdą dziewczyną. No wiesz, nagle rok temu zrobiło się o Tobie głośno, a to tylko dlatego, że zaczęłaś się spotykać z Harry'm. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. -śmiała mi się prosto w twarz. Muszę przyznać, że była całkiem ładna, gdyby nie zbyt duża ilość pudru na twarzy.
-Nie jestem z Harry'm dla żadnej popieprzonej umowy. -starałam się zachować spokój. Mogła mi wytknąć wszystko, ale nie to. Kiedyś owszem, ale teraz nie. Harry mnie kocha i nigdy by mnie nie okłamał.
-Oh, czyżby? Cóż, ciekawe jak długo przetrwa ten wasz związek. -zaśmiała się ze swoich słów. Kim ona do cholery jest? -Harry, jak miło Cię widzieć. -pisnęła, spoglądając na coś, a raczej na kogoś za moimi plecami.
-Daj jej spokój Kendall. -odezwał się Hazz, stając przede mną, jakby chciał mnie obronić.
-Wy serio dobrze udajecie. -byłam u skraju wytrzymałości. Miałam ochotę rzucić się na nią i wyszarpać jej te wszystkie, prawdopodobnie doczepiane włosy. Za kogo ona się uważa?
-Lyn, zakupy dokończymy innym razem. Chodź. -Harry złapał mnie za rękę i odwrócił w przeciwną stronę. Dziewczyna wciąż stała w tym samym miejscu.
-Kto to był Harry? -spytałam, kiedy byliśmy już w samochodzie.
-Ktoś, kogo nigdy nie powinnaś spotkać. -odpowiedział, wypuszczając głośno powietrze.
-Czemu? -dopytywałam. Harry ją znał, a ona zachowywała się jakby coś wiedziała.
-Kiedyś byłem z nią dla umowy. -szepnął. I wtedy mnie olśniło. Kendall, Kendall Jeneer. Ta, z którą niby był, kiedy wyjechałam do Chicago.
-Kiedy to było? -spytałam cicho. Nie powiem, że mnie to nie bolało, bo bolało. Tak samo jak wtedy, kiedy przeczytałam artykuł, że z nią jest. Nic nie poradzę na to, że jestem zazdrosna. Jeśli trzymała go chociaż przez chwilę za rękę, trzymała w swojej dłoni cały mój świat. Nic dziwnego w tym, że za nią nie przepadam.
-Jeszcze zanim się poznaliśmy, prawie dwa lata temu. Potem kiedy wyjechałaś, chcieli mnie znowu wpakować w związek z nią, ale odmówiłem. Jedynie spotkałem się z nią z dwa razy, ale przysięgam, że poza tymi dwoma spotkaniami nic nie było między nami. Ona nic dla mnie nie znaczy. Najważniejszą osobą w moim życiu jesteś ty i to się nigdy nie zmieni. -tłumaczył się, ściskając moją dłoń. To wszystko wyjaśniało. Ona po prostu jest zazdrosna, że Harry zakochał się w mnie.

_____________________
Niespodzianka! Jest wcześniej, niż planowałam go dodać, a to tylko dlatego, że jest nudny i stwierdziłam, że nie warto na taki nudny rozdział czekać aż tygodnia xD
Co powiecie na rozdziały co 5, a nie 7 dni? Jestem w stanie dodawać je z taką częstotliwością ALE mam jeden warunek. Tym warunkiem są komentarze. Jeśli będzie ich mniej więcej 40-50, mogę dodawać częściej. Wiem, że jest to możliwe, bo samych obserwatorów już jest 60. No to już od was zależy. Od następnego rozdziału rozkręca się akcja.

Pod hashtagiem #MoreThanFamousFF możecie tweetować o rzeczach związanych z opowiadaniem. Również ja od czasu do czasu zamieszczam pod nim różne informacje i krótkie fragmenty.

~Emily

czwartek, 24 lipca 2014

Don't Forget Me || Rozdział 8

"We'll fall together,
together in love"

~.~
Jedynym plusem i chyba najlepszym tego, że nie pracowałam, było to, że nie musiałam wcześnie wstawać. Nie od dziś wiadomo, że jestem leniem i to ogromnym, więc kilka dodatkowych godzin snu na pewno mi nie zaszkodzi. Kiedy dzisiaj się obudziłam, czegoś mi brakowało, a raczej kogoś. Harry. Pewnie już dawno poszedł do pracy. Nie obudził mnie. Zwykle to robił, żebym wiedziała, gdzie jest. Dzisiaj tego nie zrobił. Nie da się ukryć, że zawiodło mnie to trochę. Spodziewałam się, że teraz będzie mnie przepraszał, błagał o wybaczenie, lecz tak się nie stało. Widocznie nie zależało mu aż tak bardzo, jak twierdził wczoraj. Ale czego ja się spodziewałam? Że przyniesie mi śniadanie do łóżka i bukiet róż herbacianych? Moja wyobraźnia jest naprawdę żałosna.
Usłyszałam jakiś hałas na dole, jakby coś spadło. Bardzo się przestraszyłam. W domu nie powinno być nikogo oprócz mnie, więc miałam prawo się bać. A co jeśli ktoś się włamał? Szybko założyłam na siebie szlafrok i po cichu zeszłam na dół. Najpierw zajrzałam do salonu, nikogo tam nie było. Następnie weszłam do kuchni, gdzie okazało się, że jest Harry. Poczułam ulgę, że to tylko on.
-Już nie śpisz? -Harry odwrócił się w moją stronę, gdy usłyszał, że wchodzę do kuchni.
-Taa, usłyszałam, że ktoś jest w domu i przyszłam sprawdzić. Myślałam, że jesteś w pracy. -odpowiedziałam, siadając przy blacie.
-Odwołali nagrania. -wyjaśnił Styles, wracając do swojej poprzedniej czynności. Swoją drogą, robił coś do jedzenia. Nie mam pojęcia co to było i dla kogo, ale wyglądało apetycznie. -Jesteś głodna? Nie zjadłaś wczoraj kolacji. -taa, nie zjadłam. Po kłótni straciłam całkowicie apetyt. Dało się wyczuć między nami napiętą atmosferę.
-Nie byłam wczoraj głodna. -krótko odpowiedziałam. W porę zdążyłam ugryźć się w język. Miałam ochotę powiedzieć mu, że to przez jego zachowanie straciłam apetyt, jednak się powstrzymałam i dobrze, bo chciałam uniknąć kolejnej kłótni.
-Robię śniadanie. Właściwie to już jest gotowe. Miałem zanieść Ci je do sypialni, ale się obudziłaś. -powiedział lekko zawiedziony, ustawiając na kolorowej tacy tosty z dżemem truskawkowym i herbatę. Chwilę potem postawił ją na blacie przede mną, a sam usiadł obok. -Smacznego. -Uśmiechnął się delikatnie i zachęcił do jedzenia. Nadal nie byłam głodna. Ta cała chora sytuacja między nami jest naprawdę dziwna. Czemu nie możemy porozmawiać jak ludzie?
-Dziękuję. -Wysiliłam się na uśmiech, jednak nie zamierzałam brać się za jedzenie. Spojrzałam się jeszcze raz na tace. Oprócz jedzenia i herbaty, leżał na niej bukiecik złożony z małych róż herbacianych. Czyżby jednak Harry był romantykiem?
-Lyn, przepraszam Cię za wczoraj. Nie powinienem tego mówić. Naprawdę miałem ciężki dzień w pracy i potem wszystko mnie denerwowało. Powinienem powstrzymać swoją złość. Wiem, że byłem nie miły. Nie chciałem Cię zranić. -tłumaczył się jak małe dziecko. Czy rzeczywiście nie chciał mnie zranić? A może to tylko gadanie, żeby załagodzić sytuację? Nie wiem co o tym myśleć...
-Czemu zawsze swoją złość wyładowujesz na mnie? -spytałam, spuszczając wzrok w dół.
-Nie wiem. Na prawdę kurwa nie wiem. Nie chcę na Ciebie krzyczeć. Nie chcę Cię ranić, a mimo to wciąż to robię. Próbuję to powstrzymać. Próbuję się zmienić, ale czasami nie potrafię się opanować, albo robię to za późno. Musisz to zrozumieć. Bez Ciebie jestem jeszcze gorszy. -desperacko złapał moją dłoń, jakby bał się, że zaraz ucieknę, zostawię go samego i nigdy nie wrócę. Podniosłam na niego wzrok i nadzwyczajnie w świecie go przytuliłam.
-Następnym razem swoją złość wyładowuj na kimś innym. I musisz mi jeszcze powiedzieć, czemu tak bardzo nie chcesz, żebym pracowała. Tylko spokojnie. -poprosiłam chłopaka, któremu humor od razu się poprawił, gdy zobaczył, że moja złość na niego minęła.
-Myślałem, że ten temat jest już skończony... -powiedział dość cicho, jak na niego. Rzeczywiście starał się opanować.
-Odpowiedz mi, albo wychodzę. -zagroziłam, choć tak naprawdę nie wyszłabym, nie zostawiłabym go.
-Właśnie dlatego nie chcę żebyś pracowała. Boję się, że odejdziesz. -spuścił głowę w dół i mocniej ścisnął moją dłoń, upewniając się czy wciąż przy nim jestem.
-Czemu miałabym odejść? -zadałam mu dziwne dla mnie pytanie. Co moja praca ma wspólnego z tym, że mogę odejść?
-Kiedy zaczniesz pracować, zrobi się głośniej na nasz temat. Będą kolejne plotki i boję się, że uwierzysz w te kłamstwa. Że mnie zostawisz przez nie. -był smutny. Choć określenie smutny to mało powiedziane. Widać było, że się bał. Chyba tak samo jak mi, było mu trudno uwierzyć, że nasza bajka jest prawdziwa.
-Harry, musiałbyś mnie zamknąć w czterech ścianach, żeby nie było plotek. Nawet jeśli nie będę pracować, nie mogę cały czas siedzieć w domu. Chcesz żeby tak było? Żebyśmy cały czas siedzieli tutaj i oglądali telewizję, jak jakieś stare małżeństwo, albo i gorzej? Bo ja nie chcę, żeby to tak wyglądało. Poza tym i tak już są plotki, bo widzieli nas w Chicago, potem na lotnisku, w Holmes Chapel. Nie możesz nas ukryć przed światem. Nawet jeśli byś chciał, już za późno na to. Ale ja nie przejmuję się tymi plotkami. Wiem jak jest naprawdę i nigdy nie uwierzę w te brednie. -czasami ma wrażenie, że Harry rzeczywiście nie używa mózgu. Bał się, że uwierzę w plotki? Nigdy nie mogłaby, tego zrobić. Wiele razy się przekonałam, że to co mówią media jest stertą kłamstw. Nie mogłabym go zostawić tylko dlatego, że pojawią się jakieś plotki na temat naszego związku. Harry udowodnił mi, że mnie kocha i to wystarczy, żeby wierzyć mu, a nie mediom.
-Jestem głupi. -Harry zaczął śmiać się sam z siebie.
-Tylko czasami. -zawtórowałam mu śmiechem. Nagle zaciekawiło mnie moje śniadanie, które już dawno wystygło. -Zdaje się, że te tosty są już zimne. -skrzywiłam się na myśl jedzenia zimnych grzanek.
-Zrobię nowe. -Harry zabrał talerz z zimnymi tostami i wyrzucił je do kosza. Zabrał się za robienia nowych. Kiedy wkładał chleb do opiekacza, odwrócił się w moją stronę.
-Lyn? Między nami już wszystko w porządku? -spytał, naciskając guziki na tosterze.
-Tak, myślę, że tak. -uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Kocham Cię. -powiedział stawiając przede mną talerz z ciepłymi grzankami. -Smacznego. -uśmiechnął się, zachęcając mnie do jedzenia, a sam usiadł obok mnie. Gdyby mógł mi codziennie robić takie śniadania... Byłabym w siódmym niebie.
***
Nie zaczynałam z Harry'm już więcej rozmowy na temat mojej pracy. Był to drażliwy temat i wolałam nie zaczynać kolejnej niepotrzebnej kłótni. Wiem, że czasami nie radzi sobie z emocjami, ale się stara. Widzę to i naprawdę doceniam. Wracając do pracy... Postanowiłam odwiedzić Rose i zapytać, czy nie miałaby ochoty dokończyć nagrywania ze mną płyty. Zdaję sobie sprawę z tego, że może mi odmówić. W końcu to ja odeszłam, ja zrezygnowałam, a ona mogła znaleźć sobie na moje miejsce kogoś nowego, lepszego. Oczywiście nie miałam już mojej przepustki. Zawieruszyła mi się gdzieś w Chicago, a na moje nieszczęście wejścia do studia pilnował nie znany mi ochroniarz.
-Proszę pana, ja tu naprawdę tutaj kiedyś pracowałam. Muszę porozmawiać z Rose. -próbowałam jakoś się z nim dogadać, jednak facet był nie ugięty.
-A ja kolejny raz pani powtarzam, że nie obchodzi mnie to, czy pani tu pracowała, czy nie. Nie ma pani na to dowodów. Nie ma pani również przepustki, a na liście osób, z którymi ma się spotkać pani Shane nie ma pańskiego nazwiska. -jego zachowanie naprawdę mnie doprowadzało do szału. Dobrze wie, że tu pracowałam. W końcu musiałby być z Marsa, żeby nie słyszeć o mnie i o Harry'm. Przecież w poprzednim roku było bardzo głośno na temat naszego związku.
-Alice? -usłyszałam swoje imię z końca korytarza. -Co tutaj robisz? -osobą, która do mnie mówiła, okazał się być John'y, ochroniarz, który bardzo dobrze mnie znał.
-Próbuję się dostać do środka i porozmawiać z Rose, jednak mam z tym mały problem. -wskazałam skinieniem głowy na ochroniarza, który nie chciał mnie wpuścić.
-Dave, to jest Alice Bailey, dziewczyna Harr'ego Styles'a. To powinno Ci wystarczyć żeby ją tutaj wpuścić. -na słowa John'a, ten cały Dave zrobił zdziwioną minę, jakby pierwszy raz o tym słyszał. Chyba rzeczywiście jest jakimś odludkiem z Marsa i o nas nie słyszał. -Nie przejmuj się nim. Rose spodziewała się, że ją odwiedzisz, odkąd zrobiło się głośno o twoim powrocie. -tym razem skierował się do mnie i zaczął ze mną iść w kierunku windy, którą pojechałyśmy na piętro, gdzie mogłam porozmawiać z Rose. Szczerze nie mam pojęcia co media teraz mówią o mnie i o Harry'm. Nie chcę wiedzieć. Ale jak sam John powiedział, jest o nas głośno.
-Patrz kogo Ci przyprowadziłem. -odezwał się John w stronę Rose, kiedy przepuszczał mnie w drzwiach.
-Allyson May! Jak miło Cię znowu widzieć. -Rose szeroko się uśmiechnęła w moją stronę, mówiąc potem do John'a, aby zostawił nas same. -Proszę, usiądź. -wskazała dłonią na krzesło. -Więc co Cię do mnie sprowadza? Może chcesz wrócić do kariery piosenkarki?
-Czytasz mi w myślach. -odpowiedziałam, lekko się uśmiechając. Nie wiem czego powinnam się teraz spodziewać. Tak po prostu wrócę?
-To wspaniale. -Rose klasnęła w dłonie. -Odkąd wyjechałaś, nie mogłam znaleźć nikogo tak dobrego, jak ty. Swoją drogą, następnym razem kiedy będziesz chciała uciekać przed Harry'm, powiedz mu, żeby nie przychodził do mnie. To było męczące, kiedy dzień w dzień przychodził tu i chciał coś wyciągnąć na twój temat. To jest logiczne, że wiedziałam jak się nazywałaś kiedyś, gdzie mieszkałaś i takie tam, a musiałam udawać głupią przed nim i kłamać, że nic nie wiem. -zaczęła się śmiać ze swoich słów. Była dzisiaj w nadzwyczajnie dobrym humorze, jak nigdy wcześniej.
-Mam nadzieję, że nie będę już przed nim uciekać. -mój wzrok utkwił na dłoni Rose.
-Szczęścia dzieciaczki. -posłała mi ciepły uśmiech i zaczęła się bawić obrączką, znajdującą się na jej dłoni.
-Rose, czy ty jesteś mężatką? -spytałam niepewnie. Przecież nikt od tak nie nosi obrączki.
-Ah, jak widzisz jestem. Dużo Cię ominęło. Chciałam żebyś była świadkową, ale wolałam Cię tu nie sprowadzać ponownie. Myślałam, że tak całkowicie chciałaś uciec przed Styles'em, więc nie ryzykowałam. Ale nie martw się. Zostaniesz chrzestną. -wskazała na swój brzuch, który był większy niż kilka miesięcy temu. Chyba rzeczywiście dużo mnie ominęło. I po co ja wyjeżdżałam?

komentarz = szacunek dla autora
_________________


hejhej :)

Zaczęłam myśleć nad dodawanie dwóch rozdziałów tygodniowo, ale szybko wybiłam sb ten pomysł z głowy, bo za tydzień wyjeżdżam wstępnie na tydzień, ale będę starała się tam zostać trochę dłużej, więc nie będę pisać. Niby wezmę tableta, ale wątpię, abym znalazła tam czas na pisanie. Wgl zamierza ktoś jeszcze wysłać pracę na konkurs? Jak na razie mam jeden rysunek i jeden one shoot. Trochę mało, bardzo mało ;/ zero konkurencji :D

~Emily

tt/ask: @EmilyJenny_

niedziela, 20 lipca 2014

Don't Forget Me || Rozdział 7

"This ain't the end of us,
Darling let me show you
I am good enough
Maybe in the end I should've toughened up
Not self-destruct"

~.~
Anne nie dopytywała o więcej. Powiedziała, że to nasze życie, jesteśmy dorośli i to są nasze błędy. Nie była zła. Zrozumiała wszystko. Oczywiście zagroziła Harr'emu, że jeśli jeszcze raz mnie zrani, nie będzie dla niego taka miła. Ale ja wierzę, że tego nie zrobi.
-Co tutaj robisz w środku nocy? -Głos Anne trochę mnie wystraszył. W końcu siedziałam o późnej godzinie w kuchni, wszędzie ciemno i chicho, a tu nagle ktoś się odzywa.
-Nie mogę spać. -Odpowiedziałam kobiecie i upiłam trochę gorącej herbaty z kubka.
-Jutro wracacie do Londynu? -Zadała kolejne pytanie.
-Tak. Harry ma pracę. -Wyjaśniłam Anne.
-A ty wracasz do śpiewania? -To było dość trudne pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.
-Nie myślałam jeszcze o tym. Teraz będzie i tak dość spore zamieszanie wokół mnie i Harr'ego, nie chcę tego pogorszyć. -I tak wiem, że paparazzi nie przestaną nas w najbliższym czasie męczyć. Każdy będzie chciał wiedzieć, czemu wyjechałam.
-Oh, może i masz rację. Właściwie to gdzie ty byłaś? U mamy? -Pytanie Anne przywołały niemiłe wspomnienia sprzed ostatnich tygodni.
-Ja... umm... -Zaczęłam się jąkać. Trudno mi było powiedzieć, że byłam u mamy. Nie mogę tej kobiety tak nazwać. Już nie mam mamy.
-Mamo, nie męcz Lyn, ona jest zmęczona. Była u brata w Chicago. -Nieoczekiwanie w kuchni pojawił się Harry, który uratował całą sytuację. Naprawdę byłam mu za to wdzięczna. Moi rodzice to bardzo wrażliwy temat, bo tak jakby ich nie mam...
-Tak, byłam u brata. -Potwierdziłam odpowiedź Harr'ego. -Hazz, nie powinieneś spać? -Przecież on nigdy nie budzi się w środku nocy, więc było to dla mnie co najmniej dziwne.
-Powinienem, ale się obudziłem i nie było Ciebie przy mnie. Bałem się, że mnie zostawiłaś. -Powiedział smutnym głosem i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem, jakby chciał sprawdzić, że jestem przy nim.
-Nie zostawię Cię. Nigdy. -Szepnęłam, zapominając o obecności Anne.
-Zostawię was samych. Dobranoc. -Odezwała się Anne, przerywając naszą chwilę.
-Idziemy spać? -Spytałam po chwili Harr'ego, który siedział przytulony, a raczej przyklejony do mnie, jakby bał się, że mu ucieknę. Wstaliśmy z krzeseł i ruszyliśmy w stronę sypialni. Gdyby wychodziłam z kuchni poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce, a po chwili straciłam grunt pod nogami.
-Zwariowałeś?! -Niemalże krzyknęłam na Harr'ego, który jak gdyby nigdy nic, niósł mnie na górę do pokoju.
-Jesteś zmęczona. Nie chciałem, żebyś upadła, kiedy byś szła po schodach. -Cicho zaśmiał się na swoje słowa.
-Ugh... Nie traktuj mnie jak niemowlaka. -Udawałam obrażoną. To było słodkie, że tak się martwił, jednak czasami przesadzał.
-Gdybym miał niemowlaka, wtedy bym się o niego martwił. -Położył mnie delikatnie na łóżku i dokładnie przykrył kołdrą.
-Chciałbyś mieć niemowlaka? -Jego słowa dały mi trochę do myślenia. Harry wbrew pozorom był ckliwy, wrażliwy i opiekuńczy, jednak za nic w świecie nie potrafiłam sobie wyobrazić go w roli ojca.
-Jasne, a ty nie? -Szybko odpowiedział, tak jakby był pewien swoich słów.
-Nie, że nie. Nie wiem. Nie myślałam o tym. Jestem jeszcze młoda. Na prawdę chciałbyś mieć dziecko? -Trudno mi było w to uwierzyć. Nie dochodziło do mnie, że Harry chciałby być ojcem. Owszem, potrafi się martwić, ale to nie to samo co być ojcem. On i dziecko? Nigdy.
-Mam już 22 lata, a ty 21. Starzejemy się ciągle. Nie jestem już nastolatkiem. Myślę poważnie o życiu. Poza tym w pewnym momencie włącza się ten instynkt macierzyński. Bycie rodzicem jest dużą odpowiedzialnością, ale wiesz ile jest przy tym frajdy? Dziecko wnosi mnóstwo kolorów w każdy związek. -Mówił tak jakby dziecko było tym, czego pragnął.
-Mam 21 lata i chce mi się bardzo spać. Naprawdę rozmowa o dzieciach, jest ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę Harry. -Chciałam skończyć tą rozmowę jak najszybciej. Nigdy nie myślałam o byciu matką, cóż, przynajmniej nie w taki sposób jak Harry. Oczywiście jak byłam mała, zawsze mówiłam, że będę lepszą mamą niż moja biologiczna matka, jednak nie były to większe plany. Nie wiem jak naprawdę poradziłabym sobie w tej roli i czy w ogóle bym się do tego nadawała.
-W takim razie idź spać i porozmawiamy o tym kiedy indziej, ale tak na marginesie chciałbym mieć najpierw syna, a potem córkę, żeby ją bronił i żebym miał kogo rozpieszczać oprócz Ciebie. Dobranoc skarbie. -Musnął ustami moje wargi i poprawił kołdrę, po czym zgasił światło i przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Wtulona w jego tors próbowałam usnąć, jednak nie mogłam. Mój umysł był zbyt bardzo pochłonięty myślami o dzieciach. Może i chciałam je mieć, ale na pewno nie teraz. To za wcześnie. Poza tym mój związek z Harry'm nie trwa zbyt długo. Tak, to zdecydowanie za wcześnie na dzieci.
***
Obiecałam Anne, że niedługo ponownie ją odwiedzimy. Kobieta obawiała się, że będzie tak jak poprzednio, kiedy byłam w Holmes Chapel z Harry'm i tym razem znowu coś się wydarzy, że długo mnie nie będzie widziała. Mama Styles'a jest wspaniałą osobą. Traktuje mnie jak własną córkę, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Darzy mnie takim ciepłem, jakiego czasem mi brakuje. Oczywiście mam przy sobie ciągle Harr'ego, ale on nigdy nie da mi tego matczynego ciepła i nie zrozumie, jak bardzo tego potrzebuję.Kocham go, ale matki mi nie zastąpi.
-Hej skarbie. -Harry dał mi buziaka w policzek na przywitanie. Nie widziałam go jakieś dziesięć godzin i bardzo się za nim stęskniłam. Nawet nie miałam się czym zająć, dom był posprzątany, obiad ugotowany, a telewizji nie lubię oglądać. To dopiero pierwszy taki dzień, a ja już mam dość nic nie robienia. Co innego gdybym nic nie robiła z Harry'm, samemu jest to po prostu nudne.
-Muszę znaleźć pracę. -Powiedziałam znudzona całym tyn dniem. Jestem typem osoby, która kiedy jest sama, może zanudzić się na śmierć.
-Co? Czemu? Jeśli potrzebujesz pieniędzy, tylko powiedz, przecież wiesz, że mogę Ci dać. -Oh, czasami Harry naprawdę wydaje się naiwny. Może to prawda, że nie mam zbyt dużo pieniędzy, właściwie mam ich bardzo mało, ale na pewno nie wzięłabym ich od Harr'ego.
-Wiesz, że nie chcę twoich pieniędzy. Po pierwsze muszę znaleźć pracę, bo w końcu niedługo zostanę z niczym, a po drugie zanudzę się na śmierć, kiedy nie będzie Cię w domu. -Wyjaśniłam mu po krótce o co mi chodzi.
-Jeśli Ci się nudzi, może wychodzić, gdzieś z Eleanor, czy Perrie jeśli będą miały czas. El nic nie robi, kiedy Louis'a nie ma, a Perrie teraz chyba ma przerwę w nagrywaniu.
-Czemu nie chcesz, żebym pracowała? Korona mi z głowy nie spadnie. Nie chcę być od Ciebie zależna. -Nie mogłam mu dać za wygraną.
-Lyn, czemu ty jesteś taka uparta? Nie możesz odpuścić? Jestem zmęczony, nie chcę teraz się z tobą o to kłócić. Po prostu uważam, że nie musisz pracować i wcale nie będziesz ode mnie zależna. -Przeciągnął się i położył swoje ręce na oparciu od fotela.
-Nie chcesz ode mnie pieniędzy za mieszkanie, za jedzenie, za wszystko za mnie płacisz. Rzeczywiście nie jestem od Ciebie zależna. -Powiedziałam zirytowana tą sytuacją. Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie we wszystkim chciał wyręczać, a tym bardziej finansowo. Poza tym, gdyby nagle coś się popsuło między nami, pokłócilibyśmy się i w najgorszym wypadku rozeszli, zostałabym z niczym. Musiałam mieć jakieś zabezpieczenie.
-Wcale nie. Jeżdżę twoim samochodem. -Wzruszył ramionami i skupił swoją uwagę na tym, co leciało w telewizji. Miałam wrażenie, że mnie ignorował.
-Jeździsz moim samochodem, to tak bardzo dużo... Samochodem, który się często psuje, a ty i tak płacisz za jego naprawę i paliwo. -Moja irytacja rosła w górę.
-Tak, dużo. Czemu tak bardzo chcesz żeby wszystko było po równo? Chcesz mi za wszystko oddawać? Po co mi twoje pieniądze? Niczego mi nie brakuje. Możesz już mi dać spokój? Jestem zmęczony. -Jego słowa zabolały i to bardzo. Nie wiem czy zrobił to świadomie, czy nie. Nie miało to znaczenie. Tak, czy inaczej, bolało.
-W porządku. Dam Ci spokój. Skoro tak bardzo chcesz, to dam Ci spokój. W końcu niczego Ci nie brakuje. Nie jestem Ci do niczego potrzebna. -Starałam się powiedzieć te zdania spokojnie, jednak złość, smutek i ból kumulował się we mnie z każdą sekundą.
-Lyn, ja nie miałem tego na myśl... -Harry zaczął się tłumaczyć, co sprawiało, że był bardzo zakłopotany. Teraz się tłumaczy. Kolejny raz mnie zranił. Kolejny.
-W porządku Harry. Zrozumiałam. -Zacisnęłam mocno usta, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem. Oczy zaczęły mnie piec, więc szybko odwróciłam się i zniknęłam za drzwiami łazienki, gdzie już nie powstrzymywałam swoich łez.
-Lyn, skarbie. Przepraszam. Wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć. Miałem ciężki dzień w pracy. Nie powinienem tego powiedzieć. Wcale nie miałem tego na myśli. -Styles walił w drzwi, próbując się wytłumaczyć. Nie musi się tłumaczyć. Dla mnie było wszystko jasne. -Skarbie, proszę, otwórz. Porozmawiaj ze mną. -Nie odpuszczał.
-Przed chwilą byłeś zbyt zmęczony na rozmowę. -Starałam się brzmieć obojętnie. Nie chciałam, aby usłyszał mój łamiący się głos.
-Tak, byłem zmęczony, ale ty jesteś ważniejsza. -Ważniejsza. Ja. Ważniejsza. Oczywiście. Jestem ważniejsza. Ale pieniądze będą zawsze najważniejsze. Na co ja liczyłam? Że Harry cały czas udawał materialistę, a tak naprawdę miłość jest dla niego na pierwszym miejscu? Śmieszne. Tak bardzo. -Odpowiesz coś? -Spytał wyczekującym tonem. Co miałam mu odpowiedzieć? Że znowu mnie zranił? Że ciągle się na nim zawodzę?
-Jestem zmęczona. Idę spać. -Wyszłam z łazienki, czego na pewno się nie spodziewał. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, wyminęłam go i skierowałam się do sypialni. Szedł za mną, słyszałam jego kroki. Wyciągnęłam z szafy szorty i luźny t-shirt Harr'ego, co służyło mi za pidżamę i ponownie poszłam do łazienki, gdzie szybko się wykąpałam i przebrałam w przygotowane ubrania. Kiedy ponownie znalazłam się w sypialni, Harry leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, momentalnie się podniósł do pozycji siedzącej i przeniósł swój wzrok na mnie. Starałam się go ignorować.
-Płakałaś. -Stwierdził, uważnie lustrując moją twarz. Ale odkrycie!
-Nie płakałam. -Zaprzeczyłam. Nie chciałam, żeby wiedział o moich chwilach słabości. Otworzyłam się dla niego i teraz tego żałuję. Nikt oprócz Natt'a, nigdy nie powinien widzieć mnie, kiedy płaczę.
-Ale twoje oczy... -Zaczął kolejne zdanie, lecz nie dałam mu go dokończyć.
-Są czerwone, bo jestem zmęczona. -Położyłam się na mojej stronie łóżka i prykryłam szczelnie kołdrą. Harry od razu położył się obok mnie. Odwróciłam się plecami do jego osoby. Nie wiem czy nie zauważył, że go ignoruję, czy nie chciał tego widzieć. Objął mnie w talii, jak to miał w zwyczaju robić. Ja jednak nie odwróciłam się w jego stronę i nie przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Wręcz przeciwnie. Odsunęłam się od niego, najdalej jak mogłam. Zrezygnowany, puścił mnie. Nie powiem, że cieszyłam się z tego, bo w głębi potrzebowałam tego, aby mnie przytulał, jednak nie mogłam mu tego powiedzieć. Moje powieki robiły się powoli cięższe. Wcześniej wcale nie miałam ochoty iść spać, skłamałam, aby Harry dał mi spokój. Jednak teraz mój organizm powoli się wyłączał.
-Przepraszam. Jestem największym idiotą na świecie. Nie zostawiaj mnie. Kocham Cię. -szepnął Harry, po czym ponownie objął mnie w talii. Na pewno myślał, że śpię. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Rzeczywiście jest idiotą. Największym na świecie idiotą. Moim idiotą. Ale kocham tego idiotę i nie mogłabym go zostawić. Nawet jeśli mnie teraz zranił. Zbyt bardzo go potrzebuję, żeby go zostawić. Ale kłótnia czasami jest potrzebna. W końcu muszę nauczyć Harr'ego, że nie może ciągle się rządzić w naszym związku.

komentarz = szacunek dla autora
________________________

I jest pierwsza kłótnia! A to dopiero początek.. chyba. Bo nie wiem czy będę się trzymać planu, czy ominę te wszystkie dramy i przejde do głównego wątki. Ogólnie miałam taki pomysł, żeby pominąć te mniej ważne (ale wciąż ważne) wątki i zrobić od razu najważniejszy wątek i skończyć, ale dostałam dzisiaj przypływu chęci i napisałam aż 2/3 rozdziału w ciągu półtora godziny! Chcę wam podziękować, że czekaliście (kilka dni, ale zawsze coś !) i mnie wspieraliście. Wujek niby informatyk obejrzał niedziałający komputer, stwierdził że nadaje się do wyrzucenia i wszystko stracę. Myślałam, że coś sobie zrobię, bo wszystkie rozdziały DFM, Help Me i nowego opowiadania TORN, o którym powiem wam innym razem. No, ale kochana Maddie powiedziała mi, żebym przycisnęła f11 i się włączył po tym komputer, a wujek "imformatyk" był trochę zdziwiony xD tak czy inaczej odzyskałam wszystko i już zapisuję na bloggerze, żeby na wszelki wypadek nic nie stracić.

Pod hashtagiem #MoreThanFamousFF możecie znaleźć jakieś informacje, fragmenty dotyczące nowych rozdziałów DFM :)

tt/ask: @EmilyJenny_